Выбрать главу

Następnego dnia powiedziano mi, że mam poślubić córkę księcia Adźataśatru. Nie przestawano mnie zapewniać, że to dla mnie wielki honor. Jako przedstawiciel Wielkiego Króla, uznany zostałem za członka stanu rycerskiego. Nie będąc Wielkim Królem, nie mogłem poślubić córki króla Bimbisary, lecz byłem wystarczająco wysoko postawiony, by pojąć za żonę jedną z dwudziestu trzech córek Adźataśatru.

Z początku obawiałem się, że zostanie zastosowane jakieś stare prawo wedyjskie, które zmusi mnie do kupna żony od jej rodziny. Ale okazało się, że stare prawo wedyjskie przewiduje rzecz wręcz odwrotną. Zapłacono mi, i to bardzo hojnie za to, że zgodziłem się ożenić z dwunastoletnią Ambaliką, która, jak się przekonałem, nie była jeszcze dojrzałą kobietą, wbrew temu, co mówił jej kochający ojciec. Indusi uważają to za bardzo ważny szczegół i nie bez racji, bo kobiety cieszące się tak dużą swobodą z chwilą osiągnięcia dojrzałości małe zaiste mają szansę na zachowanie dziewictwa w tym klimacie i na tym dworze.

Mimo że wstępne negocjacje prowadzone były bardzo formalnie przez reprezentującego rodzinę królewską Warszakarę i Karakę, który reprezentował mnie, ostateczne porozumienie zawarte zostało w sposób wielce przyjazny, a nawet rzec można czarujący, bezpośrednio pomiędzy Adźataśatru i mną. Odbyło się to w Kasynie na Pięciu Wzgórzach, największym z licznych domów gry stolicy.

Indusi pasjonują się hazardem. Są bardzo lekkomyślnymi graczami. W jednej grze w kości potrafią stracić fortunę, nie mówiąc już o grze w odgadywanie numerów. Za czasów Bimbisary kasyna gry znajdowały się pod ścisłym nadzorem państwowym. Pięć procent z każdej stawki szło na utrzymanie budynku. Ponieważ nie pozwalało się graczom na przynoszenie własnych kości, państwo ciągnęło niezły zysk z ich wypożyczania. Dom gry nigdy dużo nie przegrywał – czyżby kości były spreparowane? gra sfałszowana? a może rachunek prawdopodobieństwa sprzyja domowi gry? – dochody króla były tak olbrzymie, że ich wysokość stanowiła jedną z najlepiej strzeżonych tajemnic Magadhy. Podczas pełnienia mojej misji nie zdołałem dowiedzieć się prawdy.

Mimo że król Bimbisara osobiście nie cierpiał hazardu i starał się zniechęcić do niego członków dworu, następca tronu był stałym bywalcem Kasyna na Pięciu Wzgórzach, najelegantszego z domów gry stolicy. Fama głosiła, że sam Adźataśatru jest jego właścicielem i że bezczelnie oszukuje rząd pozbawiając go części udziału w dochodach.

Mój przyszły teść był zaledwie o kilka lat starszy ode mnie. Polubiliśmy się od razu, bo jeżeli chciał być ujmujący, nie było milszego odeń człowieka. Tego wieczora w Kasynie na Pięciu Wzgórzach Adźataśatru promieniował wdziękiem; pomalował sobie nawet różem sutki, co czyni się tu jedynie na specjalne okazje.

Ramię w ramię weszliśmy do głównej sali, długiej i wąskiej, z ustawionymi pod obu ścianami stołami do gry. W głębi za kurtyną znajdowała się alkowa z łożami obitymi chińską tkaniną. Tutaj książę odpoczywał, nie obserwowany przez nikogo, ale obserwujący przez liczne otwory wycięte w zakurzonej kurtynie wszystko, co działo się na sali.

Spostrzegłem, że kiedy zarządca prowadził nas do alkowy, żaden z graczy nie patrzał na księcia.

– Zauważ – Adźataśatru szepnął mi do ucha, roztaczając silny zapach perfum – jestem niewidzialny.

Zrozumiałem, że zauważenie księcia, gdy odpoczywa wśród zwykłych ludzi, uważa się za nietakt. Później dowiedziałem się, że było to gorsze niż nietakt: patrzenie na księcia, kiedy się zabawiał, groziło po prostu śmiercią.

Zajęliśmy miejsca na łożach, zaciągnięto kurtynę. Po chwili młode dziewczęta przyniosły nam mocne wina w srebrnych dzbanach. Jedna z nich nie była jeszcze nawet podlotkiem, co podnieciło księcia. Rozmawiając ze mną pieścił ją w taki sposób, w jaki mag głaszcze psa rozmawiając przy tym z namaszczeniem o sposobach przyrządzania haomy albo o stworzeniu świata.

