Przygryzła wargę i zastanawiała się.
– A jeśli… Jeśli nie jestem w ciąży?
– No to bądź.
Nigdy nie uważała Westona za idiotę, ale zachowywał się tak, jakby jej radził użyć czarodziejskiej różdżki i…
– Nie mogę tak po prostu udawać.
– Nie powiedziałem „udawaj”, tylko „bądź w ciąży”.
– Podejrzewam, że do tego będę potrzebować Harleya.
Weston przyglądał jej się tak, jakby ją uznał za wyjątkowo mało rozgarniętą osobę.
– Daj spokój, Kendall. Harley to mięczak, wszyscy to wiedzą. Musisz go tylko uwieść.
– Uwieść go? Tak po prostu?
– Wierz mi. Nie będzie w stanie odmówić.
Rozważyła jego sugestię. Musiała przyznać, że była w niej jakaś logika, ale nie chciała korzystać z rad Westona. Nigdy niczego nie robił bezinteresownie. Musiał mieć w tym jakiś osobisty cel. Zmierzyła go wzrokiem i poprawiła parasol nad stolikiem balkonowym.
– Dlaczego ci na tym tak zależy? – spytała.
Przez ramię zerknął na ocean, jak gdyby ważył słowa.
– Przypuszczam, że nie uwierzyłabyś mi, gdybym powiedział, że robię to, mając na względzie dobro brata?
– Bo nie wierzę. Wymyśl coś lepszego. A najlepiej powiedz, jaki ty masz w tym interes.
– No dobrze. Harley to ciemięga. Teraz zamarzyła mu się Claire Holland, plecie o ślubie z nią…
Kendall poczuła ostre ukłucie w sercu. Harley ani razu jej o tym nie wspomniał.
– A to by była katastrofa – ciągnął Weston.
– Dla ciebie?
– Zgadza się. Dla całej rodziny. Tata jest tak zapracowany, że ledwie zipie. Staruszek doigra się zawału serca albo wylewu. Paige jest zdenerwowana. Zresztą dam głowę, że Dutcha to nie zachwyca bardziej niż nas wszystkich. Odnowią się dawne waśnie i mój stary pewnie tego nie przeżyje.
Zabrzmiało to mało przekonująco. Weston nigdy zbytnio się nie troszczył o nikogo z rodziny. Zawsze uznawał się za numer jeden i nigdy nie było w jego życiu numeru dwa ani trzy.
– Tu chodzi o coś jeszcze, prawda? I to coś bardziej dotyczy ciebie. Na mocnej męskiej twarzy zadrgał mięsień.
– Harley nie może mieć tej Holland.
– Dlaczego nie?
Przymrużył oczy i spojrzał jej w twarz.
– Bo nie zasługuje na żadną z nich, nawet na Claire.
– Ale na mnie, owszem! – Czy tu po to przyjechał, żeby ją obrażać?
– Słuchaj, sugeruję ci tylko sposób na uzyskanie tego, czego pragniesz.
– Po to, żeby Harley nie ożenił się z Claire i nie pokrzyżował twoich planów?
– Mniej więcej.
– A jeśli on nie da się uwieść?
– Zdobądź sfałszowany wynik testu ciążowego, weź z nim ślub, a w noc poślubną zajdź w ciążę. Pomyśl, Kendall, to nie jest tak skomplikowane jak operacja mózgu.
Przygryzła wargę.
– A jeśli zajdę w ciążę dopiero po trzech, czterech miesiącach od dnia ślubu? Będzie wiedział, że…
Weston zaklął po cichu. Zmierzył ją jeszcze bardziej przenikliwym spojrzeniem.
– Chcesz, żeby dziecko zaklepało układ?
– Myślę, że… tak.
– To ja ci je zrobię.
– Co takiego? – W ustach jej zaschło. Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
– Sprawię, że będziesz w ciąży. – Zeskoczył na podłogę i podszedł do niej. Mimo że nim pogardzała, po plecach przebiegł jej dreszcz.
– Ty?
– Mam ten sam garnitur genów co Harley. Tę samą grupę krwi. Nie będzie mógł się wyprzeć ojcostwa.
– O Boże! – Serce jej biło jak oszalałe, gdy przeszywał ją wzrokiem. – A co… ty byś z tego miał? – Jednym spojrzeniem omiótł całe jej ciało i znów popatrzył w oczy.
– Twoją dozgonną wdzięczność i przywiązanie.
– Nie sądzę, że mogłabym…
– Nawet po to, by zostać żoną Harleya? – Ujął jej rękę, podniósł ją do swoich ust i pocałował wewnętrzną część dłoni.
Kolana się pod nią ugięły, ale wyrwała mu dłoń, jak by ten pocałunek poparzył jej skórę.
– To obłęd. Nie ma mowy…
– Pomyśl. Będziesz panią Harleyową.
