Выбрать главу

Georg Wassenberg nie odpowiedział, odwzajemnił jedynie jej uśmiech.

W zadumie skinęła głową. – Ma pan całkowitą rację – dodała cicho, bo głośne mówienie nieznośnie potęgowało ból. – Jestem zimna, zimna jak lód, jeśli jest taka potrzeba. Po co miałabym przed panem udawać? Jeśli mój mąż rzeczywiście to zrobił i nie znajdzie się na czas, jeśli podejmą panowie śledztwo. Bo prowadzicie dochodzenie także w przypadku samobójstwa, prawda?

– Prowadzimy dochodzenie tak długo, aż jednoznacznie wiadomo, że to było samobójstwo – odpowiedział Georg Wassenberg.

– Tak też myślałam – mruknęła, po czym mówiła już nieco głośniej, ale nadal przytłumionym głosem: – W tej sytuacji i tak się pan dowie, jakim jestem człowiekiem. Bezduszną, arogancką bestią zwie mnie moja teściowa, wyrachowaną i zainteresowaną jedynie wartościami materialnymi. Ludzie są mi obojętni. Nie obchodzi mnie, czy powodzi im się źle, czy dobrze. W przypadku mojego męża nie obchodzi mnie to już od lat. Dla mnie liczy się tylko to, czy dany człowiek potrafi pracować. Gdy tego nie chce, to jeśli o mnie chodzi, może zgnić żywcem. Nie mam serca, uczuć, a szczególnie współczucia. Mam tylko moją głowę, która obecnie cholernie mnie boli. Czego bym teraz nie dała za kilka proszków przeciwbólowych. Nie ma pan przypadkiem jakiegoś przy sobie?

Rękę nadal przyciskała do opatrunku. Kiedy potrząsnął głową, na chwilę zacisnęła oczy. Przelotnie pomyślała o tym, by wysłać go do najbliższej apteki. Na to jednak Wassenberg by nie poszedł, za to natychmiast odwiózłby ją do najbliższego szpitala. Czemu nie spytała lekarza o jakiś środek przeciwbólowy?

Bo w tym momencie myślała tylko o dwudziestu sześciu tabletkach. A poza tym wtedy nie było jeszcze tak źle. Dopiero w ciągu ostatnich dziesięciu, piętnastu minut ból się nasilił.

– To idiota – szepnęła, ponownie zamykając oczy, kiedy kolejny atak bólu przeszył jej czaszkę. – Koniecznie musiał wziąć ze sobą tabletki? Przecież jego pistolet spełniłby to samo zadanie i byłby o wiele bardziej wiarygodny.

Wszystko to było fasadą. Jej spokój na pokaz, opanowanie. Wydawało się sztuczne i wymuszone, Georg Wassenberg to widział i nie dał się zwieść. Była w szoku. Wyraźnie czuł, że brak jej już siły i chętnie by coś dla niej zrobił. Nie mógł jednak uczynić nic więcej, jak tylko jej wysłuchać.

Szefowa, pomyślał i zaraz wpadło mu do głowy zdanie z jakiejś operetki: „A jak to wygląda w środku, nikogo nie obchodzi”. Pewnie nie potrafiła postępować inaczej, była przyzwyczajona trzymać swoje emocje na wodzy i zaprzeczać im nawet wtedy, gdy były ewidentnie widoczne.

Drżąc, odetchnęła, jej głos drżał również wtedy, gdy zaczęła mówić dalej. – Nie chciał się zabić. Przecież go znam. Jeśli połknął tabletki, to wychodził z założenia, iż natychmiast coś zrobię. Przecież widział, że sięgam po telefon. I założę się o wszystko, że podobnie jak ja sądził, że to niegroźny środek. Od zawsze bierze paramed po kieliszku. I zazwyczaj łyka od razu trzy albo cztery proszki. Nigdy mu nie zaszkodziły. Myślałam, że się przesłyszałam, kiedy doktor powiedział, iż są zabójcze. Wie pan, że można je po prostu kupić w każdej aptece? Nawet nie potrzeba recepty.

Nie udało się jej opanować głosu, sama słyszała w nim aż nazbyt wyraźne wahanie. Tam, gdzie pomiędzy paniką i bólem zostało jeszcze trochę miejsca, kłębiły się myśli, jakby zwijały się w kłębki i bawiły z nią w kotka i myszkę. Jeśli Thomas nie da rady… Jeśli nie zdobędzie się na to, by coś przedsięwziąć… Jeśli odnajdą samochód w ciągu następnych kilku godzin…

Może nawet wtedy nie wszystko będzie stracone. Zazwyczaj Herbert nie pamiętał szczegółów, kiedy się budził po takim pijaństwie. Kilka miesięcy temu wrócił do domu ze strasznie pokiereszowaną twarzą. Ale mimo najlepszych chęci nie mógł sobie przypomnieć, gdzie i w jaki sposób został raniony, czy to był upadek, czy kilka ciosów.

