Выбрать главу

– Hej! – krzyknął chropowatym, przerażonym głosem. – Nic wam nie jest? Na Boga, co u licha tu się stało? Najpierw dzieciak Taggertów, a teraz to!

Więc to prawda. Claire czuła, że ma nogi z ołowiu. Zatrzymywały się inne samochody, a pierwszy mężczyzna dobiegł do nich i wziął Tessę na ręce.

– Nic wam nie jest, dziewczyny? Czy ktoś jeszcze był w tym samochodzie?

– Tylko my – odpowiedziała Miranda. – Wszystko… w porządku.

– Jesteście pewne? – Skinął głową w kierunku Tessy, która poczuła odór sfermentowanego piwa. – A ty?

– W porządku. Nic mi nie jest.

– Co się stało? – spytała jakaś kobieta. Coraz więcej samochodów zbierało się wokół pikapa. – Jezu! Czyżby ktoś wjechał do jeziora?

– Ja… musiałam chyba zasnąć za kierownicą – odezwała się Miranda, szczękając zębami.

– Boże drogi! – jęknęła kobieta. – Cóż, trzeba was ogrzać. George, George! Przynieś te koce z bagażnika. Dziewczyny przeziębią się na śmierć.

Odrętwiała Claire dała się poprowadzić w stronę kilku pojazdów byle jak zaparkowanych na skraju szosy.

– Patrz pan! – odezwał się starszy mężczyzna.

– Mają szczęście, że przeżyły – powiedziała jakaś kobieta, której sylwetka migała czernią w ostrym świetle reflektorów.

– Właśnie. Nie tak jak ten młody Taggert.

Kolana się ugięły pod Claire, ale ktoś ją podtrzymał, postawił na nogi i poprowadził. Trzęsła się jak galareta.

– Czy ktoś zadzwonił po pogotowie?

– Nie załamujcie się, dziewczyny – zaśpiewał łagodny męski głos. – Wszystko będzie dobrze.

Claire rozpoznała ten głos. Nie pamiętała nazwiska tego człowieka, ale wiedziała, że obsługiwał stację benzynową, w której tankowała paliwo.

– Czy któraś z was jest poważnie ranna? Nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– Chyba nie – znów odezwała się Miranda, jak zawsze odpowiedzialna za wszystko.

Claire zdołała skinąć głową w stronę Tessy, która tylko szepnęła:

– Brudny Harry.

To nie tak. Zupełnie nie tak.

– Co powiedziała? – spytała kobieta.

– Coś jak „brudny” albo coś w tym rodzaju.

– Prawdopodobnie wszystkie są w szoku.

Claire mrugnęła, żeby strącić krople deszczu z powiek. Drżała z zimna. Mokre brudne ubrania przylgnęły do jej skóry.

– George, na litość boską, przynieś wreszcie te koce z bagażnika!

Gdzieś niedaleko, prawdopodobnie w którymś z zaparkowanych samochodów, jakiś mały chłopczyk tak płakał, że aż dostał czkawki. Z tyłu pikapa przeraźliwie zaszczekał pies.

– Cicho, Roscoe! Pies się uciszył.

– Słuchajcie… – szepnęła jakaś kobieta na tyle głośno, żeby wszyscy słyszeli. – Czy to nie są córki Hollanda?

– Ktoś powinien zadzwonić do ich rodziców.

– Ludzie szeryfa już tu jadą.

– O Jezu, jak im się udało wylądować w jeziorze? Miały szczęście, że to się przydarzyło w tym miejscu. Gdzie indziej roztrzaskałyby się o drzewo.

Jedna z kobiet podprowadziła Tessę do swojego oldsmobile’a.

– Wsiadajcie, dziewczyny. I nie martwcie się, że pobrudzicie tapicerkę, to plastik. Zawsze można go umyć. Cały czas wożę swoje psy. Ale musicie się ogrzać.

Otworzyła drzwi i Claire weszła do środka, a za nią Tessa i Miranda. Siedziały skulone, przytulone do siebie, okryte kocami. Właścicielka samochodu, kobieta o kościstej twarzy i rzadkich zębach, podała Claire kubek kawy z termosu. Inni dobrzy samarytanie dali Mirandzie i Tessie parujące kubeczki. Dziewczyny ściskały je lodowatymi rękami.

Jasne smugi z latarek wpadały w deszczową przepaść. Mężczyźni zaczęli szukać samochodu.

– Czy ktoś zadzwonił po pomoc drogową?

