– Nie!
– Ale… O Harleyu! – Piersią Claire wstrząsał rozdzierający szloch. W podświadomość wżerało się poczucie winy. Miranda nie przestawała jej kołysać w ramionach. – Skąd… Skąd wiesz? Od kogo się dowiedziałaś? – spytała, choć tak naprawdę niewiele ją to obchodziło.
– Byłam w mieście i usłyszałam – odpowiedziała Miranda, najwyraźniej unikając szczegółów, a Claire była zbyt zmęczona, żeby o nie wypytywać. – Wiedziałam, że poszłaś się z nim spotkać, ale przypuszczałam, że już wróciłaś, więc pojechałam do domu. Na szosie sto jeden zobaczyłam Tessę, która próbowała złapać okazję, zabrałam ją i obie pojechałyśmy po ciebie.
– Ale dlaczego? Co ci się stało? – spytała Claire, dotykając rozerwanej bluzki. Nie chciała patrzeć na plamę na spódnicy. Krew? Czyja? Randy? Harleya? Jezu! Czyżby Randa spotkała się z Harleyem? Może przyjechała szukać siostry, zobaczyła go pijanego do nieprzytomności i… Co potem? Nie! Nie! Nie! To bez sensu. Gdyby tylko mogła cofnąć czas o kilka godzin i zmienić wydarzenia tej nocy…
– Długo by opowiadać. Nie mamy na to czasu – odparła Miranda. Głowa Claire bezwładnie opadła. – Co robiłaś po rozstaniu z Harleyem?
– Jeździłam w kółko. – Dlaczego bije od niej taki chłód?
– Kto cię widział?
– Nie wiem. Chyba nikt. – Gęsta gruda podchodziła Claire do gardła. Przyszło jej na myśl, że za chwilę zwymiotuje.
– Jesteś pewna?
– Nie wiem… – Claire szczękała zębami.
– Nie możemy się teraz o to martwić, Claire. W tej chwili musisz się wziąć w garść. Claire… – Miranda znów nią potrząsnęła, ale Claire ją odepchnęła i doczołgała się na skraj drogi, gdzie w rowie płynęła woda, a zielsko smagało ją po twarzy. Żołądek jej się skurczył i gwałtownie wyrzucił wszystko, co było w środku.
Poczuła na ramieniu dłoń Randy.
– W porządku?
– Nie!
– Ale jestem przy tobie. Dasz radę wrócić do samochodu? Musimy już jechać. Claire?
– Nie wiem… czy… dam radę… – Wytarła usta dłonią, ale obrzydliwy smak pozostał. Miała wrażenie, że fatum złapało ją w swoje sidła.
– Spróbuj. A teraz wszystkie trzy musimy szybko coś wymyślić. Trzymasz się mnie? Musimy zapewnić sobie alibi: gdzie byłyśmy, kiedy Harley zginął.
– Nie rozumiem…
– Musimy umieć wyjaśnić, gdzie byłyśmy.
– Dlaczego? – spytała, ale kiedy spojrzała Mirandzie w oczy, zrozumiała, że chodziło nie tylko o to, że Harley nie żyje, ale również o to, że Miranda jest w tarapatach, i to poważnych. Była w to jakoś zamieszana. Claire czuła, że czyjaś śmiertelnie zimna dłoń chwyta ją za gardło i zaciska się na nim.
– Więc tak. Pojechałyśmy do kina dla zmotoryzowanych w górnej części wybrzeża, żeby obejrzeć tę specjalną serię, którą tam pokazują, trzy stare filmy z Clintem Eastwoodem: Powieście go wysoko, Złoto dla zuchwałych i Brudny Harry. W czasie projekcji drugiego filmu zdecydowałyśmy się pojechać do domu i w ogóle nie obejrzałyśmy ostatniego. Zasnęłam za kierownicą, zjechałyśmy z drogi i wjechałyśmy do jeziora.
– Co? To idiotyzm. Dlaczego?
Miranda nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w źrenice siostry. Pomiędzy nimi przebiegł impuls zrozumienia.
– Zaufaj mi, Claire. Nie mamy wyboru. Jeśli Harley został zamordowany, a ja myślę, że tak było, to głównie na nas padnie podejrzenie. Ja również byłam dziś wieczorem na przystani.
– Słucham?
– I Tessa.
Głos Mirandy brzmiał, jakby dochodził z głębi długiego tunelu – był niewyraźny i głuchy. Ledwie docierał do mózgu Claire, a mimo to boleśnie go przenikał.
– Wszystkie będziemy wezwane na przesłuchanie, a żadna z nas nie ma alibi.
– Ale ja nie zabiłam Harleya. Ani ty tego nie zrobiłaś, ani Tessa. Czy nie możemy po prostu powiedzieć prawdy?
