– Ty kurewko, przyznaj, że tego chcesz. Jesteś tak samo napalona na mnie, jak ja na ciebie.
– Nie…
Przycisnął nabrzmiałe i twarde krocze do jej brzucha. Pokój wirował. Znów ją pocałował. W powietrzu czuć było jego zwierzęcą, rozbestwioną żądzę.
Uświadomiła sobie, że nie ma szans. Nie wiedziała, co w niego wstąpiło, ale wiedziała, że nie spocznie, dopóki nie wciśnie swojego przyrodzenia w jej ciało.
Było jej słabo, w głowie jej się kręciło, ale nadal walczyła. Przeginał ją do tyłu, aż przycisnął jej plecy do biurka.
– Puść mnie!
– Zaopiekuję się tobą.
– Buhaj! Puść mnie, bo będę krzyczała.
– Nikt cię nie usłyszy. Drzwi są już pozamykane na klucz, skarbie, i jesteśmy tu tylko my dwoje.
– Idź do diabła! – Ten okrzyk wskrzesiłby umarłego, ale w małym pokoju rozległ się tylko głuchym echem.
Oddech miał gorący, ciało ciężkie, cel jeden.
– Daj spokój, Mirando. Nie broń się.
Wierciła się, aż udało jej się uwolnić jedną rękę. Wymierzyła mu cios. Klap! Dłoń zderzyła się z policzkiem. Jęknął z bólu.
– Ty suko! Ty rozwścieczona suko! Jesteś taka sama jak twoja siostra!
– Zostaw Tessę w spokoju.
– Powinienem zrobić z tobą to, co zrobiłem z nią.
– Co… co takiego?
Jego twarz pochylona nad nią wyrażała groźbę. Był czerwony, a w jego oczach płonęła żądza. Wciąż mu się wyrywała, ale był silny. Chwycił ją za oba nadgarstki, przeniósł je nad głowę i ścisnął w jednej ręce.
– Wiedziałem, że będziesz się opierać.
– Złaź ze mnie!
– Co powiedziałaś? Właź we mnie? – zarechotał. – Właśnie mam zamiar, skarbie. Nieraz ci to zrobię. Jeśli dajesz temu śmieciowi Rileyowi, to równie dobrze dla mnie też możesz rozłożyć nogi.
Wolną ręką rozpiął rozporek i Miranda zrozumiała, że ani myśli się opanować.
– Nie rób tego, Weston. – Ten błagalny ton uznała za obrzydliwy. Podciągnął w górę jej spódnicę, rozpruła się. Miranda gwałtownie się szarpała, kiedy rozrywał jej majtki.
Znów zaczęła krzyczeć, ale przycisnął swoje usta do jej warg, miażdżąc jej piersi, i jego ciało zaczęło się poruszać. Wolną ręką rozpinał spodnie. Zsunęły się na podłogę.
W jego oczach błysnął triumf.
– A teraz, kochanie – zachrypiał, ciężko dysząc i pocąc się jak bestia, którą w gruncie rzeczy był – zobaczmy, co tu masz.
Serce Claire waliło jak młotem. W lodowato zimnej ręce trzymała pierścionek zaręczynowy. Przygryzła wargę. Czekała na pomoście obok żaglówki Taggerta i patrzyła, jak brylant szyderczo połyskuje w świetle gwiazd. Co najlepszego wyprawia? Zrywa z Harleyem, wspaniałym Harleyem z powodu idiotycznej chemii uczuć, którymi podświadomie darzyła Kane’a Morana. A co z tymi wszystkimi obietnicami i przysięgami, które złożyłaś sobie i Harleyowi? Co z płomiennymi argumentami, którymi usiłowałaś przekonać resztę rodziny?
Zamknęła oczy i oparła się o balustradę. Usłyszała ciche dzwonienie boi o falę przypływu.
Kane wyjeżdża do wojska, w nieznane strony, i prawdopodobnie nigdy więcej już go nie zobaczy. A jednak była przekonana, że nie będzie szczęśliwa z chłopakiem, któremu jeszcze miesiąc temu przysięgała dozgonną miłość.
Człap!
Ale przecież Harley też nie był z nią szczery. Musiała przyznać, że nadal spotykał się z Kendall, jakby nie był w stanie na dobre z nią zerwać, choć był już zaręczony.
Westchnęła, wciągnęła głęboko w płuca porcję słonego powietrza i wpatrywała się w ciemne niebo, po którym niespokojnie przesuwały się chmury.