– Z naszym dzieckiem?
– Mogłabyś poronić…
O mało nie zwymiotowała. Szybko zasłoniła dłonią usta.
– Jesteś tak zdemoralizowany, że to przechodzi ludzkie pojęcie.
– Po prostu usiłuję ci pomóc. – Odwróciła się, ale był od niej szybszy. Porwał ją w ramiona i objął w pół tak, że jej piersi spoczęły na jego przedramionach. – Przemyśl to, Kendall – szepnął jej do ucha.
Za wydmami szumiał ocean, a gorące lipcowe słońce powoli zaczynało zniżać się ku horyzontowi.
– Moglibyśmy trochę pofiglować, apotem… Bingo! Harley jest twój! Nikogo by to nie zraniło…
– Wszystkich by zraniło! – powiedziała oburzona, choć jego dotyk przejął ją dreszczem. – Wszystko byś zniszczył.
Roześmiał się jej do ucha.
– Nie myśl tak, skarbie. Sama już wiele zrobiłaś w tym kierunku. – Puścił ją i ruszył w stronę schodów. Zanim minął zakręt, zdążył krzyknąć przez ramię. – Ale jeśli Harley wyślizgnie się z twoich rąk i ożeni z Claire Holland, to mnie za to nie obwiniaj. Nie, malutka. Wtedy będziesz mogła winić wyłącznie siebie.
W głosie Harleya dało się wyczuć zdenerwowanie.
– Przepraszam, Claire. Zadzwonię do ciebie później, ale coś mi wypadło. Sprawy zawodowe. Tato chce, żebym w nich uczestniczył.
Claire zamknęła oczy i zaczęła się nerwowo bawić kablem telefonicznym. Chciało jej się wyć. Działo się coś złego, wiedziała to na pewno i wszystkie wątpliwości, które próbowała od siebie odgonić, coraz bardziej ją osaczały, zaciskając niewidzialną pętlę na jej szyi.
– Po prostu robi wszystko, żeby nas rozdzielić.
– Wiem, ale dzisiaj nie mogę przyjść. Spotkamy się już niedługo, wierz mi.
– To już trwa ponad tydzień.
– Wiem, wiem – odrzekł, a Claire odniosła wrażenie, że słyszy koła zębate obracające się w jego głowie. Kłamie? Unika jej? Dlaczego po prostu nie zerwie z nią? Ogarnęła ją czarna rozpacz. Kochała Harleya, uwielbiała go, a jednak…
– Zobaczymy się, może jeszcze nie dziś, ale wkrótce. Przyrzekam. Claire. Tęsknię za tobą.
Naprawdę? Czy naprawdę za mną tęsknisz?
– Harley…
– Słucham?
Czy nuta poirytowania w jego głosie to złudzenie? Miała zamiar mu powiedzieć, że go kocha, ale się rozmyśliła. Był zbyt pochłonięty innymi sprawami, zbyt daleki.
– Nic takiego.
– To dobrze. Posłuchaj, może byśmy popływali łódką? W nocy?
– Chciałabym…
– W takim razie spotkajmy się w jachtklubie o dziesiątej… Nie, o dziesiątej trzydzieści. Wiesz która keja.
– Tak, ale…
– Przepraszam, że nie mogę zobaczyć się z tobą wcześniej… Kocham cię. Przecież wiesz.
– Też cię kocham – powiedziała, ale te słowa zabrzmiały pusto i fałszywie, jakby były wymuszone.
Zmagając się z bólem głowy, wyjrzała przez okno. Patrzyła, jak słońce kryje się za północny grzbiet górski. Skąd Harley dzwonił? Z kim był? Dlaczego znów odwołał spotkanie?
Tak naprawdę cię nie kocha. Słowa te były jak gorzka pigułka, do której przełknięcia potrzeba wielu litrów wiary w siebie. Nalała sobie lemoniady i przycisnęła chłodną szklankę do czoła.
W domu było gorąco i pusto. Dutch uparcie wzbraniał się przed założeniem klimatyzacji, więc w takie gorące dni temperatura w kuchni zazwyczaj przekraczała trzydzieści stopni. Nawet otwarte okna nie pomagały. Po prostu nie było czym oddychać.
Jeśli pominąć tykanie zegara dziadka w holu, delikatne burczenie lodówki i sporadyczne skrzypienie starego drewna – dom tonął w ciszy. Miranda wyjechała wcześniej bez wyjaśnienia. Ostatnio często to robiła. Dominique uparła się, żeby Dutch spędził z nią weekend w Portland, spotkał się ze starymi przyjaciółmi, rozerwał się i pozwiedzał miasto. Tessa uciekła wcześniej z kilkoma przyjaciółmi, którzy twierdzili, że idą na film, co prawdopodobnie było kłamstwem – jak wszystko ostatnio.