Выбрать главу

Na dachu rozstawiono namiot. W świetle półksiężyca widać było pięć łagodnych wzgórz starego miasta.

– Oto gwiazda polarna. – Ambalika chwyciła mnie za rękę i razem patrzyliśmy na to, co Anaksagoras uważa za skałę, a ja się zastanawiałem, jak to często robię, nad tym, skąd wzięliśmy się tutaj. Gdzie zebrali się po raz pierwszy Arjowie? Czy przyszli z lasów na północy? Czy z wielkich równin Scytii? I dlaczego przywędrowaliśmy na południe, do Grecji, Persji, Indii? I kim byli ciemnowłosi ludzie, których zastaliśmy w miastach Sumeru i doliny Indusu? I skąd oni przyszli? Czy może po prostu wyrośli z ziemi jak pąki lotosu, kiedy przychodzi czas kwitnienia?

Demokryt pyta, dlaczego lotos jest dla wschodnich narodów świętym kwiatem. Zaraz to wyjaśnię. Kiedy pęd lotosu przebija się przez błoto i wychyla się na powierzchnię wody, formuje się na nim łańcuch pączków. Gdy pączek lotosu znajdzie się na powietrzu, rozchyla się, rozkwita i umiera, a wtedy na jego miejscu zjawia się następny pączek i tak dalej w nie kończącym się łańcuchu. Przypuszczam, że gdyby człowiek medytował wystarczająco długo nad lotosem, nasunęłaby mu się myśl o jednoczesności śmierci i odrodzenia. Oczywiście, mogło być inaczej: ten, kto wierzy w wędrówkę dusz, doszedł do wniosku, że kwitnienie lotosu odpowiada łańcuchowi wcieleń.

Po obowiązkowym przyjrzeniu się gwieździe polarnej weszliśmy do wnętrza naszego namiotu rozstawionego na dachu. Zdjąłem szal. Drzewo wymalowane na mojej piersi kiepsko zniosło kaskady potu. Lecz Ambalika była zachwycona.

– To musiało być piękne drzewo.

– Tak, piękne. Czy tobie też namalowali drzewo?

– Nie. – Zdjęła szal. Ponieważ nie podzielałem pociągu jej ojca do dzieci, ulżyło mi, kiedy zobaczyłem, że jest całkiem dojrzałą kobietą. Dokoła każdej z jej małych piersi narysowane były liście i kwiaty. A pod ukwieconymi piersiami, na pępku, rozwijał czerwone skrzydła ptak o białym obliczu.

– To Garuda – powiedziała, klepiąc się po brzuchu. – Ptak słońca. Dosiada go Wisznu. Przynosi szczęście. Ale nie wężom. Jest wrogiem wszystkich węży.

– Popatrz – rzekłem wskazując na moje oplecione wężami łydki. Ambalika śmiała się uroczo i bardzo naturalnie.

– To znaczy, że musisz przestrzegać naszych praw, bo jak nie, to mój Garuda zniszczy twoje węże.

Zrobiłem się niespokojny.

– Czy naprawdę musimy leżeć obok siebie przez trzy dni i nie kochać się?

Ambalika skinęła głową.

– Tak, trzy dni. Lecz czas nie będzie nam się dłużył. Bo widzisz, ćwiczyłam się we wszystkich sześćdziesięciu czterech naukach pomocniczych. No, w każdym razie w większości z nich. Będę cię zabawiać. Oczywiście, że w żadnej z nich nie jestem doskonała. No ale też nie jestem nierządnicą. Umiem grać i improwizować na lutni. Całkiem nieźle tańczę. Gorzej ze śpiewem. Umiem świetnie grać w starych sztukach, zwłaszcza jeżeli występuję w roli jednego z bogów, na przykład Indry. Wolę grać role bogów niż bogiń. Potrafię też układać wiersze, nie umiem jednak improwizować tak dobrze jak stara królowa; nie celuję w szermierce mieczem ani laską, jestem niezłą łuczniczką. Umiem tak doskonale robić sztuczne kwiaty, że uznasz je za prawdziwe. Umiem wić ceremonialne wieńce, układać bukiety…

Ambalika opisała różne stopnie doskonałości, jakie osiągnęła w każdej z sześćdziesięciu czterech nauk pomocniczych. Dawno już zapomniałem pełną ich listę. Ale pamiętam, że zastanawiałem się, w jaki sposób jakikolwiek mężczyzna, a tym bardziej kobieta, może celować we wszystkim, co wymieniła, zajmując się na dodatek czarowaniem, ciesielką, łamańcami językowymi i kalamburami, tresurą ptaków – zwłaszcza to ostatnie. Każda indyjska dama ma co najmniej jednego skrzeczącego, kolorowego ptaka, który umie wrzeszczeć: „Sita” albo „Rama”. Kiedy wspominam Indie, widzę te mówiące ptaki, a także rzeki, deszcz i słońce niczym bóg.

