– Kane… Kane!
– Jestem tu, księżniczko – powiedział, podciągając się do jej brzucha. Całował go, potem szyję, aż w końcu jego usta dotarły do jej ust. Łzy napełniły jej oczy. Scałował je. – Wszystko w porządku, Claire.
– Nie, nie powinnam…
– Ciśś. Po prostu odczuwaj. – Muskał ustami jej szyję i piersi, dając pocieszenie i prosząc o więcej. Nie mogła się powstrzymać i choć tysiąc „nie” przemknęło przez jej głowę, wślizgnęła rękę pod jego kurtkę i koszulę. Zaczęła go rozbierać i pieścić jego piersi i brzuch, wymacywać palcami kształt mięśni, wsłuchując się w jego urywany oddech. Chwyciła za pasek u jego spodni.
Złapał ją za nadgarstek.
– Nie musisz…
– Sza. – Rozpięła zamek i zsunęła mu levisy. Usłyszała jęk, gdy dotknęła jego twardej męskości. – Chcę tego – powiedziała. Jej oddech pieścił jego krocze. – Chcę.
Jęknął. Pocałowała go. Drgnął, wyginając się ku niej. Mocno ją trzymając, rytmicznie falował.
– Uważaj, Claire. Nie… Ooo. – Nagle zmienił pozycję, położył ją na plecy i przykrył sobą. Pulsująca męskość wpijała się w jej brzuch. – Powiedz „nie”.
– Nie mogę…
– To błąd.
– Naprawdę? – spytała, patrząc mu w oczy. Widziała na jego twarzy napięcie, mękę powstrzymywania się.
– O, Boże, przebacz mi. – Pogłaskał japo policzku i kolanami delikatnie rozchylił jej nogi. – Nie zamierzałem tego robić – powiedział.
– Oczywiście, że zamierzałeś. Ja… ja też.
– Tak. – Jego usta znów zażądały jej warg. Wtargnął w nią z nieokiełznanym, pierwotnym ogniem, który kruszył jej kości.
Zachłysnęła się wdechem. Rozszalałe serce wzbiło się w górę, kiedy wycofał się tylko po to, by znów – powoli, ale mocno – w nią wejść. Brakowało jej tchu. Nie mogła myśleć. Całował jej oczy i szyję. Przed oczami widziała tylko rozmazane plamy gwiazd. Dotrzymywała mu tempa. Aż do chwili, kiedy wiedziała, że wybuchnie.
– Kane – krzyknęła, wijąc się w konwulsjach. Księżyc zderzył się z ziemią, a jej dusza odleciała do gwiazd. Mocno ją pocałował. – O, Boże, Kane.
Z triumfalnym okrzykiem opadł na nią, tryskając gejzerem i miażdżąc jej piersi.
Trzymał ją w ramionach z desperacją, która rozdzierała jej serce.
– Wybacz mi.
– Co?
– To, że tak bardzo cię pragnę.
– To nie grzech – powiedziała. W oczach miała łzy.
– Nie? – Położył się obok niej, ale mocno przytuliwszy, trzymał ją w ramionach, pieścił szyję, westchnieniami dmuchając jej we włosy.
Zesztywniała, gdy jego słowa dotarły do niej. Wykorzystuje ją? Czy to chciał powiedzieć? Nagle gardło jej się ścisnęło i zastanawiała się, co w nią wstąpiło, co sprawiło, że przestała się kontrolować.
– Muszę już iść.
– Jeszcze nie. – Trzymał ją silnymi ramionami.
– Ale dzieci…
– …świetnie sobie poradzą bez ciebie. Zostań jeszcze chwilkę, Claire. Pozwól mi cię potrzymać w ramionach.
– Po co? Zęby ci powiedzieć coś na temat przeszłości. Coś, czego jeszcze nie wiesz? Żebym zmieniła zeznania?
– Nie. Tylko po to, żeby obdarować mnie odrobiną pokoju, którego tak mi brakuje. – Leżąc tuż przy niej, oparł się na łokciu. – Czy to tak trudno zrozumieć? – Patrzył jej prosto w oczy.
– Chciałabym… ci ufać.
– Zaufaj.
– Ale usiłujesz zniszczyć mojego ojca, moją rodzinę, wszystko, co mi jest bliskie.
– Nie, kochanie – głaskał jej włosy. – Po prostu szukam prawdy.
– Wierzysz w to, że prawda nigdy nie zrani człowieka?
– Nie. Prawda czasem gryzie jak wściekły pies, ale jest lepsza niż życie w zakłamaniu.
Zastanawiała się, czy ma rację. Żyła kłamstwem tak długo, że prawdopodobnie nie umiałaby odróżnić go od prawdy.
– Naprawdę muszę wracać. – Sięgnęła po bluzkę, ale wielką dłonią chwycił ją za nadgarstek.
– Uwierz mi, że cokolwiek się stanie, nie chcę cię zranić.
