Выбрать главу

– Nie słucham plotek.

– Aha. – Zdjął młotek z wieszaka.

Skrzyżowała ręce na piersiach i postanowiła skończyć z udawaniem. Spojrzała mu prosto w oczy.

– Sądzisz, że mnie znasz?

– Znam tylko ten typ. – Przyłożył gwóźdź do deski i trzy razy uderzył młotkiem. Barn, barn, barn!

– Jestem nietypowa.

– Naprawdę? Lepiej przyznaj się, że podglądasz robotników ojca przy pracy, kręcąc się koło nich i susząc pomalowane paznokcie. – Rzucił jej spojrzenie przez umięśnione ramię.

– Wiesz co? Jesteś kolejnym zadufanym w sobie, aroganckim typem. W mieście jest takich na pęczki.

– Patrzyłaś na mnie.

– I to był błąd.

– Jasne.

Znów zajął się swoją robotą i przybił kolejny gwóźdź do deski. Zwinne mięśnie wtórowały wysiłkowi.

– A tak na marginesie: nie jestem aroganckim typem.

– A ja nie jestem bogatą, egocentryczną dziwką. Odchrząknął znacząco.

– Nie?

– Nie. – Miranda skierowała się ku drzwiom, a on zwinnie zeskoczył z drabiny i zabiegł jej drogę.

Zaskoczona odruchowo cofnęła się o krok. Pachniał świeżym potem i piżmem. Był tak blisko – półnagi, niezaprzeczalnie zmysłowy – że dech jej zaparło w piersiach. Miał mocną, męską szczękę ozłoconą jednodniowym zarostem, a jego oczy w półmroku stajni wydawały się ciemne jak metal pistoletu. Wpatrywał się w nią tak przenikliwie, że chciała jeszcze bardziej się cofnąć, ale plecami ocierała się o słup podtrzymujący strych. Poza tym nie chciała dać mu satysfakcji, że ją wypłoszył. Została, choć jego seksowny uśmiech ją przerażał. Oblizała wargi. Jego nagi tors niemal dotykał jej piersi.

– Słyszałem, że chcesz zostać prawnikiem.

– To… to prawda.

Płaskie brodawki były ledwie widoczne w gąszczu włosów na jego piersi. Twarde mięśnie brzucha falowały, gdy oddychał.

Jej kolana nagle wydały się zbyt miękkie, by ją podtrzymać.

– Wielkie ambicje?

– Nie… Zresztą, może i tak.

– Co usiłujesz udowodnić?

Pytanie to celnie trafiło w jej czuły punkt. Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że już się z niej nie naigrawa. Po prostu był zaciekawiony i po jego rozszerzonych źrenicach poznała, że ona tak samo działa na niego, jak on na nią.

– Nic. Nie muszę niczego udowadniać.

– Ale chcesz. – Uniósł ramiona i chwycił słup, przed którym stała. Trzymał ją w potrzasku, w ogóle nie dotykając.

– Tak.

– Dlaczego? Żeby twój stary przestał zrzędzić, że los mu poskąpił synów?

– Nie wiem – odpowiedziała nieszczerym tonem. Oczywiście, chciała udowodnić Dutchowi Hollandowi, że nie jest gorsza niż jakikolwiek chłopak, którego mógłby spłodzić.

– A może dlatego, że chcesz konkurować z mężczyznami?

– Po prostu chcę być jak najlepsza.

– Do tego stopnia, że odmawiasz sobie najprostszych przyjemności.

– Nic o mnie nie wiesz.

– Wiem, że stosujesz dietę, regularnie uprawiasz aerobik w swoim pokoju, czytasz wszystko, co mogłoby rozwinąć twój umysł, i stajesz na rzęsach, żeby udowodnić Dutchowi, że masz wszystkie zalety idealnego dziecka.

– Skąd wiesz…

– Też cię obserwuję.

Zaniemówiła. Zastanawiała się, czy podgląda ją w nocy przez okno, czy widział, jak ogląda własne ciało, dotyka piersi i przesuwa ręką po brzuchu, zastanawiając się, jak by to było, gdyby dotykał jej mężczyzna.

– Nie masz prawa!

– Nie. Tylko pożądanie. Tak samo jak i ty.

– Żadnego pozą…

– Nie kłam.

Był za blisko, a stajnie były za ciasne.

– Zejdź mi z drogi!

– Jeśli kiedyś chcesz być dobrym adwokatem, musisz się nauczyć postępować z ludźmi, wysłuchiwać ich argumentów, obraźliwych słów… a czasem komplementów. – Jego wzrok spoczął na jej piersiach, które rytmicznie unosiły się i opadały.

– O, teraz rozumiem – zakpiła. – To był egzamin. Więc teraz jesteś moim nauczycielem.

