Выбрать главу

Z tobą chcę robić wszystko i wszędzie. Chcę cię całować, pieścić i spać z tobą aż do rana. Chciałbym dotykać językiem twojej nagiej skóry, aż zaczniesz drżeć z pożądania. Ale nade wszystko w świecie chciałbym zanurzyć się w ciebie i kochać się z tobą aż po kres moich dni.

Przygryzła wargę i usiłowała nie myśleć o Kanie i o ich ostatnim spotkaniu tego wieczoru, kiedy znaleziono ciało Jacka Songbirda.

Uwierz mi, że nigdy, przenigdy nie potraktowałbym cię tak, jak ten pacan Taggert.

Stojąca obok Claire Tessa przestępowała z nogi na nogę.

– A gdzie Taggertowie? – szepnęła.

– Nie wiem – mruknęła Claire; była zaskoczona, że nie tęskni za Harleyem.

– Chyba powinni tu być. Jack był pracownikiem ich tartaku. – Niebieskie oczy Tessy rozejrzały się w tłumie zebranym na urwisku.

– Weston tamtego dnia go zwolnił.

– Wiem, wiem – bąknęła Tessa. Żałowała, że musi tu tkwić. Matka strofowała ją wzrokiem. Tessa spojrzała na nią z wyrzutem, ale Dominique odwróciła głowę, jakby ten obłąkańczy rytuał ją interesował. Pogrzeby są takie ponure i przygnębiające. Poza tym Tessa miała ochotę spotkać się z Westonem. Myślała, że tu przyjdzie i była rozczarowana, kiedy nie zobaczyła nikogo od Taggertów. – Kiedy to się wreszcie skończy? – szepnęła do ucha Mirandzie, która od kilku dni była jakaś zamyślona.

Miranda nie odpowiedziała, a Tessę korciło, żeby się wymknąć. Gdzie jest Weston? Ostatnio czuła w trzewiach znajome mrowienie i żałowała, że tak bardzo jej na nim zależy. Lubiła ukradkiem się z nim spotykać. To było ekscytujące. Nie uroniła ani jednej łzy nad utraconą cnotą. Nie podejrzewała jednak, że się w nim zakocha. Był za stary, zbyt przyziemny, egocentryczny i miał ją gdzieś. Właśnie to ją doprowadzało do szału.

W końcu ten wódz, czy jak mu tam, skończył przemowę i zebrani zaczęli cicho śpiewać jakąś pieśń. Tessa nie mogła w to uwierzyć. Możliwe, że Jack Songbird był czystej krwi Amerykaninem, ale tak zwane plemię zapewne nic dla niego nie znaczyło. Podobnie jak te wszystkie rytuały, które tak hołubili. Przecież nie biegał w kółko w wisiorkach i pióropuszach ani nie jeździł na łaciatym koniu.

Kiedy umilkły obco brzmiące słowa, grupa się rozpierzchła i Tessa nie chciała tracić czasu. Pobiegła ścieżką do drogi, gdzie były zaparkowane wszystkie samochody. Ciężarówki, dżipy, kilka kombi i parę furgonetek stało obok srebrnego mercedesa Dominique. Tessa wślizgnęła się na pluszowe siedzenie. Reszta rodziny została, by zamienić kilka słów z Ruby i Crystal.

Tessa nie miała ochoty silić się na przyjacielskie gesty. Co mogła powiedzieć? Oczywiście, było jej przykro, że Jack zginął. Jego śmierć na pewno była dla nich czymś przerażającym. Zadrżała, wyobrażając sobie, jak spada się z takiej skały. Ale nic nie mogła zrobić i żadne jej słowo już nic by nie zmieniło. Ale przede wszystkim nie wiedziała, co ma powiedzieć Crystal. Zgarbiła się na siedzeniu w nadziei, że siostra Jacka jej nie zauważy. W samochodzie było duszno. Nie było czym oddychać. Tessa zerknęła na Crystal i zaczęła się pocić. Młoda Indianka przyglądała się jej. Świdrowała ją na wylot tak przenikliwym spojrzeniem, że Tessa się przeraziła. Ta dziewczyna chyba jest szamanką! Drżącą ręką sięgnęła do torebki po paczkę papierosów. Nie, to nic nie da. Zresztą, matka nie wie, że najmłodsza córka pali papierosy.

Czy nie mogą po prostu stąd odjechać? Odkąd Tessa zaczęła się umawiać z Westonem, czuła, jak Crystal spojrzeniem wbija w jej serce sztylety. Nienawidzi jej. Ale z jakiej racji? Crystal nie ma żadnych praw do Westona.

Problem w tym, że Tessa też ich nie ma.

Drzwi mercedesa znów się otworzyły i matka usiadła za kierownicą. Miranda i Claire zajęły miejsca na tylnym siedzeniu.

