Выбрать главу

Zadawanie jej bólu nie sprawiało mu przyjemności, ale wiedział, że miłość bywa powierzchowna i łatwo mija. Zadziwiało go, że Alice nigdy nie płacze, nawet nie patrzy z wyrzutem. W milczeniu, spoglądając na niego jasnym wzrokiem, godziła się na wszystko.

Nikt nie zwracał uwagi na niewielkie siniaki i skaleczenia na jej ciele, bo często się przewracała, uderzała i kaleczyła. Jakby sama za sobą nie nadążała. Ale również wtedy nie płakała.

Na pierwszy rzut oka nic nie było widać. Nawet on musiał przyznać, że Alice jest śliczna jak aniołek. Gdy mama wiozła ją na spacer, w wózku, na który właściwie była już za duża – musiała z niego korzystać, bo bardzo wolno chodziła – ludzie zatrzymywali się, żeby na nią spojrzeć.

– Jakie piękne dziecko – mówili. Nachylali się i patrzyli chciwie, jakby chcieli się nasycić jej słodyczą. Patrzył wtedy na mamę, a ona puchła z dumy, prostowała się i kiwała głową.

Za chwilę Alice wszystko psuła, niezdarnie wyciągając rączkę albo usiłując coś powiedzieć. Wydawała tylko jakiś bulgot, a z jej ust wypływała strużka śliny. Ludzie wzdrygali się, patrzyli z przerażeniem, potem ze współczuciem na mamę, której duma momentalnie gasła.

Na niego nikt nie zwracał uwagi. Był tylko kimś, komu czasem wolno było iść z tyłu, za mamą i Alice. Niezgrabnym grubasem, który nikogo nie interesował. Wcale się tym nie przejmował. Złość, którą kiedyś nosił w sercu, wypaliła się w chwili, gdy twarzyczka Alice znikła pod wodą. Tamtego zapachu też już nie czuł. Zniknął, jakby nigdy go nie było, jakby spłynął z wodą. Zostało tylko wspomnienie. Nie tyle wspomnienie o czymś, co się naprawdę wydarzyło, ile wrażenie, że coś było, minęło. Stał się kimś innym, kimś, kto wie, że mama już go nie kocha.

Zebrali się wcześnie, o siódmej. Patrik nie przyjął do wiadomości sprzeciwów.

– Wyobrażam sobie, że sprawca ma złożoną osobowość – powiedział, kończąc podsumowanie. – Cierpi na poważne zaburzenie psychiczne, a jednocześnie jest rozważny i zorganizowany. To niebezpieczna kombinacja.

– Przecież nie wiadomo, czy morderca Magnusa, autor listów i osobnik, który wdarł się do domu Kennetha, to jedna i ta sama osoba – zaoponował Martin.

– Zgadza się, ale też nic nie świadczy o tym, że tak nie jest. Proponuję na razie założyć, że między tymi sprawami jest jakiś związek. – Patrik przeciągnął ręką po twarzy. Źle spał, przez większą część nocy przewracał się z boku na bok i czuł się potwornie zmęczony. – Po zebraniu zadzwonię do Pedersena, zapytam, czy już ma wynik sekcji Magnusa Kjellnera.

– Przecież miało mu to zająć jeszcze parę dni – zauważyła Paula.

– Wiem, ale nie zaszkodzi ponaciskać. – Patrik wskazał na wiszącą na ścianie tablicę. – I tak straciliśmy mnóstwo czasu. Od zaginięcia Magnusa minęły trzy miesiące, a my dopiero teraz dowiadujemy się, że grożono jego kolegom.

Wszyscy spojrzeli na rząd zdjęć.

– Oto czwórka kolegów: Magnus Kjellner, Christian Thydell, Kenneth Bengtsson i Erik Lind. Jeden nie żyje, pozostali otrzymali listy z pogróżkami. Przypuszczamy, że napisała je kobieta. Niestety nie wiemy, czy Magnus też jakiś dostał. Jego żona nic o tym nie wie, więc prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

– Ale dlaczego właśnie ci czterej? – Paula patrzyła na zdjęcia, mrużąc oczy.

– Gdybyśmy to wiedzieli, znalibyśmy odpowiedź na pytanie, kto za tym stoi – stwierdził Patrik. – Anniko, udało ci się dowiedzieć czegoś ciekawego o ich przeszłości?

– Jeszcze nie. Jeśli chodzi o Kennetha Bengtssona – żadnych niespodzianek. Znalazłam natomiast sporo na temat Erika Linda, ale wszystko to jest nieistotne z naszego punktu widzenia. Chodzi głównie o ciemne interesy i inne takie rzeczy.