– Po prostu z tobą rozmawiam.

Przez długą sekundę patrzył na jej usta. Jakaś jej cząstka, ta rozpalona i spragniona, odpowiedziała na jego spojrzenie. Nienawidziła go, a mimo to pociągał ją tak mocno, że wstyd jej było przyznać się do tego przed sobą.

– To rozmawiaj z kimś, kto jest tym zainteresowany.

– Ty jesteś. – Jego uśmiech mówił, że jej nie wierzy. Odszedł na bok. Gdy próbowała odejść, chwycił ją za nadgarstek. Błyskawicznie obrócił ją do siebie i otoczył wszystkimi twardymi jak skała mięśniami. Nie była w stanie się poruszyć, z trudem oddychała, a serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi.

– Nie…

Ustami zamknął jej usta tak silnym i gwałtownym pocałunkiem, że tchu jej brakło. Usiłowała mu się wyrwać, ale był to daremny trud. Jej chłodny umysł klął i cicho krzyczał, że chce się wyswobodzić. Ale zmysłowa kobieta, która właśnie doszła w niej do głosu, rozpaczliwie pragnęła oddać pocałunek, pogłębić go, czuć rozkosz czystego, nieskrępowanego seksu.

Miał duże i silne ręce, gorące, wilgotne ciało. Pachniał mężczyzną i świeżą tarcicą. Z głębi jej krtani dobył się cichy jęk. Wbił język pomiędzy jej wargi i bez trudu je rozchylił.

– Jesteś zainteresowana – wyszeptał jej do ust, gdy przestał całować. – Kiedy dojrzejesz na tyle, żeby się do tego przyznać, zadzwoń do mnie.

Chwiejnym krokiem wycofywała się w kierunku drzwi. Pokręciła głową.

– Wcześniej zgnijesz w piekle.

– Nie przypuszczam.

I – niech to diabli! – nie mylił się. Przez dwa tygodnie ignorowała go. Kiedy był w pobliżu, czym prędzej znikała. Ale za każdym razem na wspomnienie tego jedynego, gwałtownego pocałunku w stajni serce jej biło szybciej i zaczynała się pocić.

Myślała o nim w nocy, leżąc w łóżku i nie mogąc zasnąć z powodu upału, i w dzień, kiedy musiała przygotowywać się do wieczornych zajęć w miejscowym college’u, gdzie zderzała się z nim na wąskim korytarzu.

Po dwóch tygodniach zmieniła zdanie i schowała dumę do kieszeni. Zadzwoniła do niego. Tego dnia spędzili na plaży kilka godzin, spacerowali, patrzyli, jak spieniony przypływ liże piach. Nawet jej nie dotknął.

Następne spotkania wyglądały podobnie. Wydawało się, że ów pocałunek to było wszystko, czego Hunter od niej chciał.

– Boisz się mnie?

Roześmiał się serdecznie, a jego niski głos odbił się echem w jej duszy.

– Boję się? Nie bądź śmieszna.

– Ale…

Poczuła się jak idiotka. Cóż mogła powiedzieć. Stał oparty o zderzak jej samochodu. Słońce parzyło i oślepiało. Zaparkowała na odludnej plaży, o wiele mil od ośrodka jej ojca.

– Ale co?

– My nigdy się nie… wiesz, co mam na myśli.

– Nigdy bym nie zgadnął – powiedział przeciągle, ale z kącików jego ust wyłaniał się uśmiech.

– Nie udawaj, Hunter.

– W takim razie wykrztuś to z siebie. Co ci chodzi po głowie? Przełknęła ślinę i bezradnie opuściła rękę.

– No, pani adwokat – ponaglał ją. – Każdy, kto zamierza zostać wielkim prawnikiem, powinien umieć wyrażać myśli.

– Nigdy mnie nie dotykasz – wykrztusiła, a jej twarz zabarwiła się wieloma odcieniami czerwieni.

– I to cię gnębi? – Czekając na odpowiedź, bawił się swoim sygnetem, złotą obrączką z onyksem.

Miała ochotę skłamać, ale powiedziała:

– A żebyś wiedział.

– Może uważam cię za nietykalną.

– Nie. Chodzi o coś innego. O co, Hunter?

Omiótł ją wzrokiem od stóp do głów, mruknął coś pod nosem i wziął ją w ramiona. Spragnione usta zamknęły się na jej wargach, a duże dłonie ogarnęły jej plecy. Stopniała pod tym uściskiem, przylgnęła do niego całym ciałem i pocałowała równie płomiennie i żarliwie jak on ją. Ochoczo otworzyła usta, zapraszając jego język. Ocierała się o niego, pragnęła jego dotyku.