Выбрать главу

Miała ochotę paść w jego ramiona. Poprzez bębnienie serca i głośne pulsowanie krwi w uszach przedarł się głos córki, która wrzeszczała na cały głos z kuchni:

– Mamo! Mamo! Naleśniki gotowe! Odepchnęła jedną jego rękę.

– Słuchaj, muszę już iść… ale… – Nie mów tego, Claire. Nie zapraszaj go. Przecież wiesz, że prawdopodobnie cię wykorzystuje. Usiłuje wyrwać od ciebie informacje potrzebne do tej piekielnej książki. Jest niebezpieczny! -…jeśli nie jadłeś jeszcze śniadania…

– To zaproszenie? – Jego serdeczny uśmiech skruszył jej serce.

– Tak.

Zajrzał za drzwi, na korytarz, skąd było widać ociosaną z rzeźb balustradę schodów.

– Myślę, że tym razem nie skorzystam z zaproszenia. Masz dużo roboty z dziećmi.

Rozczarowanie zakłuło ją od środka, ale zdobyła się na uśmiech.

– Innym razem.

– Czuję się zaproszony.

Odszedł od drzwi i szybko się odwrócił, jakby w obawie, że jeszcze się rozmyśli. Claire opadła na ścianę i wzięła głęboki wdech. Co się z nią stało? Oczywiście, że był kochankiem jej młodości, ale już dawno zakopała go na dnie serca. Wieki temu.

– To kutas! – Zza oszklonych drzwi słychać było głos Seana, który zbiegał po schodach.

– Chwileczkę, co to za słownictwo?

– Tylko nazywam rzeczy po imieniu. Widziałem, jak na ciebie patrzył. Po prostu chce… no, wiesz.

Otworzyła drzwi i zobaczyła syna świeżo wyszorowanego pod prysznicem, z mokrymi włosami, w czystych spodenkach i koszulce. Stał na najniższym stopniu schodów i patrzył na nią z góry. Tak szybko wyrósł i był tak bardzo podobny do Kane’a. Dlaczego żaden z nich tego nie zauważył? Niepojęte! Ale na razie mogłaby rzec: całe szczęście.

– Nie ufam mu – oświadczył Sean, patrząc spode łba przez przezroczyste drzwi. – Szybciej bym mu sprał gębę, niżbym mu zaufał.

Czekał na nią. Ledwie Miranda wjechała do garażu swego domu w Lake Oswego, Denver Styles wysiadł z wypożyczonego samochodu, który zaparkował po drugiej stronie ulicy.

Świetnie, pomyślała Miranda. Tylko tego brakowało.

Chwyciła walizeczkę i torebkę, zatrzasnęła samochód i nacisnęła guzik zamykający drzwi garażu. Nie miało to żadnego znaczenia. Zanim weszła na piąty stopień schodów i dotarła na poziomu salonu, był już przy wejściu i dzwonił do drzwi.

– Uparty sukinsyn – powiedziała, rzucając neseser i torebkę na krzesło w kuchni. Wyszła na korytarz i otworzyła.

– O co chodzi?

– Musimy porozmawiać.

– Nie ma o czym. Poważnie uniósł czarne brwi.

– Chyba jest o czym.

– Powiedziałam panu wszystko, co miałam do powiedzenia, kiedy spotkaliśmy się w domu mojego ojca. Nie wiem, skąd u niego to obsesyjne podejrzenie, że któraś z nas ma coś wspólnego ze śmiercią Harleya Taggerta.

– Stąd, że sam przystopował śledztwo i wie, że Kane Moran nie spocznie, póki nie dowie się prawdy.

– Prawda jest taka, że wjechałyśmy do jeziora, a…

– A ja podejrzewam, że pani chciałaby się dowiedzieć, co się stało z Hunterem Rileyem.

Kolana się pod nią ugięły.

– Z Hunterem?

– Pani była z nim blisko związana.

Nagle cofnęła się o szesnaście lat i znów była osiemnastolatką biegającą po plaży i trzymającą za rękę Huntera, kochającą się z nim w starej chacie aż do późnych godzin nocnych. Serce o mało jej nie pękło.

– Hunter… Hunter był moim przyjacielem.

– Porzucił panią.

– Znalazł pracę w Kanadzie.

– Czyżby? – Nawet nie mrugnął szarymi, nieugiętymi oczami. Jego usta się zacisnęły. – Nigdy tam nie dotarł.

Oparła się o ścianę, żeby nie upaść.

– Ale Weston Taggert mi powiedział… Pokazał mi dokumenty.

– I pani mu uwierzyła? – Styles włożył ręce do kieszeni dżinsów. – Z tego, co wiem, nie było wielkiej miłości pomiędzy pani rodziną a Taggertami.

