Pogrzeb Magnusa za dwa dni. Pojutrze spocznie w grobie.
Od dnia, gdy dostała wiadomość o znalezieniu jego zwłok, nie wychodziła z domu. Nie mogła znieść tego, że ludzie się na nią gapili. Widziała, że jej współczują, a jednocześnie zastanawiają się, co takiego zrobił, że tak skończył. Może sam ściągnął na siebie nieszczęście.
Zdawała sobie sprawę, że gadają, bo sama w ciągu wielu lat bywała świadkiem takich rozmów. Sama nie roznosiła plotek, ale słuchała ich bez szczególnego sprzeciwu.
– Nie ma dymu bez ognia.
– Ciekawe, skąd mają pieniądze na podróże do Tajlandii. On na pewno ma lewe dochody.
– Co ona taka wydekoltowana ni z tego, ni z owego? Komu chce zaimponować?
Pogłoski wyrwane z kontekstu, zestawione z faktami i domysłami, w końcu zaczynają uchodzić za prawdę.
Domyślała się, co o niej wygadują, ale dopóki nie wychodziła z domu, nie miało to żadnego znaczenia. Starała się nie myśleć o nagraniu, które poprzedniego dnia jej syn pokazał policjantom. Nie kłamała, naprawdę nie wiedziała o tym filmie. A teraz zaczęła się zastanawiać. Przecież czasami czuła, że Magnus jej o czymś nie mówi. A może tylko teraz tak jej się wydaje, bo w tym zamieszaniu wszystko stanęło na głowie? Pamiętała jednak, że dziwiła się, gdy jej męża, zawsze tak pogodnego, dopadało dziwne przygnębienie. Nachodziło go jak cień, jak zaćmienie słońca. Kilka razy nawet go o to pytała. Tak, pamięta. Pogłaskała go po policzku i spytała, o czym myśli. Zachowywał się wtedy tak, jakby zapalał światło i odganiał cień, zanim zdążyła cokolwiek zobaczyć.
– O tobie, kochanie. Nie domyślasz się? – odparł, całując ją.
Wyczuwała jego nastrój nawet wtedy, gdy nic nie było po nim widać. Ale za każdym razem wypierała to z pamięci. Zdarzało się to rzadko. Zresztą nie było powodu, żeby o tym rozmawiać.
Ale od wczoraj nie mogła przestać myśleć o tym cieniu. Czy to dlatego umarł? Skąd się ten cień wziął? Dlaczego Magnus nic jej nie powiedział? Żyła w przekonaniu, że mówią sobie o wszystkim i wszystko o sobie wiedzą. A może się myliła, może w ogóle nie miała o niczym pojęcia?
Cień rozrastał się w jej świadomości. Miała przed oczami twarz Magnusa. Nie tę pogodną, pełną ciepła i miłości, na którą przez dwadzieścia lat miała szczęście patrzeć co rano, gdy się tylko obudziła, lecz tę z nagrania, wykrzywioną rozpaczą.
Zakryła twarz rękami i rozpłakała się. Niczego już nie była pewna. Czuła się tak, jakby Magnus umarł po raz drugi, a ponownej utraty nie mogła znieść.
Patrik przycisnął dzwonek i po chwili drzwi się otworzyły. Wyjrzał zza nich niewysoki, suchy mężczyzna.
– Słucham.
– Patrik Hedström, z policji w Tanum. To moja koleżanka, Paula Morales.
Mężczyzna przyjrzał im się uważnie.
– Goście z daleka. Czym mogę służyć?
– Pan Ragnar Lissander?
– Tak, to ja.
– Chcielibyśmy wejść i zamienić z panem kilka słów. Również z pańską żoną, jeśli ją zastaliśmy – powiedział Patrik uprzejmie, ale kategorycznie.
Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby się wahał, ale wpuścił ich.
– Żona się położyła, nie czuje się najlepiej. Spytam, czy mogłaby zejść na chwilę.
– Dobrze – odparł Patrik. Zastanawiał się, czy mają czekać w przedpokoju, aż gospodarz wróci.
– Proszę wejść i usiąść, zaraz przyjdziemy – powiedział Ragnar Lissander w odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie.
Podążając wzrokiem za jego wyciągniętą ręką, Patrik i Paula spojrzeli w lewo. Rozejrzeli się po salonie, a Lissander w tym czasie wchodził na piętro.
– Niezbyt tu przyjemnie – szepnęła Paula.
