Выбрать главу

– Zostawiłem Grace mój telefon komórkowy, a ona wie, gdzie jestem.

Patrzono na nich. Tak jak Webb mówił, Grace zabrała Henry'ego i Paddy'ego na werandę i cała trójka, z różnymi odczuciami, oglądała scenę rozgrywającą się na podwórku. Grace robiła wrażenie nad wyraz zadowolonej, Paddy i Henry byli jednak wyraźnie zaniepokojeni.

Świadomość bycia kochaną… Sprawił to ten właśnie człowiek, a Bonnie nikt nigdy nie kochał. Od chwili, gdy jej rodzice…

– Przestań tak myśleć! – skarcił ją Webb, sadzając w wiklinowym fotelu na werandzie.

Nie miała pojęcia, skąd znał jej myśli. Że znał je, nie było żadnych wątpliwości.

– Henry – powiedział Webb – twoja siostrzenica dopiero co odrzuciła propozycję małżeństwa, jaką jej złożyłem. Potrzebna mi twoja pomoc.

– Małżeństwa? – powtórzył Henry, który na ogół nie zabierał głosu publicznie.

– Przypuszczasz, że jestem żonaty. – Webb uśmiechnął się, widząc pełną niedowierzania minę Henry'ego. – Wiem o tym, ale moja żona zmarła trzy lata temu, a Serena jest moją siostrą. No więc, jak widzisz, jestem zasługującym na szacunek wdowcem. Czy masz więc coś przeciwko temu, że Bonnie wyjdzie za mnie?

Zapadła długa cisza, a potem rozległ się pełen radości śmiech Paddy'ego.

– Ślub! Sami powiedzcie, czy nie warto jeszcze trochę pożyć?

– Musisz jeszcze trochę pożyć, Paddy – poparł go Webb. – Nie weźmiemy ślubu bez ciebie.

– Ale ja przecież nie… Nie spieszcie się tak… – szeptała Bonnie.

Czuła się tak, jakby była dzieckiem, jakby wszystko wokół niej rozgrywało się bez jej udziału.

– Tak, to prawda, że się spieszę. – Webb wziął ją mocno za rękę, a oczy jego wyrażały tak wiele, że zabrakło jej tchu. – A ty straciłaś już dosyć czasu. – Zwrócił się znów do Henry'ego. – Czy ona w ogóle wie, jak zginęli jej rodzice?

Henry pokręcił głową, zmieszany i zdezorientowany.

– Lois jej o tym mówiła… Dzieciak był w takiej rozpaczy… Powiedziała, żebym się do tego nie mieszał, że to babska sprawa…

– Bonnie, powiedz, co ci ciotka opowiedziała? – zapytał Webb.

– Że… że oni pojechali do Włoch na wakacje – szepnęła – i rozbili się na autostradzie. Zginęli na miejscu.

Henry i Grace jednocześnie westchnęli.

– Proszę, niech pani powie Bonnie wszystko to, co opowiedziała pani mnie dwa dni temu – odezwał się Webb.

– Nie wyobrażałam sobie, że twoja ciotka będzie tak mściwa. – Grace posłała Henry'emu ciepłe spojrzenie. – Wiesz chyba, że twój ojciec zajmował się medycyną.

– Tak… Myślę, że to był jeden z powodów, dla których zostałam lekarzem.

– Prowadził poważne badania naukowe. Jak wiesz, było w tym czasie dużo zamieszania w sprawie thalidomidu, tego leku, którego używanie prowadziło do wad wrodzonych. Twój ojciec sprawdzał działanie szeregu mniej znanych leków i wyniki jego badań, z tego co wiem, odbiły się głośnym echem na całym świecie. Musiał publicznie przedstawić wyniki swoich badań po to, by niebezpieczne leki zostały wszędzie wycofane. Miał wziąć udział w dwóch konferencjach: jednej w Indiach, a drugiej we Włoszech. W Bombaju wybuchła wtedy jakaś epidemia i rodzice w żadnym wypadku nie mogli cię z sobą zabrać.

– I zostawili mnie tutaj? – stwierdziła raczej, niż spytała.

– Mama nie chciała cię tu zostawiać – powiedziała Grace. – Przyszła do mnie tuż przed wyjazdem i bardzo z tego powodu cierpiała. Nie znosiła Lois i wiedziała, że nie będzie ci u niej dobrze. Chciałam cię wziąć do siebie, ale właśnie urodziły mi się bliźniaki i twoja mama wiedziała, że to niemożliwe. A mama musiała pojechać.

– Dlaczego musiała pojechać? – zapytała Bonnie.