– Nie tym razem – powiedziała Miranda i ciężko westchnęła. – W tym wypadku prawda pogrąży przynajmniej jedną z nas i wierz mi, Taggertowie nie cofną się przed niczym, byle tylko posłać nas na szubienicę.
Claire mrugnęła, żeby strząsnąć krople deszczu z powiek.
– Nie rozumiem, dlaczego… – zaczęła, ale zamilkła. Miranda była w to uwikłana po uszy. Cokolwiek się stało, była przekonana, że to pachnie więzieniem… I potrzebuje alibi. Claire z trudem przełknęła ślinę. – Zgoda.
– Dobrze. – Miranda pomogła jej wstać i otworzyła drzwi samochodu, gdzie nieruchomo siedziała Tessa i bezmyślnie patrzyła w jeden punkt. – Usiądź na skrzyni biegów. Nie chcę, żebyś utknęła z tyłu. – Claire przycupnęła przy Tessie. Miranda uruchomiła samochód i ruszyła w stronę odległego brzegu jeziora. – Żadna z nas nigdy nie powie nikomu, nawet jedna drugiej, ani mamie, ani tacie, ani naszym najlepszym przyjaciołom, nikomu, co się naprawdę stało dziś wieczorem. Od teraz już na zawsze nasza opowieść będzie się sprowadzała do tego, że wjechałyśmy do jeziora. Claire, ty musisz mi pomóc wyciągnąć Tessę, kiedy już znajdziemy się w wodzie.
– Chyba nie chcesz naprawdę tego zrobić! – Claire była przerażona. – Będziemy tylko mówiły…
– Muszę! To ma wyglądać autentycznie, prawda? Na północy jezioro nie jest aż tak głębokie. Nic nam się nie stanie. – Skręciła na szosę.
– To szaleństwo. Ludzie topią się w wannach. A Tessa… jest półprzytomna. – Samochód nabrał szybkości. – Rando…
– Tylko obiecaj, że będziesz trzymać się tej wersji wydarzeń.
– Oszalałaś!
Za kolejnym zakrętem zza drzew błysnęło jezioro Arrowhead. Woda była ciemna i wzburzona, wiatr pienił fale.
– Randa, nie!
Camaro coraz szybciej mknął po mokrej nawierzchni, wycieraczki pracowały pełną parą, koła śpiewały.
– Słuchaj, Claire, współpracujesz ze mną czy nie? Znikły drzewa i pojawił się pas plaży.
– A Tessa? – spytała ogarnięta paniką Claire.
– Zgodziła się.
– Nie odezwała się ani słowem.
– Ona w to wchodzi!
– Dobrze, dobrze!
– Trzymajcie się! – Miranda pokręciła kierownicą. Camaro podskoczył. Koła ślizgały się na żwirze.
– Na litość boską…
Samochód podskakiwał na kamieniach, trawie i kłodach, jadąc coraz szybciej, a czarna otwarta gardziel jeziora otwierała się przed nimi.
– Boże, pomóż mi. – Miranda nacisnęła na hamulec, koła mocno się wbiły w ziemię, tworząc głębokie koleiny w piasku. Z-28 zderzył się z wodą. Potężnie. Claire uderzyła głową w dach. Krzyknęła tak głośno, że o mało jej nie popękały bębenki w uszach. Wzburzona woda podnosiła się coraz wyżej do okien i silnik zgasł.
– Dobra, a teraz pomóż Tessie!
Miranda popchnęła i otworzyła drzwi. Claire wyciągnęła rękę ponad Tessą i zdołała zrobić to samo. Woda wlewała się do środka. Claire wygramoliła się z samochodu i, kaszląc, ciągnęła ze sobą Tessę. Nagle uświadomiła sobie, że nie może zagruntować. Grzęzła w mule po łydki. Ale głowa wciąż była nad wodą.
Harleyu! O, Boże, Harleyu, wybacz mi. Ból ściskał jej serce.
– Chodźmy, no już! – Miranda oparła bezwładne ramię Tessy na własnym barku i ruszyła w stronę drogi, z trudem brnąc w ciemnej wodzie. – A teraz: jaki film oglądałyśmy?
– Powieście go wysoko.
– Oraz?
– Złoto dla zuchwałych. Daj spokój Tessie, Randa.
– Tess? – ponaglała Miranda. Woda sięgała im po kolana. – Tessa?
– Brudny Harry – wyszeptała Tessa.
– Ale tego filmu nie oglądałyśmy. Wyszłyśmy, zanim się zaczął. Pamiętaj. Trzymaj się mnie. Nie pozwól im nas rozdzielić.
Z oddali słychać było głosy i jakiś pikap połyskujący w deszczu światłami wolno posuwał się skrajem szosy. Mężczyzna w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym biegł w ich stronę.