– To jest akurat prawda – przyznała ledwie dosłyszalnym głosem. Co on sugeruje? Że Hunter ją okłamał? Że wszystkich okłamywał?

Że uciekł, bo była w ciąży? Otwarła się stara rana w sercu, jak gdyby ktoś ją przed chwilą dźgnął sztyletem. O mało nie osunęła się na kolana.

– Pomijając pani siostrę, Claire, która była zaręczona z Harleyem.

– Ale zerwała z nim tamtej nocy – powiedziała Miranda, usiłując dojść do siebie. Nie mogła dać się pokonać Denverowi Stylesowi, nie mogła dopuścić, żeby odnalazł szczelinę w zbroi, którą stanowiło jej alibi.

– To prawda. – Jego spojrzenie przesunęło się za nią, w głąb domu. – Może mnie pani zaprosi do środka? – zaproponował. – Myślę, że mamy wiele rzeczy do omówienia.

Tessa wróciła. Wyglądała lepiej niż wtedy, kiedy Weston ją widział ostatni raz. Drżącymi rękami zapalił papierosa i wyszedł na taras, gdzie Kendall wyznaczyła mu miejsce do palenia. Nie wiedział, dlaczego jeszcze wytrzymuje z żoną. Może dlatego, że jest kobietą z klasą? Może dlatego, że gdyby zaczął robić szum wokół rozwodu, ograbiłaby go do ostatniego centa? A może tylko dlatego, że przymyka oko na jego małe flirty. Jest dla niego niczym, tylko lojalną żoną.

Przechylił się przez balustradę i wyjrzał na morze. Trawler rybacki powoli przesuwał się równolegle do linii horyzontu. Kilka rozproszonych obłoków niedbale przysłaniało słońce. Z ogromnego domu na wzgórzu roztaczał się widok na całe miasteczko Chinook. Czuł się tam jak król.

Ten dom był pomysłem Kendall. Szkło, drewno cedrowe, cegły i dachówki – wszystko to ustawione na nierównym planie dopasowanym do linii skały połyskiwało w świetle zachodzącego słońca. To był największy i najbardziej okazały dom na północnym wybrzeżu. Zaspokajał jego pasję budowania własnego imperium. Nie satysfakcjonowało go przejęcie od ojca zarządu firmy. Nie, od samego początku postawił na ekspansję. Od tego czasu na wybrzeżu pojawiły się trzy dodatkowe ośrodki wypoczynkowe, kasyno na południowym terytorium Indian i dwa nowe tartaki na północy stanu Washington. I za każdym razem, kiedy sprzątał Dutchowi sprzed nosa kolejną piędź ziemi, za każdym razem, kiedy na nowym budynku lub inwestycji pojawiało się logo Taggert Industries albo kiedy słyszał, że interesy Dutcha gorzej idą, odczuwał chwilową satysfakcję. Dobrze ci tak, stary capie. Dostało ci się za to, że pieprzyłeś się z moją matką.

– Wcześnie wróciłeś. – Głos Kendall zaskoczył go. Obrócił się i zobaczył, że swoim zwyczajem balansuje tacą z dzbanem z martini i dwoma kieliszkami. Postawiła tacę na stole pod wielkim parasolem i nalała koktajl do obu kieliszków.

– Dziś wieczorem jestem umówiony.

– Tutaj? – Kendall była zaskoczona.

– Nie. – Nigdy nie rozmawiał z nią o interesach, a ona nigdy nie pytała o nie. To była ich niepisana umowa.

– Paige zamierzała wpaść.

Na myśl o siostrze zebrało mu się na wymioty. Nadal była żałosną, grubą, wścibską dziwką. I nienawidziła go. Nigdy nie ukrywała tej animozji. Weston zacisnął zęby, kiedy brał kieliszek ze smukłych palców Kendall. Była piękną kobietą o blond włosach i wielkich niebieskich oczach. Trzymała linię, nie przytyła nawet o kilogram przez wszystkie lata ich małżeństwa. Dbała o siebie i ubierała się z gustem. Nawet po narodzinach Stephanie Kendall uważała i szybko zrzuciła te kilka kilogramów, które jej przybyło. Nie chciała karmić piersią, żeby nadal mieć jędrny biust, i ćwiczyła z osobistym trenerem, żeby wrócić do wymiarów sprzed ciąży. Nie mógł narzekać. Tylko że była okropnie nudna.

W odróżnieniu od sióstr Holland.

– Czy Paige nie opiekuje się tatą?

– Nie dziś wieczorem. Pielęgniarka już jest na miejscu. Więc pomyślałam, że moglibyśmy urządzić wspólne grillowanie i obejrzeć jakiś film. – Szczupłe palce Kendall zacisnęły się na jego nadgarstku. – Daj spokój, Weston. Ostatnio rzadko widujesz się ze Stephanie.