– Wiem, że to dla Ruby bolesna strata – odezwała się Dominique, wycierając oczy wymiętą chusteczką. Znalazła w torebce klucze. – Strata dziecka… Cóż, chyba nie ma na świecie nic gorszego. – Zadudniły silniki i samochody przejeżdżały obok nich. Dominique przekręciła kluczyki w stacyjce. – Ale mimo że ich spotkała ogromna tragedia, to nie jest odpowiedni czas na dokonywanie zmian, których mogą później żałować. – Wyprowadziła samochód na wąską żwirową drogę.

– O jakich zmianach mówisz? – spytała Claire.

Tessa przewróciła oczami, jakby chciała zapytać: „A kogo to obchodzi?”.

– Ruby odeszła – poinformowała Miranda. Dominique zacisnęła usta.

– Odeszła? – powtórzyła Claire.

– Cóż, jestem pewna, że zmieni zdanie. – Matka zerknęła w lusterko wsteczne. – Na razie jest po prostu załamana. Za kilka tygodni, kiedy ochłonie z rozpaczy, dojdzie do wniosku, że potrzebuje normalności, którą może jej dać praca u nas. – Westchnęła i ustawiła klimatyzację. – W każdym razie mam zamiar jej dać podwyżkę. Może to ją skłoni do powrotu.

– Sądzę, że tu nie chodzi o pieniądze – zebrała się na odwagę Claire.

– Oczywiście, że nie. Przynajmniej jeszcze nie. Kiedy życie Songbirdów się ustabilizuje, Ruby będzie miała za dużo wolnego czasu. A przecież ma jeszcze córkę, o którą musi się zatroszczyć. A Crystal chce iść do college’u. Wiecie, że to kosztuje. – Włączyła światło migowe, bo zbliżali się do autostrady. – Ruby wróci.

Tessie było wszystko jedno. Ruby była nieznośna, wszystkich rozstawiała po kątach. Wprawdzie to należało do jej obowiązków, ale Tessa nie mogła znieść, że jedna z pracownic, w dodatku służąca, jej rozkazuje. Tessa uważała, że rodzina obejdzie się bez Ruby Songbird i jej czarnych potępiających oczu. Szkoda, że tak się stało z Jackiem, wydawał się w porządku, ale Tessa nie miała zamiaru zmieniać swojego życia tylko dlatego, że on umarł.

– Boże drogi, co to? – wyszeptała Dominique, naciskając na hamulce. Przed jej oczami mignął czarno-srebrny motocykl, który właśnie wjechał na asfalt, nie zważając na podmuch ciężarówki, która wiozła drewno na południe.

– O Boże! – krzyknęła Claire, obejmując twarz dłońmi. – Kane…

– Czy to młody Moran? – spytała Dominique, wciąż trzymając rękę na sercu. – Myślałam, że jest nieco rozsądniejszy, ale w końcu nic dziwnego, że jest, jaki jest.

– To znaczy? – spytała Claire, szeroko otwierając oczy. Tessa przyglądała się matce.

– Ten dzikus w ogóle nie został wychowany. Ojciec jest alkoholikiem, a matka go opuściła. – Jeszcze raz sprawdziła, co się dzieje na szosie, zwolniła hamulec. – Jeśli nie będzie uważał, nie dożyje dwudziestu lat.

– Nie waż się tak mówić!

– Dlaczego tak się o niego martwisz? – Tessa nagle się ożywiła.

– Nie martwię się. Po prostu wiem, że przyjaźnił się z Jackiem Songbirdem.

– Tak? A skąd wiesz?

– Widziałam, jak razem się włóczą, a poza tym… – Claire zawahała się – sam mi to powiedział.

– Kiedy?

– Nie pamiętam.

– Znasz go? – spytała z Tessa z niedowierzaniem w głosie. Obróciła się na siedzeniu i spojrzała w bladą twarz Claire. Co się tu dzieje?

– Tak.

– Jak blisko?

Claire popatrzyła młodszej siostrze w oczy.

– Wystarczająco blisko – oświadczyła i odwróciła wzrok w stronę okna. – Wystarczająco blisko.

Miranda wpatrywała się w kalendarz. Coś było nie tak. Nie mogła się spóźnić. To niemożliwe. Była bardzo ostrożna. Hunter też. Rzadko kochali się bez prezerwatywy. Jednak policzyła dni na kartkach nieubłaganego kalendarza – okres się spóźnił o trzy dni. Dosięgnął ją bolesny cios prawdy: była w ciąży.

Kolana się pod nią ugięły i opadła na krzesło przy biurku. To nie mogło się jej przydarzyć – jej, dziewczynie, która tak starannie zaplanowała życie. Zacisnęła pięści i pomyślała o dziecku… Dziecko! Na Boga, to nie tylko wstyd z powodu zajścia w ciążę, to również cała reszta, czyli wychowanie… Dziecka Huntera. Oparła ciężką głowę na dłoniach.