Выбрать главу

Georg nie od razu pojął, potrzebował dwóch sekund, żeby zrozumieć, co Betty mu usiłuje powiedzieć. Podejrzewała Lehnerera, że zdefraudował tę kwotę.

– Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć – powiedziała. – I nie podejrzewam go o to. Przecież wie, jaka jest sytuacja firmy. Dobrze, sprzedałam samochód, zapłaciłam robotnikom. I dostanę też z powrotem pieniądze od tej Boussier. To prawie pół miliona. Nie czyni nam żadnych kłopotów. Ale o tym Thomas jeszcze nie wiedział, wyjeżdżając w czwartek.

Po tych słowach nastąpiło rozdzierające serce westchnienie. – I co ja mam teraz zrobić?

– Złożyć doniesienie – powiedział chłodno Georg.

Potrząsnęła głową. – Nie mogę, Georg. Przykro mi. Thomas był przez wszystkie te lata… On zawsze był…

– …drogim, miłym człowiekiem – dokończył za nią Georg te jąkania – który nigdy by nikogo nie skrzywdził, kochał żonę i dzieci, i dałby sobie rękę uciąć za firmę i szefową. Który był nawet gotów zabić, kiedy nadarzyła się sprzyjająca okazja. A kiedy pojął, że z tego powodu może ponieść konsekwencje, usunął się. A do tego potrzebował trochę gotówki.

Milczała, spoglądając na swoją lewą dłoń, szary, zabrudzony bandaż. I znowu nerwowo szarpała jego luźny kraniec. W końcu stwierdziła: – Jeśli potrzebowałby trochę gotówki, by wyjechać, tobym mu ją dała. I dobrze o tym wiedział, ale ćwierć miliona! Nie wiem, co mam na to powiedzieć.

– A może powiedz prawdę? – naskoczył na nią. – Przecież i tak ją znam. Ty może i jesteś przekonująca w twojej roli, ale żona Lehnerera nie jest najlepszą aktorką. Spytałem ją, Betty, czy coś cię łączy z jej mężem. Możesz trzy razy zgadywać, co mi odpowiedziała.

Nieco się skuliła – A więc dobrze – oznajmiła wreszcie. A potem krzyknęła: – Tak! Tak, do cholery, sypiałam z nim. Od czasu do czasu. Kiedyś do tego doszło. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie jest tak łatwo zapomnieć o pierwszym mężczyźnie. Może to było to. Ale przecież oprócz niego nie miałam nikogo. Ja też jestem tylko człowiekiem. Od czasu do czasu chciałam po prostu wiedzieć, czy jestem jeszcze kobietą. Ale nie chciałam niczego zniszczyć. Zawsze myślałam, że jego małżeństwo jest wystarczająco stabilne. Naturalnie mówił mi czasem, że mnie kocha. Ale coś takiego się po prostu mówi w takich sytuacjach. Ja też to mówiłam i sądziłam, że obydwoje nie traktujemy tego zbyt serio.

Znowu panowała nad swoim głosem, głośno odetchnąwszy, mówiła spokojnie dalej: – Nie mogę uwierzyć, żeby oszukał mnie na ćwierć miliona. Raptem zaczął mówić o rozwodzie. Usiłowałam mu to wyperswadować. Na Boga, on przecież ma rodzinę. Potwornie się posprzeczaliśmy. Zaczął mi wyliczać, ile dla mnie zrobił. Nie patrz tak na mnie, nie przyznał się do żadnej winy. Czynił mi tylko wyrzuty, że ja upatrzyłam sobie ciebie. Nie jestem ślepy, powiedział. Jeśli mężczyzna już wie, gdzie w domu stoją filiżanki. Był tak wściekły, naprawdę wyszedł z siebie, jeszcze nigdy go takim nie widziałam.

– Kiedy to było? – Georg także się uspokoił, cała wściekłość uleciała, jak ręką odjął. Widział, że głośno przełyka ślinę, zagryza wargi, jakby bała się odpowiedzieć.

I znowu doszedł tylko jej szept: – W ubiegłą środę. Wieczorem, krótko po twojej wizycie u niego. Przyjechał tu z walizką. Twoje odwiedziny porządnie go zdenerwowały. Stwierdził, że masz na mnie ochotę i starasz się za pomocą wrednych sztuczek usunąć go z drogi. Ale on nie da się tak łatwo.

– A potem?

Wzruszyła ramionami. – Przecież ci mówiłam, że się pokłóciliśmy. Przez całą noc się sprzeczaliśmy. O szóstej rano wyjechał. Wtedy właściwie sprawiał znowu wrażenie całkiem rozsądnego.

