Выбрать главу

Spędziłem szereg niespokojnych tygodni spacerując po wilgotnych ogrodach pałacu króla Prasenadźita. Nie wezwał mnie ani król, ani książę. Nie miałem żadnych wiadomości z Suzy. Ani od karawany z Takszaśili. Moja izolacja została wreszcie przerwana przez przybycie księcia Dżety i mnicha Śariputry. Pojawili się nie zapowiedziani na werandzie. Pomogłem im wyżąć wodę z szat.

– Przypadkiem spotkałem w ogrodzie Śariputrę – oświadczył książę Dźeta – i powiedziałem mu, że chciałbyś z nim pomówić. – Wybaczyłem mu to kłamstwo. Marzyłem o jakimkolwiek towarzystwie, nawet buddyjskiego arhata o czarnych dziąsłach.

Karaka posłał po wino. Śariputra usiadł na podłodze, książę Dźeta na poduszce. Ja usadowiłem się na zydlu. Starzec zrobił minę, którą uznałem za uśmiech.

– Mój drogi… – zaczął i umilkł.

– Może chciałbyś go o coś zapytać? – Książę Dźeta patrzył na mnie wyczekująco.

– A może to on – powiedziałem przekornie, pamiętając o mojej duchowej misji – chciałby m n i e o coś zapytać?

– Wiadomo, że Budda zadaje pytania – wtrącił książę Dźeta taktownie. – Śariputra także.

– Tak. – W niezmiennie dobrotliwej postawie starca było coś z błogości dobrze odżywionego dziecka; lecz jego bystre oczy wydawały się zimne i nieruchome jak oczy węża. – Czy lubisz zabawy, mój chłopcze?

– Nie – odparłem. – A ty?

– Wieczne zabawy, owszem! – Śariputra roześmiał się. Nikt mu nie zawtórował.

– Dlaczego – zapytałem – nie interesuje cię ani Mądry Pan, ani jego prorok Zoroaster?

– Wszystko mnie interesuje, mój chłopcze. A skoro ty masz wyraźnie ochotę mówić o Mądrym Panu, więc mów! W tej chwili! Prawda nie może podobno czekać. Nie mam pojęcia, dlaczego. Wszystko inne może czekać. Opowiadaj.

Opowiedziałem mu.

Kiedy skończyłem, Śariputra zwrócił się do księcia Dżety:

– Ten Mądry Pan wygląda mi na Brahmę, który próbuje przedzierzgnąć się w Persa. Ach, ci bogowie! Zależnie od kraju zmieniają imiona i myślą, że my tego nie zauważymy. My jednak zawsze wiemy! Nie mogą nas oszukać, nieprawdaż? Ani nam się wymknąć. Ale ten Brahma! Jest niewątpliwie najbardziej ambitny. Uważa, że to on jest stwórcą. Wyobraź sobie tylko! Trzeba go było słyszeć, kiedy po raz pierwszy przyszedł do Buddy. Nie, nie po raz pierwszy, po raz drugi. Za pierwszym razem błagał Buddę, żeby wprowadził w ruch koło nauki. Och tak, bardzo nalegał, był bardzo przekonywający. Ponieważ wie, że musi się urodzić jako człowiek, zanim osiągnie nirwanę, a kiedy się w człowieka wcieli, to jedyna droga osiągnięcia nirwany prowadzić będzie przez Buddę. Nie jest głupcem. Chociaż mówi tak, jak gdyby nim był. Budda dał się przekonać, ponieważ Brahma jest najlepszym z bogów, co bardzo mało znaczy, nieprawdaż? No więc Budda zgodził się, zaraz po ich pierwszym spotkaniu, wprowadzić koło w ruch, co było z jego strony wielkim poświęceniem, gdyż sam osiągnął nirwanę i nie jest już ani tu, ani tam, ani gdziekolwiek, w przeciwieństwie do nieszczęsnego Brahmy. Potem Brahma znowu do niego przyszedł, w mieście Radźagryha. Powinniśmy zapytać Anandę, gdzie i kiedy, bo on pamięta nawet najmniej ważne szczegóły. Wszystko to działo się, jeszcze zanim się urodziłem. Brahma powiedział do Buddy: „Jestem Brahma. Wielki Brahma, król bogów. Nie zostałem stworzony, lecz sam stworzyłem świat. Jestem władcą świata. Mogę tworzyć, zmieniać, rodzić. Jestem ojcem wszechrzeczy.” Cóż, wszyscy wiemy, że to niedorzeczność. Ale Budda jest niezmiennie uprzejmy. A także wzniosły. „Jeżeli istniejesz – rzekł najspokojniej w świecie – to znaczy, że zostałeś stworzony. Jeżeli zostałeś stworzony, to będziesz się zmieniać. Jeżeli będziesz się zmieniać, to twoim celem powinno być uwolnienie się od cyklu śmierci i ponownych narodzin. Musisz więc stać się tym, czym ja już jestem. Musisz zrobić ostatni krok na ośmiostopniowej ścieżce. Musisz przestać się zmieniać i przestać istnieć.”

