– Za chwilę… Zaraz do ciebie przyjdę – obiecała z uśmiechem Kendall, choć jej oczy były czerwone od płaczu, twarz brudna, a ramiona przygarbione. Gdy Paige znikła w pokoju, Kendall szepnęła:
– Ta mała powinna pilnować własnego nosa.
Tym razem Harley zgodził się z nią i zastanawiał, ile jeszcze par oczu oglądało ten spektakl zza uchylonych okien ponad wąwozem. Wydawało mu się, że zobaczył jeszcze jedną postać ukrytą za odbijającą słońce szybą, ale doszedł do wniosku, że to chyba złudzenie.
– Daj mi tylko jedną szansę – błagała Kendall, chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę schodów na północnej stronie tarasu, gdzie wiło się klematis, chyląc ku słońcu ogromne fioletowe kwiaty. Zszedł za nią na dół, wciąż oglądając się przez ramię i ostrzegając samego siebie, że to się może źle skończyć. Prowadziła go po leśną ścieżką, szli z prądem rzeki. Był pewny, że zatrzyma się tam gdzie zawsze, w zacienionej dolince, gdzie słońce prześwitywało przez korony drzew, a sucha trawa chyliła się pod powiewami wiatru.
– Powinnaś już sobie pójść, Kendall – rzekł, ale serce zaczęło mu mocniej bić i kiedy zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła całować, pierwotny instynkt okazał się silniejszy niż rozum. – Nie – szepnął bez przekonania, gdy jej palce wślizgnęły się pod jego sweter. – Przestań, Kendall… – Ścisnął ją za ramiona, gdy rozpięła mu pasek, a zaraz potem suwak u spodni. Osunęła się w dół i uklękła przed nim. Dalej nie miał sił się bronić. W zapomnieniu tarmosił ją za blond włosy, jednocześnie przeklinając siebie za to, co robi.
Paige otworzyła okno nieco szerzej i aż do bólu przygryzła dolną wargę. Harleya i Kendall nie było już ponad pół godziny i zaczynała się niepokoić. To, że pewnie Kendall przekonuje Harleya, iż jest dla niego tą jedyną, było pocieszające. Paige martwiło jednak, że kiedy wróci, pewnie nie zechce nawet na nią spojrzeć.
Dziewczynka westchnęła i zaczęła bazgrać w notesie, który trzymała na kolanach. Skrzywiła się, kiedy rozległo się głośne bzyczenie. Właśnie przez okno wleciała osa w żółte cętki i zaczęła uderzać o szybę, bezskutecznie domagając się wolności.
Paige wciąż od nowa pisała imię Kendall. Ćwiczyła podpis, którym nigdy nie będzie mogła się poszczycić. Po cichu marzyła, żeby kiedyś upodobnić się do swojego bożyszcza. Kendall była tak szczupła, że aż krucha. Poza tym miała wdzięk, naturalną urodę i potrafiła flirtować. Miała swoje sposoby na to, żeby zawrócić chłopakom w głowie, nie zabiegając o to.
Więc dlaczego Kendall tak zależy na Harleyu? Jejku, przecież to takie ciepłe kluchy! I co on widzi w tej Claire Holland? Ona woli jazdę konną od zakupów w ekskluzywnych sklepach!
Kendall Forsythe, dziewczyna o figurze modelki, twarzy wprost z okładki czasopisma dla nastolatek i nienagannie prostych włosach, mieszkała w Portland, chodziła do prywatnej szkoły dla najbogatszych dzieci i jeździła własnym triumphem. Należała do elity i naprawdę była dla rówieśniczek wzorem do naśladowania.
Paige po raz kolejny westchnęła, przeszła się po pokoju i otworzyła swój album z wycinkami na jednej ze stron w całości poświęconych Kendall. Tam czarno na białym widniała jej gwiazda, ubrana w skąpe koronkowe majteczki i biustonosz, kupione za pół ceny z okazji rocznicowej promocji. Paige zamknęła oczy i przez chwilę wyobrażała sobie, że to ona jest Kendall Forsythe, choć dobrze wiedziała, że nigdy się nią nie stanie. Żadna dieta, ćwiczenia czy zabiegi nie zapewnią jej nigdy ani takiej gracji, ani takiej dystynkcji.
Kiedyś przez moment widziała prawie nagą Kendall, która przebierała się właśnie w kostium kąpielowy. Gdy Paige weszła do łazienki, dziewczyna była już w jednej części kostiumu. Za linią opalenizny miała bielutką cerę, pępek tyci-tyci, a talię tak wąską, że nie do wiary! Jakim cudem wątroba, śledziona, nerki i wiele innych rzeczy tam się mieściło?