– Twój ojciec miał chore serce – wyrzucił z siebie Henry, a pięści same zacisnęły mu się z gniewu. – W dzieciństwie zachorował na gościec, a nigdy nie był zbyt silny. Twoja mama bardzo się o niego martwiła. I słusznie, jak się okazało. Policja przypuszczała, że zabiła ich oboje jego choroba. Wracali do hotelu po skończonej konferencji we Włoszech i twój ojciec musiał dostać ataku serca. Zjechał z drogi i wjechał na słup. Znaleziono go martwego, leżącego na kierownicy. Nie odniósł żadnych obrażeń, ale twoją matkę wyrzuciło pod nadjeżdżający z przeciwnej strony samochód.

Oczy Henry'ego zaszły nagle łzami.

– Mój Boże, Bonnie, tak mi strasznie przykro. Twoja ciotka nie lubiła twojej mamy, czyli mojej siostry, od pierwszej chwili, gdy je sobie przedstawiłem. Zazdrościła jej chyba wszystkiego i żadne rozmowy nie pomagały. Nie mogła znieść, że twój ojciec był lekarzem i że twoi rodzice mieli więcej pieniędzy od nas. Ale kto mógł przypuszczać, kto mógł wiedzieć… Webb wziął Bonnie za rękę.

– Muszę już iść – powiedział. – Pacjenci czekają. Pamiętaj jednak, że wszyscy cię kochają. Kochali cię twoi rodzice, podejrzewam, że kocha cię też dwóch starszych panów i kocham cię ja. Nie wiesz nawet jak bardzo.

Bonnie nie odezwała się. Nie doszła jeszcze do siebie i pogrążona była w myślach.

– Serena uważa, że powinniśmy spędzić Boże Narodzenie wszyscy razem – oznajmił Webb.

– Razem? – spytała zaskoczona. – Ale… Henry nie może przecież wstawać.

– Przyjdziemy wszyscy tutaj – poinformował Webb. – Co pani o tym myśli? – zwrócił się do Grace.

– Mam pomysł – odparła. – Rodzina zjeżdża do nas dopiero jutro wieczorem i Neil jest niepocieszony, że niepotrzebnie kupiliśmy indyka. Może więc wyprawimy sobie tutaj jutro wielkie przyjęcie? Przyjdziemy z Neilem i Petem i przyniesiemy tak wielkiego indyka, jakiego jeszcze w życiu nie widzieliście. I pudding…

– To dzisiaj przyjeżdża nasz sklepikarz, prawda, Bonnie? – spytał Paddy, tłumiąc kaszel. Jego blade policzki zaróżowiły się z podniecenia. – Niech mnie diabli porwą, jeśli się nie szarpnę na butelkę whisky. – Uśmiechnął się do Bonnie. – I butelkę szampana. Nie, sześć!

Bonnie roześmiała się. Ich radość i zapał zaczęły i jej się udzielać. Wszyscy na nią patrzyli, oczekując, że wyrazi aprobatę. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się otoczona taką miłością.

Jej serce, które pozostawało zbyt długo zimne, zaczęło powoli wypełniać ciepło, a miłość rozwijała się wolno jak pączek róży. Paddy zaś i Henry… W obydwu jej smutnych i ponurych pacjentach dokonała się całkowita niemal przemiana.

Webb przyciągnął ją do siebie i wstała, a on nachylił się, objął ją i przy wszystkich pocałował.

– A teraz… Teraz naprawdę muszę iść.

Odwrócił się, zrobił kilka kroków i przystaną], patrząc na drogę prowadzącą do domu.

– Czy spodziewacie się gości?

Uważnie przyglądał się nadjeżdżającemu samochodowi.

– To ci historia! – powiedział i gwizdnął.

Rozdział 9

Pod dom podjechała cicho taksówka, zatrzymując się przy bramie od podwórka. Młoda kobieta o długich czarnych włosach, ubrana w obcisłe, przylegające do ciała spodnie, trzasnęła drzwiczkami i odwróciła się w kierunku osób siedzących na werandzie.

– Jacinta…

Nie było wątpliwości, że była to ona. Bonnie nie widziała swej kuzynki od czterech lat, ale poznała ją od razu.

Jacinta weszła na werandę i obrzuciła wszystkich lodowatym spojrzeniem.

– Pojęcia nie mam, kim są twoi przyjaciele, kochana – mówiła słodkim głosem – ale najwyższa pora, żeby się wszyscy stąd zaraz wynieśli.

Na werandzie zapanowała martwa cisza. Oczy wszystkich wpatrzone były w Jacintę.

A było na co patrzeć. Włosy, które sięgały jej prawie do kolan, ufarbowane były na kruczoczarny, niemal granatowy kolor, rzęsy, najpewniej sztuczne, przysłaniały ogromne błękitne oczy, a silny makijaż zdobił twarz, jaką mają elfy w bajkach dla dzieci. Miała na sobie przezroczystą bluzkę, a jej błyszczące buty z pewnością nie znalazły się jeszcze nigdy w pobliżu krowich placków.