– Przyniesiesz nam radość i szczęście. – Książę uśmiechnął się do mnie. W odróżnieniu od ministra utrzymywał swoje zęby w czystości za pomocą czegoś w rodzaju żywicy, która usuwa wszelkie resztki jedzenia. Siedziałem dość blisko, by zauważyć, że całe ciało ma ogolone albo potraktowane jakimś środkiem usuwającym włosy. Gdyby nie jego muskularne ramiona i potężne dłonie, mógłbym sobie wyobrazić, że siedzę obok przyszłej teściowej.

– Wyświadczyłeś mi zaszczyt większy od góry złota i srebra. Mój pan, Wielki Król, będzie zadowolony.

– Musimy go zaprosić do Magadhy. Oczywiście nie na ślub – dodał szybko. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że tajny wywiad Radźagryhy mniej więcej rozumie intencje Persji. Uważam jednak, że sami byliśmy bardzo subtelni w metodach szpiegowania. Pięciu ludzi, którym powierzyłem ocenę sił wojskowych Magadhy, nigdy nie robiło żadnych notatek. Każdy z nich miał zapamiętać sobie te same fakty. Zakładałem, że przynajmniej jeden z nich powróci żywy do Suzy.

Jeżeli chodziło o szlaki handlowe, warsztaty i surowce, to działaliśmy całkiem otwarcie i już wkrótce mieliśmy dokładne dane o ogromnym bogactwie tego kraju. Większa część dochodów królewskich pochodziła z podatków nakładanych na karawany przechodzące przez Magadhę; specjalnie dochodowy był słynny szlak z południowego wschodu na północny zachód – termin droga po prostu nie nadaje się do warunków indyjskich.

Państwo miało monopol na wyrób tkanin i broni. Zarządca tkalni przez trzy dni pokazywał mi warsztaty, w których kobiety przędły i tkały od świtu do nocy. Królowie Magadhy czerpią główne zyski z eksportu gremplowanej bawełny. Chociaż nie zaprowadzono mnie do arsenałów, członkowie mojej świty odkryli kilka tajemnic. Jakkolwiek zaskoczyła ich słaba wydajność pracy przy obróbce żelaza, to wielkie wrażenie zrobiła na nich sprawność, z jaką montowano broń i różne narzędzia rolnicze.

Jedna grupa robotników jest odpowiedzialna za obróbkę, powiedzmy, drewnianej części motyki. Inna wlewa przez ten czas płynny metal do formy, by sporządzić część metalową. Trzecia montuje te dwie części, a czwarta odpowiada za ładowanie gotowych przedmiotów na wozy. Szybkość, z jaką wykonuje się tu i następnie wysyła mnóstwo motyk, budzi podziw.

Niestety, nigdy nie potrafiłem nikogo w Suzie zainteresować tymi sprawami. Przede wszystkim dlatego, że perska szlachta gardzi handlem. Poza tym będąc członkiem dworu nie znałem nikogo, kto chciałby się zająć produkcją czegokolwiek na większą skalę.

– Zobaczysz, moja córka to istny skarb. Będzie ci tak oddana jak Sita Ramie. – Było to konwencjonalne zdanie.

– Wystarczy mi fakt, że jest twoją córką.

– Jest mi najbliższa ze wszystkich dzieci. – W jego błyszczących, przemywanych specjalnym płynem oczach zabłysły łzy. W rzeczywistości, jak powiedziała mi później Ambalika, ojciec nie troszczył się nawet o to, żeby znać imiona swoich córek. Interesował się wyłącznie synami.

– Zawsze się go bałam – rzekła mi. – Wszystkie się go bałyśmy. Nigdy się do mnie nie odzywał, aż do dnia, w którym mnie zawiadomił, że mam poślubić perskiego pana. Kiedy spytałam go, gdzie leży Persja i co to za kraj, odpowiedział, że to nie moja sprawa.

– Zechcesz zapewne poznać dziadka mojego drogiego dziecka, księcia Dźetę. Jest spokrewniony z moim drogim wujem, królem Kosali. Stanowimy piękną, szczęśliwą rodzinę, którą dzieli wyłącznie, jak to wciąż powtarzam, rzeka Ganges. Oraz – dodał, a na jego gładkiej twarzy pojawił się grymas – federacja republik. Och, mój drogi, potrzebna nam jest twoja mądra rada. – Jego potężna ręka spoczęła przez chwilę na mojej dłoni. Poczułem bijący z jego palców żar. Palmowe wino, które popijaliśmy, rozgrzewa ciało i przytłumia zmysły. – Jesteśmy silniejsi. Oni zaś sprytniejsi. Organizują zamieszki na granicy. Przenikają do zakonów. Klasztory buddyjskie i klasztory dźinistów pełne są republikańskich agentów. Ale ponieważ mój ojciec, oby wiecznie żył, jest wyznawcą Buddy, nic nie możemy zrobić. Co gorsza w ostatnim roku agenci republikańscy przeniknęli do cechów. Opanowali radę garncarzy tu, w samej stolicy. Mają dwóch członków w radzie cechu tkaczy. A najgorsze, starszy cechu szewców jest otwarcie republikaninem. Niszczą nas powoli od środka i… och, mój drogi przyjacielu, powiedz, co robić?