Była tu nikła iskierka nadziei. Tym razem to był cholernie duży rausz, prawdopodobnie spotęgowany jeszcze przez tabletki. Urwał mu się film! A kiedy się obudzi i nic nie będzie pamiętał, to będzie się zastanawiał i zgadywał, jak ten środek znalazł się w jego żołądku…

– Z pewnością można stwierdzić, czy rzeczywiście połknął tabletki? – spytała. – I ile ich było?

– Tak sądzę – odparł Wassenberg. – Za pomocą odpowiednich testów można bardzo wiele udowodnić.

Krótko skinęła głową. – To zobaczymy – stwierdziła. – Jednego może być pan pewien. W każdym razie, jeśli o mnie chodzi, to może sto razy wyjaśniać, że to był przypadek. Że nic nie pamięta. Bo coś w tym rodzaju będzie mówił, żeby się wyplątać z tej całej afery. Nigdy się do tego nie przyzna. Może nawet wpadnie na jakiś jeszcze lepszy pomysł. Ale obojętne, co mu wpadnie do głowy, ja poproszę o skierowanie go na psychiatrię. Tak się przecież robi z potencjalnymi samobójcami, czyż nie?

– Tak, myślę, że tak – powiedział Georg Wassenberg.

Oparła łokieć na poręczy sofy, a głowę na ręce. Nadzieja igrała z jej nerwami. Ale nigdy nie była typem człowieka, który oddaje się złudnym nadziejom, także teraz nie poprzestała na tym zbyt długo. Mógł mieć luki w pamięci, ale żaden człowiek nie zapomina o pistolecie przystawionym do skroni. Przecież nieomal od tego wytrzeźwiał. I trudno było zakładać, że policja zbędzie jego wypowiedź jako majaki chorego umysłu. Przynajmniej wszystko dokładnie sprawdzą, porozmawiają z ludźmi, którzy znali Herberta. I od wszystkich usłyszą to samo: kochający życie człowiek. Nierób, nicpoń, ale szarmancki i zawsze w dobrym humorze.

Zamknęła oczy. Wassenberg usłyszał, jak cicho westchnęła. – Powinna się pani położyć – powiedział.

Zachowywała się tak, jakby go nie słyszała. Może teraz wszystko zależało od tego, komu w końcu uwierzą.

Nawet szarmancki nicpoń i wiecznie wesoły nierób mógł mieć dobre powody, by odebrać sobie życie. Gdyby tylko mogła uświadomić temu policjantowi te powody. Ale nie gotowe, podane na srebrnej tacy. Wyglądał na takiego, który sam chętnie wyciąga wnioski. Musiało to sprawiać wrażenie przypadku.

– Jest pan żonaty? – spytała cichym głosem.

– Nie.

– Szczęściarz z pana.

– Jestem rozwiedziony – powiedział.

Ponownie otworzyła oczy, spojrzała na niego z namysłem. Wątpliwe, by mogła się go pozbyć. Był jednym z tych upartych i precyzyjnych mężczyzn, widać to już było po sposobie, w jaki na początku zadawał jej pytania.

Najpierw wyglądało to tak, jakby chciał się jedynie upewnić, że fatygował się zupełnie na próżno. A potem zaskoczył jak podrasowany silnik. Nie odejdzie, zanim akcja poszukiwawcza nie zakończy się sukcesem. A potem znowu przyjdzie, jutro czy pojutrze. „Dysponujemy zeznaniem pani męża. Twierdzi on…”.

– Też kiedyś o tym myślałam – powiedziała. Nie było to kłamstwem, kiedyś zastanawiała się nad rozwodem, ale natychmiast tę myśl porzuciła. Ponieważ było to niemożliwe, ponieważ istniały sprawy, których nie dało się tak łatwo usunąć, jak obrączki z palca. Na przykład odpowiedzialność. Sześćdziesięciu pięciu robotników i pracowników firmy, w większości obarczonych rodzinami, i wszyscy jej ufali.

– Kilka lat temu myślałam, że życie nie może przecież składać się wyłącznie z pracy. Że jestem po prostu za młoda, żeby to tak dalej ciągnąć. Że przynajmniej od czasu do czasu potrzebuję mężczyzny. Mężczyzny, który naprawdę zasługuje na to miano, rozumie pan?

Kiedy przytaknął, kontynuowała z westchnieniem: – Mój mąż spędzał czas w towarzystwie ślicznych dziewcząt i szybkich samochodów. Nie wiem, kiedy zaczął mnie zdradzać. To nigdy nie było ważne. Miałam wystarczająco dużo innych zajęć, żeby się tym nie przejmować. Dla niego byłam jedynie maszyną funkcjonującą od szóstej rano do dziesiątej wieczorem, a potem wyłączaną. Niekiedy tak się też czułam. Już mnie nawet nie dotykał, żadnych przelotnych całusów w policzek czy choćby zwykłego uścisku ręki.