Выбрать главу

– Dziękuję ci, moja przyjaciółko, za ostrzeżenie – powiedział cicho. – A przy okazji, jak ci na imię?

I zaraz potem w jego głowie pojawiło się imię Eliveva. Obce imię z innej cywilizacji.

– Dziękuję, Eliveva – szepnął. – Zdaje mi się, że potrzebuję twojej pomocy bardziej, niż oboje oczekiwaliśmy.

Wyglądało na to, że korytarz powinien teraz być bezpieczny. Dla pewności spojrzał jeszcze uważnie w sufit, ale nie zauważył więcej mieczy.

Tam, którędy szedł, było ciasno. Akurat w chwili, gdy pomyślał, że formacje skalne nie powinny być o wiele większe, natrafił na ścianę, obok której znajdował się niemożliwy do przebycia otwór. Czyżby to był ślepy korytarz?

Rozgniewany wrócił do miejsca, gdzie spadły miecze. Rozejrzał się wokół…

Owszem, w rogu zobaczył otwór, którego przedtem nie widział. Ostrożnie wycofywał się w tamtym kierunku. Nie miał już zaufania do tego miejsca.

Musiał przeciskać się pomiędzy kamiennymi blokami. I nagle nie wiadomo skąd nadleciał silny podmuch wiatru. Pochodnia zgasła.

Dolg znajdował się w jakiejś pustej grocie. Dotykając ścian posuwał się po omacku przed siebie. Nie bał się, miał wrażenie, że nic mu tu nie grozi.

Ale ponownie przyszło ostrzeżenie, tym razem ostre.

Przez chwilę stał bez ruchu.

Potem wyciągnął przed siebie ręce.

To, co wydawało mu się przeciągiem pomiędzy blokami, było czymś więcej. Ukucnął i ostrożnie badał ręką przestrzeń wokół siebie. Był przestraszony.

Najpierw ręka wymacała zimny kamień. Nagle jednak w ogóle wszelki grunt zniknął. Gwałtowny wiatr przeleciał mu między palcami i Dolg domyślił się, że siedzi nad kanałem bardzo starego wulkanu. Prowadził on zapewne do wnętrza ziemi. A w takim razie wulkan nie był całkiem wygasły i mógł się obudzić. Nie, ale z pewnością istniały jeszcze inne otwory, idące w głębi pod górą, w których powstawały przeciągi jak w najwspanialszych kominach.

Ale jakie to wszystko mogło mieć znaczenie dla Dolga? Z tego co widział, tylko jeden kanał mógł prowadzić go dalej. I nie wolno mu było wejść do tego kanału, niechybnie stoczyłby się w głąb, w jakąś nie znaną czeluść.

W dalszym ciągu badał po omacku otoczenie. Wiatr dochodzący z dołu rozwiewał mu włosy, ale chłopiec nie rezygnował. Musiał bardzo uważać, żeby nie stracić równowagi.

Po dłuższej chwili zrozumiał, że może przejść po prawej stronie otworu. Dla pewności pełzł na czworakach. Zapalanie pochodni teraz nie miałoby sensu, zgasłaby natychmiast.

Żeby tak na zewnątrz zrobiło się widno! Ale do świtu było jeszcze daleko, a jego ojciec nie mógł czekać.

W końcu znalazł się poza idącym z dołu strumieniem powietrza. Obmacał ścianę i stwierdził, że ciągnie się ona dalej. Wstał i ostrożnie, krok za krokiem, posuwał się wzdłuż niej, aż zaszedł tak daleko, że odważył się ponownie zapalić pochodnię.

Kiedy płomień strzelił w górę, Dolg rozejrzał się.

Został mu już do przebycia niewielki kawałek Przed sobą miał wejście do nie znanej czeluści, za sobą ścianę…

I tu również kończyło się kamienne podłoże. Tym razem jednak nie było to groźne. Musiał jedynie zeskoczyć na niższy poziom.

Niełatwo było się zorientować w topografii tego miejsca, lecz Dolg domyślał się, że znajduje się ciągle w obrębie granic „wyspy”. Nie był to wielki obszar, on jednak musiał się wciąż przeciskać pomiędzy blokami niczym w labiryncie.

Na niższym poziomie nie zauważył lawy. To była lita skała obok kanału wylotowego wulkanu.

Przypominał sobie teraz opowiadanie ojca, że stare kratery często mają porowate ściany oraz liczne boczne korytarze i odgałęzienia. Powinien bardzo uważać, bo łatwo tu zabłądzić.

Jak dotychczas nie odszedł zbyt daleko od punktu wyjścia.

Dokąd udać się teraz?

