A jednak to by mogło tylko pogorszyć sprawę. Myśl o tym, że jego nasienie przyjęło się w łonie Kendall, była pocieszająca. Z kilku powodów. Kendall skłoniłaby Harleya do małżeństwa, ale dziecko w rzeczywistości byłoby potomkiem Westona. Mógłby wykorzystać ten fakt jako żeton do ubijania interesów z Kendall. Trzymałby ją w szachu. A gdyby prawda wyszła na jaw, upomniałby się o dziecko i jego część dziedzictwa Taggertów – majątku Harleya – którą dziecko i tak musiało odziedziczyć.
Tak, pieprzenie się z Kendall, chociaż fizycznie niezbyt go satysfakcjonowało, warte było półgodzinnej roboty.
Wsiadł do porsche’a i starał się nie zwracać uwagi na głęboką rysę pomiędzy zderzakiem i tylnymi światłami – brzydką szramę zrobioną przez jakiegoś dupka. Szczęki mu się zacisnęły z wściekłości, że ktoś śmiał oszpecić zgrabną maszynę. Samochód miał klasyczną sylwetkę, szumiący silnik i lakier, który przy właściwym oświetleniu wyglądał tak, jak gdyby był płynny. Włączył zapłon i poczuł, jak silnik budzi się do życia. To cacko było kobietą, na którą zawsze mógł liczyć.
Włączył pierwszy bieg i wyjechał z podjazdu przed plażowym domem rodziców Kendall. Powinien być zadowolony. Tego dnia odwalił sporo ciężkiej roboty. Zaczęło się od awantury. Jack Songbird spóźnił się, był tak głupi, że usiłował zafałszować godzinę rozpoczęcia pracy na karcie kontrolnej, a później jeszcze zgrywał się, plując Westonowi pod stopy. Weston zwolnił go na oczach współpracowników, rozkoszując się każdą minutą tego wydarzenia. Później wygarnęli sobie wzajemnie, co im zalegało na wątrobie i… biedny pijaczyna Jack odpadł od klifu w pobliżu Stone Illahee. Weston uśmiechnął się do siebie i pomacał scyzoryk w kieszeni spodni – nóż ze śladami czerwonej farby na obrzydliwym ostrzu, farby w identycznym kolorze jak kolor jego samochodu.
Tak, to był długi, ciężki dzień. Szkoda tylko, że zakończył się w chłodnym łóżku Kendall. To, co powinno być płomiennym, satysfakcjonującym numerkiem, okazało się rozczarowaniem. Ta dziewczyna była zimna jak manekin. Weston wciąż był niezaspokojony i rozbudzony.
Potrzebował prawdziwej dziewczyny o ognistej krwi i szalonej wyobraźni. Pomyślał o Tessie. Była zawsze gotowa, ale w głębi serca przeczuwał, że ta mała nie zdoła ugasić ognia jego żądzy. Nie. Jedyną kobietą, która gwarantowałaby, mu satysfakcję, była jej starsza siostra Miranda. Poczekaj skarbie, pomyślał, chichocząc. Wkrótce przyjdzie dzień, kiedy poznasz moc prawdziwej namiętności.
Kendall niechętnie wykręciła numer telefonu. Co mogła powiedzieć Harleyowi? Że właśnie zaczęła jej się miesiączka? Że po trzech dniach spóźnienia w końcu dały znać o sobie skurcze i krwawienie?
Czy wytrzyma jeszcze jeden miesiąc robienia tego z Westonem, żeby siłą nakłonić jego młodszego brata do niechcianego ożenku? Łza spłynęła jej po policzku. Zastanawiała się, dlaczego zakochała się w Harleyu. Dlaczego, skoro mogła mieć każdego, kogo tylko chciała? Nie umiała znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Jednak fakt pozostawał faktem. Myśl o Claire Holland, tej narwanej pannicy bez figury, która go skradła, dodatkowo raniła jej posiniaczone ego.
Rodzice nie pomogli. Nieustanne pytania matki: „Co zaszło między tobą i tym słodkim Taggertem?”, „Czemu nie umówisz się z kimś innym? Syn Anny Prescott pytał o ciebie, a jest niesamowicie przystojny i pochodzi z bogatej rodziny i…” I tak bez końca.
– Rezydencja Taggertów – zabrzmiało w słuchawce.
– Chciałabym rozmawiać z Harleyem – powiedziała.
– Pana Taggerta nie ma w tej chwili w domu.
Zerknęła na zegarek. Było już pięć po piątej, a wiedziała, że Harley nigdy nie zostawał w pracy po godzinach.
– Jak pan myśli, o której go zastanę?
– Później. Czy mam mu powtórzyć, że pani dzwoniła?
– Nie… Spróbuję jeszcze raz – odpowiedziała i odłożyła słuchawkę. Łzy stanęły jej w oczach. Harley był z Claire. Czuła to w kościach. Zdrajca. Podły zdrajca.