– Był u ciebie przez całą noc?

Skinęła tylko głową, spoglądając na niego przestraszonym wzrokiem. Po kilku sekundach oświadczyła: – Nie bój się. Nie poszłam z nim do łóżka, Georg. Jeśli mi nie wierzysz, to i tak nie jestem w stanie tego zmienić. – A potem spytała: – Co teraz zrobisz?

– Ja? – spytał ironicznie. – Ja nic nie zrobię. Ty coś zrobisz. Złożysz doniesienie o defraudacji.

– Nie! – Mocno potrząsnęła głową. – Nie, nie zrobię tego w żadnym razie. I nie muszę. Na pewno każesz go przecież ścigać. A kiedy go znajdziecie, odda mi wszystkie pieniądze.

– Nie powinnaś się na nas zdawać – powiedział. – Nasze możliwości są ograniczone. Żeby go kazać poszukiwać, musiałbym najpierw mieć coś w ręku.

Spojrzała na niego, nie pojmując. – Ale przecież masz. Co jest z tymi specjalnymi badaniami? Sądzisz, że był w stawie i masz ten negatywny wynik…

– Z moją opinią – przerwał jej – prokurator niewiele może zdziałać. Nie mam dowodów przeciwko Lehnererowi. Nawet jednej niteczki. A nawet gdybym miał, to nie jest zakazane transportowanie zmarłego z jednego miejsca w drugie. A dokładnie to uczynił. I to mu właśnie chciałem wyjaśnić w czwartek. Dowód okrzemkowy negatywny, gdyby się dowiedział, co to oznacza, toby nie musiał zwiewać na łeb, na szyję.

Przez kilka sekund tylko wpatrywała się w niego, a potem szepnęła: – Ty świnio. Ty podły, wredny gnojku. Zmarłego! Wykiwałeś go. Doprowadziłeś go do tego, że zostawił tu wszystko, wszystko, co dla niego było ważne.

– To była jedyna możliwość – odpowiedział z uśmiechem. – Nie otrzymałbym od niego innego przyznania się do winy. A ja przynajmniej chciałem wiedzieć. Niechętnie daję robić z siebie idiotę.

Już mu nie odpowiedziała, odwróciła głowę w bok. Dopiero kiedy podszedł do drzwi, zawołała za nim: – Chcę dostać z powrotem moje pieniądze.

– Możemy coś zrobić dopiero wtedy, kiedy będziemy mieli doniesienie – odkrzyknął i zatrzasnął za sobą drzwi.

Następnego ranka przyszła do niego do komendy zakuta jak w pancerz z lodu w swój gniew. Nie miał ochoty się z nią kłócić, posłał ją kilka pokoi dalej. Defraudacja nie była rzeczą dla komisji do spraw morderstw. Poradził jej też, żeby najlepiej od razu porozmawiała z prokuratorem, żeby sprawa nabrała tempa. Skinęła na to głową.

Zielone volvo zostało wciągnięte na listę poszukiwanych i znalezione już w czwartek. Późnym popołudniem nadszedł meldunek. Samochód Lehnerera stał przy lotnisku w Dusseldorfie. Wszystko było jasne. Należało jeszcze tylko sprawdzić, którym samolotem poleciał i dokąd przelano te ćwierć miliona z konta jubilera.

Georg pojechał do Margot Lehnerer, wyjaśnił jej sytuację, mając nadzieję na jakąś wskazówkę z jej strony, a przynajmniej na aluzję, gdy skonfrontuje ją z faktami. Zamiast tego zaprezentowała mu kamienną minę. Potem ze swej strony zadała kilka pytań. – Co się stało z dresem mojego męża? Już przeprowadzili państwo swoje porównania?

Georg tylko kiwnął głową.

– I jaki był wynik?

Wyjaśnił jej to, czując się przy tym dosyć podle. Nadmienił też, że inny jest już teraz stan rzeczy.

Margot Lehnerer zachowała spokój. – Mój mąż nigdy by nie sięgnął po pieniądze firmy.

– To nie były pieniądze firmy, pani Lehnerer. To były prywatne rezerwy, które upłynniła pani Theissen.

– Ach tak – powiedziała tylko Margot. Uśmiechnęła się przy tym, krótko i jakby z zadowoleniem. Zdawało się, że jest to dla niej pewne zadośćuczynienie.

W piątek zadzwonił do Betty. Tylko po to, by jej powiedzieć, że ma dużo czasu, aż do poniedziałku rano. Była to tylko próba, nic więcej. Liczył się z jej gniewem i odmową. Spadaj, ty wredny gnojku. Nie nastąpiło nic w tym rodzaju.