– Ale zranisz. – Nagle pojęła złowieszczy chłód, który czuła w głębi serca. Tym człowiekiem sterują nieznane siły. Nie spocznie, dopóki nie pozna prawdy. – Zranisz – powtórzyła – bo myślisz, że nie masz wyboru.
– Bo nie mam.
– Mylisz się, Kane. Wszyscy mamy wybór.
Tak. A ty wybierasz to, że nie powiesz mu prawdy o Seanie. I znów kochałaś się z ojcem Seana. Och, Claire! Czy ty nigdy niczego się nie nauczysz?!
4.
Widzisz, dzieciaki jakoś sobie dają radę – zauważył Kane, patrząc, jak Claire przyrządza sobie i jemu koktajl kawowy. Musiał siłą odciągać Seana od harleya. Chłopak nie mógł przestać zadawać pytań dotyczących maszyny, ciągle chciał nią jeździć i dopiero wtedy zgodził się pójść na górę do łóżka, kiedy Kane obiecał mu, że jeszcze kiedyś przyprowadzi tu motocykl i nauczy go nim kierować. Przynajmniej dzieciak zaczynał nabierać do niego sympatii, chociaż Kane wciąż widział niepokój w oczach Seana, kiedy dotykał Claire. Mały przejawiał reakcje obronne wobec matki.
– Zachęcanie Seana do jazdy na twoim motorze to nie jest najlepszy pomysł – ostrzegała Claire, ale jej syn był w siódmym niebie. Kane przypuszczał, że chłopak po prostu potrzebuje jakiegoś punktu zaczepienia w życiu. Najwyraźniej tęsknił za przyjaciółmi w Kolorado. Tych kilku znajomych, których zdążył do tej pory zyskać tu, w Chinook, to były punki z marginesu społecznego i chuligani. Ty kiedyś też taki byłeś.
– Proszę – powiedziała Claire, wręczając mu kubek z kawą, likierem i bitą śmietaną. – Wypijmy to na podwórku.
Wyszli razem na taras i usiedli na starej huśtawce. Dobiegały ich odgłosy nocy – ćma uderzała o szybę, na autostradzie warczały samochody, w jeziorze pluskały ryby, w oddali dudnił pociąg, a z pokoju Seana na drugim piętrze słychać było stłumiony łomot heavy metalu.
– Masz rację. Sean i Sam powoli tu zapuszczają korzenie. Sam lepiej sobie z tym radzi niż Sean, ale on jest starszy, miał tam więcej przyjaciół.
– Jeszcze znajdzie tu swój kąt.
– Mm-hm. Dzieciaki łatwo się przystosowują do nowych warunków – powiedziała, ale gdy patrzył na nią, wydawało mu się, że Claire cierpi sama, skazując dzieci na cierpienie.
– Łatwiej niż ty? – Objął ją ramieniem i pogłaskał po karku. Westchnęła i odchyliła głowę do tyłu, odsłaniając białą szyję. Co ta kobieta w sobie ma? Jedno spojrzenie i jest zgubiony, krew zaczyna mu wrzeć. Zawsze tak było i prawdopodobnie tak już pozostanie.
– Czy rany łatwiej im się goją niż mnie? Może. – Podmuchała w kubek. Usiłował odwrócić wzrok od jej dwuznacznie wydętych warg.
– Opowiedz mi o nim.
– O kim? Aa, o Paulu? – Zmarszczyła nos i wzruszyła ramionami. – A co chcesz wiedzieć?
– W jaki sposób go poznałaś?
Lekko się skrzywiła i odwróciła wzrok w stronę lasu.
– Był wykładowcą w miejscowym college’u, gdzie przygotowywałam się do matury. Miał już za sobą dwa małżeństwa. Powinnam była zachować wobec niego dystans, ale byłam naiwna. – Przełknęła łyk kawy i zastanawiała się, ile może mu powiedzieć. Czas wyznać mu prawdę: chłopak, z którym spędził większą część dnia, jest jego synem. Ale jeszcze nie potrafiła na to się zdobyć. Kiedy dowie się, że jest ojcem Seana, jej życie zmieni się w jeszcze większy kocioł. Podzieliła się więc z nim tylko kilkoma podstawowymi informacjami, większość pozostawiając w tajemnicy.
Wyjaśniła, że po śmierci Harleya i wyjeździe Kane’a do wojska opuściła Chinook i przeniosła się do Portland, gdzie skończyła szkołę średnią. Nie wspomniała, że była w ciąży ani że miała zamiar zostać samotną matką. Gdyby jej rodzice się dowiedzieli, wybuchłaby wielka awantura, więc nie pisnęła o tym słówka. Przed rozwodem Dutcha i Dominique i przeprowadzką matki do Paryża żadne z nich nie domyślało się prawdy. Zresztą Claire było obojętne, czy kiedyś zgadną, że jest w ciąży, i jak na to zareagują. Maleństwo, o którym myślała, że jest potomkiem Harleya, było dla niej bardzo ważne. To, że ponad wszelką wątpliwość było to dziecko Kane’a, wcale nie wpłynęło na jej stosunek do chłopca. Wręcz przeciwnie, był jej tym droższy.