– Co na to odrzekł Brahma? – Nigdy w życiu, ani przedtem, ani potem, nie słyszałem podobnych bluźnierstw.

– Och, zmartwił się. Ty także byś się zmartwił. Bo, rozumiesz, oto on, zupełnie jak twój Mądry Pan, zawsze tak pewny siebie i zawsze tak potężny, przynajmniej tak myśli. Przecież jeżeli jest wszechpotężny, to powinien móc n i e istnieć, więc znaleźć się w stanie, do którego dąży i którego nie potrafi osiągnąć. Dlatego właśnie błagał Buddę, żeby wprawił w ruch koło doktryny.

– Czy jesteś zupełnie pewny, że to rzeczywiście Mądry… to znaczy Brahma przemawiał do Buddy?

– Oczywiście że nie jestem pewny! Wszystko jest złudzeniem, snem, mój drogi, w snach zaś pewne rzeczy mają mniej sensu, a inne więcej. Moim zdaniem wszystko zależy od tego, jaką zajmujesz postawę, kiedy śpisz, nieprawdaż?

Prawdę mówiąc, miałem uczucie, że ja też albo śnię, albo wpadłem w obłęd.

– Zoroaster naprawdę słyszał głos Mądrego Pana – zacząłem – tak samo jak Brahma słyszał odpowiedzi Buddy. – Śariputra skinął zachęcająco głową, jakby słuchał kiepskiego ucznia, który poprawnie dodał jeden do jednego.

– Z szacunku dla Mądrego Pana muszę powiedzieć, że to Zoroaster słyszał jego głos, nie odwrotnie.

– A ja z szacunku dla Buddy wyrażam to inaczej. Zawsze istnieje tylko jeden Budda.

– Istnieje tylko jeden Mądry Pan.

– Chyba że wymyka się do Indii i usiłuje uchodzić za Brahmę. W żadnym razie nie jest jedynym bogiem. Jest tylko najbardziej zarozumiały.

Starałem się, jak mogłem najlepiej, zachować maskę dworzanina.

– Odrzucasz więc tezę, że Mądry Pan jest jedynym stwórcą wszechrzeczy?

– Oczywiście, mój drogi. I ty także. – Po czym złośliwy starzec powtórzył mi to, co zarecytowałem mu z najświętszego z naszych tekstów: – „Zanim świat stworzył, nie był Ahura Mazda Mądrym Panem. Po stworzeniu świata stał się Mądrym Panem łaknącym wzrostu i rozwoju, mądrym, wolnym od przeciwności losu, jawnym…” Zapomniałem już resztę jego atrybutów, które łaskawie wyliczyłeś nam przed chwilą. Moja pamięć nie jest już taka jak dawniej.

– „… wydającym zawsze słuszne decyzje, szczodrym, wszystkowiedzącym” – uzupełniłem ponurym tonem.

– Tak, tak. „Więc swoim przenikliwym spojrzeniem Ahura Mazda widział, że duch zniszczenia nigdy nie wyrzeknie się przemocy…” I zastawia pułapkę na ducha zniszczenia tworząc z ogromu nieskończonego czasu czas długiego panowania. Och, mój drogi, to wszystko takie skomplikowane! Jeżeli jest Wszechmocnym stworzycielem, to dlaczego w ogóle stworzył ducha zniszczenia? W jakim celu? A jeżeli już go stworzył, to dlaczego musi podejmować trud walki z tym, co sam stworzył? To nie było chyba bardzo mądre z jego strony, nieprawdaż? A owo naleganie, żeby człowiek, który też został przez niego stworzony, musiał nieustannie walczyć z poprzednim jego tworem… Nie, to stanowczo jest niemiłe.

– Sam fakt istnienia zła nie jest miły, Śariputro. Ale ponieważ istnieje dobro, więc musi być i zło i walka między nimi musi trwać do końca czasu długiego panowania, kiedy zatryumfuje dobro.

– Jeżeli dobro na pewno zwycięży, to po co trudzić się walką?

– Ponieważ taka jest wola Mądrego Pana. Stworzył z samego siebie wszystkie ludzkie dusze naraz. Owe wieczne duchy tkwią w nim aż do chwili, gdy zmuszone są przyjąć ludzką postać. Wtedy dokonują wyboru. Albo podążają za Prawdą, albo za Kłamstwem. Jeżeli wybierają Prawdę, zostają nagrodzone, jeżeli wybierają Kłamstwo…

– Tak, moje drogie dziecko. Choć nie jestem bystry, zrozumiałem, co powiedziałeś. I po co wszyscy muszą tak cierpieć?