Patrik stwierdził, że trudno się z tym nie zgodzić. Salon przypominał raczej wystawę niż prawdziwy dom. Wszystko było tak wypucowane, że aż lśniło. Gospodarze mieli wyraźną słabość do różnego rodzaju ozdóbek. Przed brązową skórzaną kanapą stał obowiązkowy stolik z nieskazitelnym szklanym blatem. Patrika przeszedł dreszcz, kiedy pomyślał o tym, jak wyglądałby u nich w domu. Te lepkie paluszki Mai…
Ale najbardziej uderzał brak jakichkolwiek osobistych przedmiotów. Nigdzie nie było fotografii, rysunków wnuków, pocztówek od krewnych i przyjaciół.
Ostrożnie przysiadł na kanapie, Paula obok. Z góry dobiegły ich podniecone głosy, ostra wymiana zdań, ale nie potrafili wyłowić słów. Po kilku minutach na schodach rozległy się kroki dwóch osób.
W drzwiach stanął Ragnar Lissander. Wygląda jak stary dziad, pomyślał Patrik. Szary, skurczony, prawie niewidoczny. Co innego kobieta. Nie tyle weszła, ile wkroczyła, w szlafroku składającym się chyba z samych falbanek w kolorze morelowym. Podając Patrikowi rękę, westchnęła głęboko.
– Mam nadzieję, że to naprawdę ważne, skoro przeszkadzacie mi w wypoczynku.
Patrik poczuł się, jakby grał w niemym filmie z lat dwudziestych.
– Mamy kilka pytań – powiedział, siadając.
Iréne Lissander zasiadła w fotelu naprzeciwko. Z Paulą się nie przywitała, nie zaprzątała sobie nią głowy.
– Ragnar powiedział, że jesteście z… – Zwróciła się do męża. – Tanumshede, czy tak?
Mąż potwierdził mruknięciem i usiadł na brzegu kanapy. Ręce zwisały mu między kolanami, wpatrywał się w lśniący szklany blat stolika.
– Nie mam pojęcia, co was sprowadza – powiedziała wyniośle.
Patrik zerknął na Paulę, a ona dyskretnie przewróciła oczami.
– Prowadzimy śledztwo w sprawie o morderstwo – wyjaśnił. – Otrzymaliśmy informacje, które mają związek z pewnym wydarzeniem sprzed trzydziestu siedmiu lat. Rzecz się działa tu, w Trollhättan.
Kątem oka zauważył, że Ragnar drgnął.
– Wzięliście wtedy dziecko na wychowanie.
– Christiana – dopowiedziała Iréne, kiwając stopą w domowym pantoflu na wysokim obcasie, z wyciętym noskiem. Paznokcie u nóg miała starannie pomalowane, jaskrawoczerwone. Kolor gryzł się ze szlafrokiem.
– Zgadza się. Christiana Thydella, który następnie otrzymał państwa nazwisko. Lissander.
– Potem wrócił do poprzedniego – wtrącił cicho Ragnar. Żona rzuciła mu mordercze spojrzenie i znów zapadł się w sobie.
– Adoptowaliście go? – spytała Paula.
– Nie, skądże znowu. – Iréne odgarnęła z twarzy kosmyk ciemnych, wyraźnie farbowanych włosów. – Po prostu mieszkał u nas. Nazwisko daliśmy mu… żeby było prościej.
Patrik osłupiał. Jak długo Christian przebywał w tym domu, w którym był traktowany jak sublokator, sądząc po tym, jak chłodno mówiła o nim przybrana matka?
– Aha. Ile lat Christian mieszkał u państwa? – Patrik zdawał sobie sprawę, że w jego pytaniu słychać niechęć, ale Iréne Lissander tego nie zauważyła.
– Pamiętasz, Ragnar, jak długo chłopak był u nas?
Jej mąż milczał, więc ponownie zwróciła się do Patrika. Pauli jak dotąd nie zaszczyciła ani jednym spojrzeniem. W jej świecie inne kobiety chyba w ogóle nie miały prawa bytu.
– Właściwie nietrudno policzyć. Miał ponad trzy lata, gdy do nas trafił. A ile miał lat, gdy wyjechał? Ragnar, chyba osiemnaście, co? – Uśmiechnęła się z ubolewaniem. – Postanowił szukać szczęścia gdzie indziej. Od tamtej pory nie mieliśmy z nim kontaktu. Prawda, Ragnar?