Nie była sama. Ten sam chudy jak cień kot przybłęda, którego widywała wcześniej obok żaglówki, przemknął obok i zgrabnie wskoczył na małą łódkę rybacką zacumowaną w pobliżu. Na rozkołysanym jachcie dryfującym po spokojnej wodzie zatoki odbywała się jakaś wesoła impreza. Słychać było salwy śmiechu, rozbawione głosy i piosenkę zespołu the Eagles Hotel California.
– Przyjdź wreszcie, no przyjdź! – mruknęła pod nosem, zerkając na zegarek. Chciała, żeby już było po wszystkim. Teraz, kiedy wreszcie podjęła decyzję, z niecierpliwością wyczekiwała wytchnienia. Chciała zerwać te bezsensowne zaręczyny.
Welcome to the Hotel California.[Witamy w hotelu California.]
Usłyszała warkot samochodu, zanim go zobaczyła. Błysnęły koła. Szmaragdowe auto przemknęło pod latarnią. Błagam o siłę – modliła się w duchu, zastanawiając się, czy zerwanie zaręczyn w ogóle go zrani. Może wręcz poczuje ulgę, uwalniając się z kłopotliwego związku?
…różowy szampan w lodzie…
Ze ściśniętym gardłem patrzyła, jak szybko idzie po trzeszczącym molo.
– Claire – podniósł rękę, uśmiechnął się i podbiegł do niej…
…wszyscy jesteśmy tu tylko więźniami, zdanymi wyłącznie na siebie…
– Tak bardzo za tobą tęskniłem – powiedział Harley, porywając ją w ramiona i obracając w kółko nad ziemią. Serce jej się krajało, kiedy wtulił głowę w jej szyję i pocałował ją tak namiętnie, że choć usiłował się hamować, czuła żar jego skóry.
Mimo to nie reagowała. Nie mogła. Chciał pocałować ją w usta, ale odchyliła głowę do tyłu i wyrwała się z jego objęć.
– Przestań – powiedziała chrypliwie, tłumiąc płacz. Nagle okazało się to trudniejsze, niż myślała.
– Co się stało? – spytał. Jego piękna twarz pochylona nad jej twarzą wyrażała zdumienie.
…możesz się wyprowadzić, kiedy tylko chcesz, ale i tak nigdy stąd nie wyjedziesz…
– Po prostu przestań.
– Mówisz poważnie? – Na jego twarzy pojawił się ten sam nieśmiały, niepewny uśmiech, który niegdyś stopił jej serce.
– Bardzo poważnie. Słuchaj, Harley, musimy porozmawiać. – Serce o mało jej nie pękło, kiedy zobaczyła, jak nagle poważnieje. Spojrzał na jej dłoń bez pierścionka i powoli wypuścił z płuc powietrze.
– Chodzi o Kendall, prawda?
Załamała się. Co prawda, planowała z nim zerwać, ale nie chciała dopuścić do świadomości tego, że naprawdę ją zdradzał. Ale zdradzał. Widać to było po jego skruszonej minie.
– Tak naprawdę to nie – wykrztusiła zaskoczona, że jego bezwiedne wyznanie tak bardzo ją ubodło. Podejrzewała, że w plotkach kryje się ziarno prawdy, ale usłyszeć to z jego ust… – Chodzi o nas. To jest… niewypał.
– Boże. – Zbladł. Jego twarz wydawała się białoniebieska w świetle latarni na molo.
– Myślę, że oboje to wiemy. – Ujęła jego dłoń, odwróciła wewnętrzną stroną do góry i opuściła na nią pierścionek, który przedtem aż do bólu ściskała w swojej.
– Nie – wyszeptał. – Nie, Claire.
– Tak będzie najlepiej. Łzy stanęły mu w oczach.
– Ale ja cię kocham. Przecież wiesz.
– Nie, Harley, nie sądzę, że… Wyciągnął rękę, ale cofnęła się o krok.
– Nie… – Ale już wcisnął palce w mięśnie jej ramion, przygarniając ją do siebie.
– Nie mogę cię stracić.
– To koniec.
– Powiem Kendall, że z nią skończyłem. Na dobre. Przysięgam. Znajdę sposób, żeby uwierzyła, że kocham tylko ciebie.
– Nie, Harley…
Pocałował ją i uścisnął. Łzy spływały mu po policzkach. Całując, ją czuł gorzki smak własnych łez.