Gdyby wspiął się w górę z tamtej strony, z pewnością wkrótce dotarłby do kolejnego otworu.

Warto by go było zbadać.

Dolg postawił stopę na trochę wystającym kamieniu, wyciągnął ręce, by chwycić brzeg skały i podciągnąć się w górę.

I wtedy przyszło kolejne ostrzeżenie.

Dolg natychmiast cofnął rękę i instynktownie odskoczył w tył.

Straszna lawina wielkich kamieni i odłamków lawy z hukiem runęła na miejsce, gdzie dopiero co stał. Musiał się pospiesznie odczołgać jak najdalej, jeśli nie chciał być uderzony. Mimo to parę kamieni spadło z wielką siłą, raniąc mu boleśnie nogi.

Przerażony i rozdygotany usiadł w kącie, obejmując rękami trzęsące się kolana. Ból w pokaleczonych nogach był tak dojmujący, że chłopiec musiał zaciskać zęby.

Ale udało mi się umknąć, pomyślał. Gdybym nie otrzymał ostrzeżenia, leżałbym teraz tam pogrzebany na zawsze.

Cały teren pełen był pułapek.

Nie każdy zdołałby tędy przejść!

Rzeczywiście, nie każdy. Ale on jakoś się posuwa do przodu. Drogi przez mokradła były przed nim otwierane. Za każdym razem, gdy znajdował się w niebezpieczeństwie, przychodziło ostrzeżenie.

Kim więc on jest?

Otrząsnął się z tych myśli i zaczął się zastanawiać, co też się kryje za kolejnymi śmiertelnymi pułapkami. Cokolwiek by to było, chronione jest bardzo troskliwie.

Dolg nie zauważył najmniejszego śladu, który mógłby świadczyć, że jakiś człowiek współczesny próbował się tędy przedostać. Pułapki były nie naruszone. I nigdzie żadnych szkieletów umarłych śmiałków.

Pytanie tylko, czy to, co zostało tu ukryte, nadal istnieje? Ktoś przecież mógł, podobnie jak on, bardzo, bardzo dawno temu tutaj wejść i zabrać.

Może stało się to już za życia Cienia? Tata i mama mówili, że niektóre ślady wiodą aż do starożytnego Rzymu, do epoki cesarzy. Dolg wyobrażał sobie, że Cień należy właśnie do tamtych czasów.

Tak strasznie dawno temu! Blisko dwa tysiące lat!

Owszem, bo przecież wielkie bloki lawy zdążyły opaść dół po tym, kiedy tutejsza droga została wyznaczona.

Dolg obejrzał swoje nogi, a kiedy przekonał się, że skaleczenia są powierzchowne i nie stanowią zagrożenia, wstał.

Tym razem niewiele miał dróg do wyboru. Zdecydował się na ostatnią, jaka była, i po chwili znalazł się w korytarzu, który powinien prowadzić do krawędzi krateru wygasłego wulkanu.

Znajdował się teraz na poziomie, który musiał leżeć poniżej powierzchni bagien.

Krótki korytarzyk i Dolg znalazł się na większej otwartej przestrzeni, w której łatwiej było się orientować.

Za nim, w korytarzach, rozległ się łoskot kolejnej kamiennej lawiny.

Nagle w pobliżu wyczuł jakiś ruch. Był właśnie w drodze ku szerokiemu i wygodnemu przejściu, lecz zawrócił instynktownie i pochylił głowę przerażony. Czy to zwierzę? A może…?

Serce chłopca uderzyło niespokojnie.

W głębi ktoś czekał. Ktoś, kto pokazywał mu, że idzie nie tam, gdzie trzeba.

Postać mignęła tylko na ułamek sekundy i natychmiast zniknęła w ciasnym, ciemnym korytarzu.

Dolg długo stał jak sparaliżowany, zanim nareszcie był w stanie poruszyć nogami…

Nie dość że spotkał tu jakąś istotę ludzką, to jeszcze udało mu się w okamgnieniu ją zobaczyć. I właśnie to, co zobaczył, tak go zaszokowało.

Dolg nigdy nie przypuszczał, że coś mogłoby go aż tak wytrącić z równowagi. Serce waliło jak oszalałe, miał sucho w ustach i musiał oprzeć się o ścianę, bo nogi nie chciały go nieść. Kolana się pod nim uginały.

– Mój Boże – szeptał. – Mój Boże.

Nic innego nie przychodziło mu do głowy.

Długo wciągał powietrze. Teraz już wiedział, kto to tak płakał. W strasznej samotności.

Nareszcie z największym trudem doszedł do ciasnego, wąskiego korytarza. Dolg przyjął, że zjawa chciała, by udał się za nią. A może właśnie teraz popełniał błąd?