Ambalika bynajmniej nie przesadzała. Zabawiała mnie przez trzy dni i trzy noce i chociaż spaliśmy jedno przy drugim w namiocie na dachu, udało mi się nie złamać wedyjskiego prawa.

Kiedy powiedziałem jej, że Adźataśatru nazwał ją swoją najukochańszą córką, roześmiała się.

– Nigdy go nie widziałam, zanim postanowił wydać mnie za ciebie. W rzeczywistości to królowa o tym zdecydowała. Jestem jej ulubioną wnuczką. Czy ofiara z konia to nie wspaniała ceremonia? Stara królowa była tak podniecona! „Teraz mogę spokojnie umrzeć”, powiedziała nam później. Ona na pewno niebawem umrze. Jej ostatni horoskop był niedobry. Patrz! Spadająca gwiazda! Bogowie się bawią! Rzucają w siebie różnymi przedmiotami. Wypowiedzmy jakieś życzenie.

Wtedy nie znałem jeszcze Anaksagorasa, nie mogłem więc jej powiedzieć, że to, co brała za garść czystego światła, było tylko kawałkiem spadającego na ziemię rozpalonego metalu.

– Czy twój ojciec wyróżnia którąś ze swoich żon? – zapytałem.

– Nie. Lubi nowe. Oczywiście, nie żony. Na dłuższą metę są zbyt kosztowne, a on ma już trzy. Może poślubi jeszcze jedną, najwyżej dwie. Ale dopiero kiedy będzie królem. Teraz nie stać go na nową żonę. Zabawia się jednak z eleganckimi kurtyzanami. Czy poszedłeś z nim do jednego z ich domów?

– Nie. Mówisz, że nie ma pieniędzy…

– Planowałyśmy często z siostrami, że przebierzemy się za chłopców i wśliźniemy do domu kurtyzany podczas jakiejś zabawy, żeby podpatrzyć wszystkie jej sztuczki. Albo że wejdziemy tam jako zawoalowane tancerki. No, ale gdybyśmy zostały przyłapane…

– Ja pójdę. Potem opowiem ci, jak tam jest.

– Uważam, że nie mówi się takich rzeczy pierwszej żonie, póki się jej nie wypróbowało.

– Czy nie byłoby gorzej, gdybym jej to powiedział potem?

– Chyba tak. Co do tego, że mój ojciec nie ma pieniędzy… – Dziewczynka reagowała szybko. Słyszała, co powiedziałem. Próbowała odwrócić moją uwagę. Kiedy to się nie udało, była szczera, ale ostrożna. Dotknęła ręką ucha dając mi do zrozumienia, że jesteśmy podsłuchiwani. Potem zmarszczyła brwi i przyłożyła pomalowany na czerwono palec do zaciśniętych warg. Była świetnym mimem. Ostrzegła mnie, żebym nie omawiał tego tematu w naszym domu, nawet na dachu o północy.

– Jest nazbyt hojny dla wszystkich – powiedziała bardzo głośno. – Pragnie, by ludzie czuli się szczęśliwi. Daje im za dużo prezentów. Dlatego nie stać go na nowe żony, z czego jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni. Bo chcemy go mieć dla siebie, nie dzielić się nim. – To małe przemówienie było arcydziełem dwudziestej ósmej sztuki, czyli aktorstwa.

Następnego dnia, kiedy huśtaliśmy się siedząc obok siebie na środku dziedzińca, szepnęła mi do ucha:

– Całe pieniądze mojego ojca idą na wystawienie armii do walki z republikami. To ma być tajemnica, ale wszystkie kobiety ją znają.

– Dlaczego król nie wystawia armii?

– Stara królowa mówi, że król naprawdę pragnie pokoju. Poza tym od czasu ofiary z konia stał się władcą świata. Po co więc miałby rozpoczynać wojnę?

Nie powiedziałem jej, że to Dariusz, nie Bimbisara, jest władcą świata, ponieważ od początku zakładałem, że Ambalika będzie przede wszystkim lojalna w stosunku do swojej rodziny, a dopiero potem wobec mnie. Toteż uważałem za pewnik, że wszystko, co jej powiem na temat polityki, przekaże ojcu albo Warszakarze.