To nie był nawet już świat, a cały wszechświat. Nie ruszając się od lat ze swego mieszkania, Kulas wiedział o życiu na zewnątrz więcej niż ja, przez większość czasu kręcący się to tu, to tam na przysłowiowym „świeżym” powietrzu.
– Widziałeś to? – Pokazał palcem na jeden z ekranów. – Skośni znów robili podejście pod nasz Strumień.
– I co? – zapytałem kurtuazyjnie, nie mając pojęcia o tym, że ktokolwiek kiedykolwiek robił jakiekolwiek.
– I nic, wycięli ich na trzecim zabezpieczeniu. Mów, co potrzeba, ja mam tutaj zlecenie do dokończenia.
Założył na głowę kask z goglami wirtualnej rzeczywistości, wsunął dłonie w manipulatory i zaczął przebierać palcami w powietrzu, zapewne projektując architekturę jakiegoś ultranowoczesnego systemu do... czegoś.
Patrzyłem na ten beznogi, podłączony do żywienia jelitowego ogryzek człowieka przez dłuższą chwilę. Za każdym razem, gdy go widziałem, nie mogłem się nadziwić: jak to możliwe, żeby tak dobrze poruszać się w świecie, który zasadniczo nie istnieje?
– Mam nośnik do odczytania – odezwałem się w końcu.
Kulas nawet się nie poruszył, zbyt zajęty czytaniem czegoś, co widział tylko on.
– Mhm... Wsuń do gniazda.
Zrobił ledwie zauważalny ruch ręką. Pająk pod sufitem ożył, jedno z ramion wysunęło się ku mnie i otworzyło uniwersalny port.
– Kulas, nie. Nie taki nośnik.
Drugie ramię zjechało w dół, zaświeciło okiem trójwymiarowej kamerki.
– Pokaż.
Posłusznie uniosłem wyciągniętą z kieszeni kartę, obróciłem w tę i we w tę. Kulas poruszył się, zsunął gogle wizualizacyjne na czoło i spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami.
– Grzebałeś po wysypiskach, Chudy?
– Nie żartuj sobie, Kulas. Muszę to odczytać na bezpiecznym sprzęcie.
Wózek inwalidzki drgnął, przesunął się po szynie. Kulas wziął ode mnie kartę, zapalił diodową latarkę czołówkę i obejrzał dokładnie.
– Antyk – zawyrokował. – To już wychodziło z użycia, kiedy my dwaj... no, sam wiesz, co i gdzie robiliśmy.
– Wiem. Dasz radę?
– Czekaj, mam gdzieś mój stary moduł. Szeloba, szukaj!
Pająk rozłożył odnóża, zaczął przebierać nimi ponad zeskładowanym pod ścianami sprzętem. W końcu coś znalazł, cztery ramiona podniosły fragment wciąż wpiętej do przewróconego stojaka serwerowni, dwa sięgnęły i wyciągnęły wojskową stację komunikacyjną starego typu, nadal pomalowaną łuszczącą się farbą kamuflującą.
Kulas podjechał do stołu roboczego, na którym stanęła stacja, wziął do ręki grubą, pancerną wtyczkę przewodu łączącego. Odruchowo złapałem go za ramię, a on spojrzał na mnie z dezaprobatą.
– Spokojnie, Chudy. To jest stół offline, podłączony tylko do tego monitora. Sprawdź przewody, jak chcesz.
– Dobra, nie trzeba. Dawaj.
Podpiął gniazdo, odpalił monitor i wsunął przedpotopową kartę w gniazdo. Stacja ożywiła się, zamigotała diodami, po chwili na ekranie wyświetliła się lista plików. Kulas otworzył pierwszy, drugi, trzeci...
– Dużo tego – zawyrokował od razu, patrząc na skomplikowane diagramy powiązań między firmami, linie chronologii płatności i potwierdzenia przelewów. – Czego szukamy? Albo kogo?
– Valenta – rzuciłem nazwiskiem, które podał mi w trakcie rozmowy Daniłow. – Marco Valenta.
– Europejczyk?
– E tam, nasz, tutejszy. Na własnej piersi wyhodowany.
– No, jest tutaj... Chcesz poklikać?
– Daj.
Przysunąłem sobie krzesło, niepewnie ująłem równie archaiczny co stacja uniwersalny wskaźnik i zacząłem przewijać obrazki. Kulas znów założył swoje gogle i wrócił do projektowania, pająk zwinął się pod sufitem.