Pan Minkę uczył ich o tym wszystkim na lekcji biologii. Jednak najbardziej zadziwiającą częścią ciała Kendall były jej piersi. Dwie blade kule z ogromnymi krążkami sutek, osadzone wysoko na klatce piersiowej, przez sekundę sterczały nagie, zanim ich pośpiesznie nie ukryła czerwono-biała lycra.
Paige zaczerwieniła się i usiłowała przepraszać z całego serca, ale Kendall tylko się zaśmiała, machnęła ręką i zachowywała tak, jak gdyby nagość była dla niej czymś naturalnym. Nawet teraz policzki Paige zarumieniły się na wspomnienie pięknych piersi Paige.
Ależ ten Harley jest głupi!
Biust Paige to obraz nędzy i rozpaczy – niewielki, z malutkimi brodawkami o wiele za ciemnymi w stosunku do koloru cery. Nie tylko piersi – o ile tak je można nazwać – miała kiepskie. Z jakichś tam względów nie była tak piękna jak reszta Taggertów. Urodę odziedziczyła po ciotce Idzie, miała jej orli nos i małe oczka. Za to była bystra, możliwe nawet, że bystrzejsza od Westona, który miał ordynarne maniery. A już na pewno inteligencją przewyższała Harleya, co wcale nie było wielkim osiągnięciem.
Weston, najstarsze dziecko Taggertów, był prawie bosko piękny. Miał pofalowane brązowe włosy, oczy tak błękitne jak niebo Kalifornii, kształt twarzy, jakiego mógłby mu pozazdrościć Rock Hudson oraz ciało ukształtowane i wygimnastykowane kulturystyką i boksem. Harleya Paige uważała za idiotę, choć na swój sposób był przystojny. Miał proste czarne włosy, orzechowozielone błyszczące oczy w oprawie prostych czarnych rzęs, których los poskąpił siostrze. Na jego cerze, czasem pociemniałej od zarostu, nie było widać najmniejszego pryszcza.
Najwyraźniej, zanim przyszła kolej na trzecie dziecko Mikki i Neala Taggertów, wszystkie dobre geny zostały już rozdane dwóm synom. Mikki często narzekała, że trzecia ciąża o mało jej nie wykończyła. Może to, że matka była zmęczona uganianiem się za dwoma żwawymi urwisami, pozbawiło córkę wyglądu i energii opatrzonej znakiem jakości Taggertów.
Paige nawet nie chciała patrzeć w lustro. Widziała tam żywy dowód na to, że rodzice nie powinni jej mieć. Była brzydka, pyzata i nie można było tego zmienić. Drogie ubrania źle na niej wyglądały. Każda próba zmiany koloru jej prostych, brązowych włosów na inny kończyła się druzgocącą klęską. Och, gdyby mogła być taka jak Kendall…
Usłyszała głosy i znów podbiegła do okna. Harley i Kendall wchodzili po schodach na taras z tyłu domu. Oboje byli zaczerwieniem, a Harley wyglądał tak, jakby za chwilę miał zwymiotować. Kendall płakała. Łzy spływały jej po policzkach, przylgnęła do Harleya desperacko.
Niech to licho! Czyżby Harley był ślepy i głuchy jak pień? Co takiego widzi w Claire Holland, czego sto razy więcej nie byłoby w Kendall?
– Ale ja ciebie kocham – mówiła Kendall, bezskutecznie powstrzymując łzy. Włosy miała potargane, a spódnicę poplamioną trawą.
Paige zesztywniała z wrażenia i poczuła dziwny dreszcz w dołku, kiedy uświadomiła sobie, co właśnie wyszło na jaw. Kendall i Harley to zrobili! Mimo jego zapewnień, że kocha Claire.
– Zawsze cię kochałam.
– Przestań – burknął.
– Ale ty mnie też kochasz.
– Zamknij się! – warknął, aż Kendall zaparło dech. – Chryste, przepraszam… nie chciałem… – Urwał, zamknął oczy i przechylił głowę do tyłu, jakby chciał jednocześnie rozprostować kręgosłup i znaleźć w swoim tępym łbie odpowiednie słowa. – To koniec, Kendall. I musisz się z tym pogodzić.
– Nie mogę. Nie mogę, bo wiem, że mnie kochasz. – Kendall głośno pociągnęła nosem i uniosła podbródek. Paige często ćwiczyła przed lustrem ten ruch.
– Nie kocham cię!
– To znaczy, że mnie wykorzystałeś?
– Uwiodłaś mnie.