Szyby samochodu zaparowały od kawy i oddechów. Claire dziękowała Bogu, że wreszcie mogą się skryć za tą delikatną wilgotną zasłonką przed oczami ciekawskich gapiów.

Syrena wyła pośród nocy. Czerwone, białe i niebieskie światła przebijały mrok. Claire podskoczyła i rozlała kawę na indiański pled, którym była otulona.

Zerknęła na Mirandę i zamarła, bo starsza siostra wyglądała na przestraszoną. Jej twarz koloru kredy była ochlapana błotem, włosy zwisały w strąkach ociekających wodą. Spojrzała Claire w oczy i z trudem przełknęła ślinę.

– Pamiętaj – powiedziała, gdy radiowóz był już na miejscu. Dwóch zastępców szeryfa wysiadło z samochodu. Zza zamglonych okien widać było ich sylwetki. Jeden stanął na skraju drogi i za pomocą latarki kierował ruchem, zabraniając zatrzymywania się.

Przerwał tę pracę i przez kilka sekund rozmawiał z kimś z tłumu, zadając pytania, których Claire prawie nie słyszała. Otworzył tylne drzwi samochodu i zapalił światła wewnętrzne. Był wysoki i potężny, ubrany w jakiś strój przeciwdeszczowy. Z twardego ronda kapelusza lały się strugi deszczu.

– Cześć, dziewczyny. Nazywam się Hancock i jestem zastępcą szeryfa. Po pierwsze, chciałbym wiedzieć, czy któraś z was jest poważnie ranna. Ambulans już jest w drodze. Po drugie, muszę ustalić, co się stało, i zanotować to w raporcie. – Obdarzył je uspokajającym uśmiechem, który śmiertelnie przeraził Claire. Zbierała siły na swoją pierwszą konfrontację z prawem.

– To moja wina – oświadczyła Miranda, patrząc Hancockowi w oczy. – Straciłam… kontrolę nad samochodem. Podejrzewam, że po prostu zasnęłam za kierownicą.

– Czy ktoś jest ranny? Claire pokręciła głową.

– Chyba nie.

– A co z tobą, dziecko? – Oficer wpatrywał się w Tessę. Podniosła wzrok i zatrzęsła się.

– Brudny Harry.

– Słucham? – spytał, ściągając brwi.

– Byłyśmy w plenerowym kinie – wtrąciła Miranda. – Brudny Harry to film, którego nie obejrzałyśmy, ponieważ postanowiłyśmy przed burzą wrócić do domu.

– Och… – Podrapał się po brodzie i spojrzał w niebo. – Niezbyt ładny wieczór na seans pod gołym niebem.

– Tak… Rzeczywiście, to był błąd… Postukał latarką o drzwi samochodu.

– Cóż, resztę mi opowiecie, jak już się dowiemy, czy nie potrzebujecie pomocy lekarza. Zadzwoniłem po pogotowie i pomoc drogową.

– Nie potrzebujemy szpitala – protestowała Miranda. – Czujemy się dobrze.

– Poczekamy na diagnozę lekarską. – Zawyła kolejna syrena i kubek kawy wyślizgnął się z rąk Claire. Nieważne. Nic już się nie liczyło. Harley nie żył, a ona siedziała w kałuży wody na tylnym siedzeniu samochodu należącego do obcej osoby. Była zbyt zmęczona, żeby myśleć, i tak osłabiona, że nie miała siły zastanawiać się na tym, co się zdarzyło naprawdę i dlaczego Miranda upierała się, żeby kłamały. Jednak patrząc na przerażoną twarz starszej siostry i szok zastygły na twarzy młodszej, Claire pomyślała, że dla nich gotowa jest kłamać jak z nut. Nie miała już na świecie nikogo prócz sióstr.

A Kane?

Jutro wyjeżdża do wojska.

Usłyszała stąpanie ciężkich butów. Kroki na żwirze odbijały się echem w jej głowie. Gdyby mogła się teraz zobaczyć z Kane’em, porozmawiać z nim, objąć go… Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Wychodziła z samochodu, podążając za siostrami, prowadzono je przez tłum gapiów wytrzeszczających oczy… Kiedy lekarze zaczęli je badać, przyjechali dalsi policjanci.

Do świadomości Claire ledwie docierało to, co się wokół dzieje, ktoś chyba rozwijał żółtą taśmę wokół miejsca, w którym się znajdowały, z oddali widać było ogromną ciężarówkę pomocy drogowej, jednak w tym całym zamieszaniu słyszała monotonne dudnienie motocykla.