Przeglądałem ekran po ekranie i szczerze mówiąc, coraz mniej mi się to podobało. Łańcuszki firm, karuzele płatności. Kilka razy przemknęło logo korporacji K-Mer, dzięki której ja, Kulas oraz pozostałe siedem milionów mieszkańców NeoSybirska i całej prowincji miało prąd oraz ciepłą wodę zimą i latem. Gdzieś po drodze mignęło nazwisko Daniłowa i kilku innych ludzi, których wspomniał w trakcie briefingu.
– Kulas, będziesz mógł mi to przegrać na zamknięty nośnik w urządzeniu wyświetlającym? – zapytałem, skrolując kolejny wykres pełen zawrotnych sum.
– Bez problemu.
– I najlepiej zaznaczyć tego całego Valentę, gdziekolwiek pojawia się on albo jego firmy. Możesz go wyszukać w Strumieniu?
– Się robi, Chudy. Łap.
Na jednym z monitorów zaświeciło się okno wyszukiwarki, która zaczęła po kolei pokazywać wpisy: Marco Valenta, król sybirskiego węgla; fortuna króla wierzytelności; od zera do milionera; pałac z czarnego złota; Valenta wprowadza kolejną spółkę na moskiewską giełdę... I tak dalej w podobnym stylu.
Aż ciężko było mi uwierzyć, że taki człowiek po prostu, ordynarnie, prymitywnie i ryzykownie wziął od kogoś pieniądze i nie oddał ich w terminie. Natomiast dokładnie tak mi to opisał Daniłow.
– Coś mi tu śmierdzi – mruknąłem sam do siebie. – Przecież ten typ jest widoczny jak dziwka na scenie. Nawet nie próbuje się ukrywać, piszą o nim wszędzie... I co, ja mam go niby znaleźć? Przecież on się świeci jak psu jajca!
– Chudy...
– No co, nie powiesz, że jest inaczej? Patrz! Zdjęcia jego domu, tutaj jakieś sieci społecznościowe, tutaj fotka w sekretariacie gubernatora... Kulas, ten typ to jakaś lepsza persona, skoro ma taką prasę!
– Chudy...
– Albo się ukrył, nie? Nie oddał kasy i się schował! Kulas, wyciągnij mi wszystko, co na niego masz! Każda kartoteka, każdy plik, nawet mandaty policyjne...
– Chudy!
– Co? – Oderwałem się od ekranu, spojrzałem na Kulasa, który znów ściągnął swoje gogle i patrzył na mnie wymownie.
– Spóźniłeś się, Chudy.
Potrząsnąłem głową z niezrozumieniem. Kulas wymownym gestem pokazał na monitor... A ja zdrętwiałem.
Jeden ekran. Drugi. Trzeci. Piąty, dziesiąty. Wszystkie stacje, wszystkie serwisy po kolei przełączały się w trybie pilnym na ujęcia z tego samego miejsca, nierzadko z tych samych kamer. Transmisja szła tu i tam z minimalnym opóźnieniem, operatorzy pokazywali inne ujęcia, robili swoje zbliżenia, ale wszystko to był przekaz tych samych wydarzeń, tych samych ludzi!
Kulas machnął ręką, jeden z ekranów zamarł na stopklatce.
Rozbłyski błękitnych lamp milicyjnych grawilotów zastygły, opancerzona grupa interwencyjna z bronią długą i w pełnych serwopancerzach wyprowadzała kogoś przez drzwi z odstrzelonymi zawiasami. Czarna szyba maski balistycznej obróciła się ku kamerzyście i tak została, dłoń w pancernej rękawicy już, już sięgała, żeby zasłonić obiektyw.
Widoczna spoza rozpostartych palców twarz skutego kajdankami, ubranego w wytarmoszony garnitur cywila patrzyła z monitora prosto na mnie, spoglądając z takim samym, lekko rozbawionym zdziwieniem jak na przekazanych mi przez Daniłowa fotografiach.
Pod stopklatką przeskakiwał pasek informacyjny, na którym bielały wyróżnione czerwoną obwódką wielkie litery:
MARCO VALENTA ARESZTOWANY PRZEZ SŁUŻBY FEDERALNE
Aresztowanie przedsiębiorcy kładzie się cieniem na cały światek neosybirskiego biznesu. Bezpodstawnie zatrzymany...
Tylko u nas! Wszczepy, implanty, augmentacje i modyfikacje! Przestań być sobą, zostań kimkolwiek chcesz!...
...nie ma fizycznej możliwości, aby zgromadzone przez biznesmena nagrania mogły...
...afera na skalę iście federalną.