Rzuciła się na łóżko i wpatrywała w sufit. Może postępuje niewłaściwie robiąc to, co robi? Rozmowa o potencjalnej ciąży wcale nie skłoniła Harleya do zmiany decyzji. Może gdyby zrobiła sobie coś drastycznego, wylądowała w szpitalu, a nawet stwierdziła, że właśnie poroniła… Ale prawdopodobnie istniały testy na sprawdzenie takich rzeczy. Ktoś w szpitalu mógłby na to wpaść… Co zrobić?
Myśl o seksie z Westonem napawała ją obrzydzeniem, nienawidziła siebie za to, co robi, dostawała gęsiej skórki, kiedy jej dotykał. Zrazu usiłował pieścić ją, całować i pobudzać, ale ona opierała się, i teraz Weston nawet nie zawsze się rozbiera, tylko zdejmuje jej majtki, rozpina rozporek i pompuje w nią dawkę spermy Taggertów. Po wszystkim zawsze zapala papierosa i dymi jej prosto w nos, tak że czuje się brudniejsza niż kiedykolwiek.
Ale to się opłaci. O ile zajdzie w ciążę! Cóż, po prostu powinna bardziej się postarać. Skłonić Westona, by robił to częściej niż raz dziennie.
Tłumiła szloch, ale powiedziała sobie, że musi znieść jeszcze trochę ocierania się o Westona. Niech się tylko skończy miesiączka. Będzie sobie wyobrażać, że kocha się z Harleyem, będzie się przedtem kąpać w pachnącej pianie, wkładać seksowną bieliznę i zapalać świece w pokoju. Kiedy Weston za kilka dni przyjdzie, będzie go całować i pieścić, powoli go rozbierać i uwodzić go tak, jak uwodziła jego młodszego brata.
Potrzebowała romansu, nie tylko seksu.
Ale trzeba opracować plan awaryjny. Istniało niebezpieczeństwo, że nie zajdzie w ciążę, należało się więc zastanowić nad innym sposobem oświecenia Harleya, uświadomienia mu, że to ona jest kobietą jego życia, nie ta dziwka Claire.
Jeśli ma przedstawić Claire w złym świetle, potrzebuje pomocy. W przeciwnym razie plan może spalić na panewce. Trzeba zlecić komuś wykonanie czarnej roboty. Komuś, kto jest tak jak ona oddany sprawie, komuś, kto bez pytań i wahania zrobi to, co ona każe. Tym kimś może być tylko ta kretynka siostra Harleya. Paige zrobi wszystko, czego Kendall sobie zażyczy.
Dzień pogrzebu poprzedził gorący, parny świt. Nad horyzontem wisiały chmury burzowe, ale wiatru było jak na lekarstwo. Prochy Jacka zrzucono z tego samego klifu, z którego spadł. Obłok pyłu posypał się na skaliste rafy głęboko w dole.
Claire drżała, stojąc tam z matką i siostrami. Dutch był na wyjeździe służbowym, ale przesłał wyrazy współczucia – wielki wieniec z lilii w kształcie podkowy i czek dla rodziny Ruby, z przeznaczeniem na dowolne wydatki. Jakby pieniądze mogły pomóc.
Claire prawie nie znała Jacka, ale Ruby od wielu lat pracowała w jej domu, a Crystal była jej przyjaciółką. Teraz Crystal siedziała i tępym wzrokiem wpatrywała się w morze. Miedziana skóra zbladła. Bez makijażu wyglądała młodo i subtelnie. Dziewczyna w drobnych dłoniach ściskała czerwoną chustę, którą prawdopodobnie nosił Jack.
Tessa przewróciła oczami. Przemówił mężczyzna, który kiedyś należał do wielkiego plemienia indiańskiego. Nie bardzo przypominał rdzennego Amerykanina. Miał krótko obcięte siwe włosy i suchą skórę. Jednak widocznie cieszył się jakimś autorytetem, wypowiadał się w imieniu plemienia, mówił o Jacka miejscu w świecie i o współczesnych młodych ludziach w ogóle. Claire nie słyszała nic prócz szumu morza i przenikliwych okrzyków mew, które szybowały i krążyły ponad głowami.
Trudno było uwierzyć w to, że Jack nie żyje. Ktoś tak młody i pełen energii nagle odszedł. Usłyszała dudnienie motocykla i serce jej zadrżało. Kane zaparkował motor przy wygiętej sośnie i stanął z dala od tłumu, z rękami w kieszeniach skórzanej kurtki. Oczy miał zasłonięte ciemnymi okularami. Jego twarz była napięta i nieruchoma, a usta uparcie zaciśnięte. Wpatrywał się w horyzont. Ile dni mu jeszcze pozostało do wyjazdu z Chinook?