– Założę się, że ten cały Erik jest w to zamieszany – powiedział Mellberg. – Śliski typ. Chodzą różne słuchy o jego biznesach. W dodatku kobieciarz z niego. Trzeba mu się bliżej przyjrzeć. – Dotknął palcem końca nosa.

– Dlaczego w takim razie zamordowano Magnusa? – spytał Patrik.

Mellberg rzucił mu spojrzenie pełne złości.

– Nie znalazłam zbyt wiele na temat Christiana – dodała Annika, jakby nie słyszała. – Ale będę szukać dalej i dam znać, jak tylko coś znajdę.

– Nie zapominajcie, że on pierwszy zaczął dostawać listy. – Paula wpatrywała się w tablicę. – Już półtora roku temu. Dostał ich najwięcej. Ale dlaczego tamci też zostali w to wciągnięci, jeśli właściwym celem był tylko jeden z nich? Wydaje mi się, że coś ich łączy.

– Zgadzam się. Fakt, że Christian jako pierwszy znalazł się na celowniku tego kogoś, też musi coś znaczyć. – Patrik przetarł spocone czoło. W pokoju było duszno i gorąco. Powiedział do Anniki: – Skup się na Christianie.

– A ja uważam, że powinniśmy zwrócić uwagę na Linda – powiedział Mellberg i zwrócił się gniewnym tonem do Gösty: – Co o tym sądzisz, Flygare? Spośród tu obecnych my dwaj mamy największe doświadczenie. Czy nie należałoby poświęcić więcej uwagi Lindowi?

Gösta poruszył się niespokojnie. Przez całe lata służby w policji zawsze szedł po linii najmniejszego oporu. Przez chwilę walczył ze sobą, w końcu powiedział:

– Rozumiem, co masz na myśli, ale muszę przyznać rację Hedströmowi. W tej chwili najciekawszy wydaje się Christian Thydell.

– Trudno. Jeśli chcecie nadal tracić czasu, to proszę bardzo – powiedział Mellberg i podniósł się z obrażoną miną. – Mam coś lepszego do roboty, niż siedzieć tu i rzucać perły przed wieprze. – Wstał i opuścił pokój.

Mówiąc o czymś lepszym do roboty, prawdopodobnie miał na myśli porządną drzemkę. Patrik domyślał się i nie zamierzał mu przeszkadzać. Im dalej będzie się od nich trzymał, tym lepiej.

– A więc skupiasz się na Christianie – powiedział Patrik, patrząc na Annikę. – Jak myślisz, kiedy możesz coś dla mnie mieć?

– Myślę, że jutro będę mieć bliższe informacje o jego przeszłości.

– Świetnie. Niech Martin i Gösta jadą do Kennetha i spróbują dowiedzieć się więcej o wczorajszych wydarzeniach i listach. Może powinniśmy też jeszcze raz porozmawiać z Erikiem Lindem. Jak już powiedziałem, zaraz po ósmej zadzwonię do Pedersena. – Patrik rzucił okiem na zegarek. Dopiero wpół do ósmej. – Chciałbym, żebyśmy potem pojechali do Cii, dobrze, Paulo?

Skinęła głową.

– Powiedz, gdy będziesz gotów.

– Dobrze. Każdy wie, co ma do roboty.

Martin podniósł rękę.

– Słucham.

– Może powinniśmy się zastanowić nad ochroną dla Christiana i reszty?

– Też o tym myślałem, ale nie mamy ludzi, a podstawy są dość kruche, więc na razie poczekamy. Jeszcze coś?

Cisza.

– Okej, do roboty. – Znów wytarł spocone czoło. Następnym razem mimo zimna na dworze trzeba będzie otworzyć okno, żeby wpuścić tlen.

Kiedy wszyscy wyszli, Patrik przez chwilę wpatrywał się w tablicę. Czterech mężczyzn, czterech przyjaciół. Jeden nie żyje.

Co ich łączy?

Miała wrażenie, że stale chodzi koło niego na palcach. Nigdy nie było między nimi naprawdę dobrze, nawet na samym początku. Ciężko jej było to przyznać, ale dłużej nie mogła udawać. Christian nigdy się przed nią nie otworzył.

Mówił, co wypadało, robił, co należało, zalecał się i prawił komplementy. Nie wierzyła mu, ale nie chciała się do tego przyznać, bo nawet nie śmiała marzyć o kimś takim jak on. Z racji zawodu mógł się wydawać nieciekawy, nudny, ale zupełnie taki nie był. Przystojny, niedostępny, o spojrzeniu człowieka, który widział wszystko. Patrzył jej w oczy i sama dopowiadała sobie resztę. Nie kochał jej. Uświadomiła sobie, że zawsze to wiedziała. A mimo to oszukiwała się. Widziała, co chciała, zamykała oczy na to, co się nie zgadzało z jej wyobrażeniem o nim.