– Nie! Za późno, żeby cokolwiek zmieniać – Miranda gwałtownie pokręciła głową. – Mamy się trzymać tej wersji.
– Nie wiem.
– Do tej pory wszystko szło po naszej myśli. – Miranda, niespokojna, podeszła do rozsuwanych szklanych drzwi i oparła się o nie.
– Czyżby?
– Nie dajmy się. – Miranda wpatrywała się w ocean. Zielone ponure wody niespokojnie falowały, jak gdyby one też próbowały osłonić jakieś głębokie i tragiczne tajemnice przed światłem.
– Nie musisz się martwić o mnie – oświadczyła Tessa. – To Claire będzie w kłopocie.
– Claire? – powtórzyła Miranda. Claire nawet nie wie, jak było naprawdę. – Dlaczego?
– Bo coś ją zaczyna łączyć z Kane’em Moranem.
– Nie. – Miranda miała nadzieję, że Tessa to sobie ubzdurała. Najmłodsza córka Dutcha lubiła czasem popuścić wodze fantazji. Niekiedy trudno było odróżnić, czy fantazjuje, czy mówi poważnie.
– Widziałam ich razem.
– Czy ona już zupełnie oszalała? – Serce Mirandy ze strachu zaczęło wybijać szalony rytm.
– Wiesz, jaka z niej romantyczka. Zawsze taka była. W kontaktach z mężczyznami zawsze zachowywała się jak idiotka. Była zaręczona z Harleyem, a w kilka miesięcy po jego śmierci wyszła za tego chama Paula. Tylko raz go widziałam, tuż po ich ślubie. Już wtedy rozglądał się za innymi kobietami. Ze mną włącznie! – Westchnęła i ciężko opadła na kanapę. – Idiotka. Zawsze nią była.
– Moran po prostu ją wykorzystuje.
– Prawdopodobnie.
– Porozmawiam z nią.
– I co to da? Pamiętasz? Nikt nie mógł przemówić do jej rozsądku, przekonać, żeby przestała się spotykać z Harleyem Taggertem. A potem ten Paul. Jezu, jak jej powiedziałam, że się do mnie przystawiał, to mi nie wierzyła. Do niej mówić to jak mówić do ściany. Wierz mi, nic nie wskórasz.
Tym razem Tessa miała rację. Claire nigdy nie słuchała nikogo, gdy w grę wchodziło jej serce. Sprawy przedstawiały się gorzej, niż Miranda myślała. Czuła się tak, jakby pochłaniała ją kurzawa przeszłości, przed którą nie umknie. Wcześniej czy później ona, siostry, ojciec i jej przeklęta kariera wsiąkną w ten piach.
Boże, dopomóż im wszystkim.
Musiał o niej zapomnieć. To wszystko. Ale Weston nigdy nie przepuścił żadnej kobiecie, a zmysłowy głos Tessy Holland prawie go przekonał, że dziewczyna jest więcej niż skłonna kontynuować urwany wątek sprzed lat.
Cholera! Co robić? Wyprowadził mercedesa i limuzyna ze świstem opon i brzęczeniem silnika pomknęła autostradą, zderzając się z wiatrem pędzącym w przeciwnym kierunku. Na zachodzie rozścielała się szaro-niebieska płachta oceanu, niosąca na brzeg spienione fale, na wschodzie wznosiły się wysokie, porośnięte lasami wzgórza, szczytami przecinające chmury. Ale Weston miał głowę zaprzątniętą Tessą, nie mógł przestać o niej myśleć.
Widział ją w miasteczku, jak wchodziła do sklepu z alkoholem, kołysząc krągłym tyłeczkiem, osłoniętym krótką spódniczką. Pod białą koszulą przewiązaną pod biustem sterczały bujne piersi. Niewiele się postarzała, choć miała odrobinę krótsze włosy niż kiedyś, a kości policzkowe z upływem lat stały się bardziej zarysowane. Wciąż miała okrągłe niebieskie oczy i wyobrażał sobie, że wciąż potrafi dokonywać językiem magicznych sztuczek.
Cholera, co on sobie wyobraża? Gdyby miał romans z Tessą lub którąkolwiek z sióstr Holland, Kendall chybaby go zabiła. Poza tym każda z nich trzech chciałaby upiec własną pieczeń na jego ogniu, więc były najmniej odpowiednimi kandydatkami na krótką przygodę. A jednak nie mógł przestać rozważać różnych możliwości. Miranda zawsze go fascynowała bardziej niż Tessa, ale niegdyś Tessa była bardziej przystępna, więc kiedy wczoraj wieczorem odebrał telefon, odżyły w nim nadzieje.
– Zgadnij, co robię? – zaszczebiotała. Nie mógł jej odpowiedzieć, bo siedział w pokoju z żoną i córką i razem oglądali telewizję.
– Dotykam się. Wiesz, w którym miejscu? – Mówiła niskim, lekko ochrypniętym głosem.
– Chyba nie.
– Polizałam palec, aż stał się mokry i dotknęłam nim sutków. Są wilgotne. I twarde. A teraz zamierzam przesunąć go nieco niżej i…
– Oddzwonię do ciebie. Nigdy nie rozmawiam w domu o interesach – odparł tak głośno, by żona mogła usłyszeć. Odwrócił się do niej plecami, żeby nie widziała, że ma wypukły rozporek w spodniach, które mu kupiła w zeszłym tygodniu.
– Będę czekać. W Stone Illahee.
Odłożył słuchawkę i o mało nie poplamił spodni. Jaką grę z nim prowadziła? Kiedy widział ją ostatnim razem, chciała mu wyłupić oczy, a teraz… teraz zachowywała się tak, jakby nie mogła się doczekać, kiedy pójdzie z nim do łóżka. Przypomniał sobie, że dawno temu z nią skończył, ale i tak dłonie mu się pociły na kierownicy. Teraz jest porządnym obywatelem, musi chronić swoją reputację, ale nie mógł się oprzeć wspomnieniom, jak to jest przelatywać ją. Targnęła nim fala czysto zwierzęcej mocy. Świadomość, że cisnął na kolana pannę Holland, zmusił ją, by błagała o litość – lub o więcej – uderzyła mu do głowy, dając upojenie, którego nigdy nie zaznał wcześniej ani nigdy potem. Nawet rozpasany seks, którego doświadczył w młodości, ani łańcuszek kochanek, z którymi sypiał, nie dały mu takiego zastrzyku dzikiej adrenaliny, jakim uraczyła go Tessa.
I znów trzymała strzykawkę w pogotowiu.
No, no, już mu stwardniał.
Przed zakrętem przyhamował, samochód zatańczył i na chwilę wymknął się spod kontroli. Weston usiłował przestać myśleć o Tessie. Nie pora się rozpraszać. Miał ważniejsze sprawy na głowie, które wymagały uwagi. Wjechał na wniesienie i rzucił okiem na Stone Illahee. Odczuł skurcz żołądka, kiedy zobaczył buldożery w akcji. Maszyny poruszające się na olbrzymich gąsienicach zrównywały grunt, usuwając z jego powierzchni gruzy, krzewy i małe drzewka. Wkopywały się coraz głębiej. Znajdowały rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego.
– Wiesz, myślę, że nasza rodzina jest trochę jak podrzędna kapela, która pojawia się na scenie przed występem wielkiej gwiazdy – powiedziała Tessa, odrywając jedno winogrono z kiści na półmisku. Siedziały z Claire w kuchni. Claire nalała jej i sobie po szklance mrożonej herbaty. Sam chlapała się w basenie, a Sean wypłynął łódką na jezioro. Było leniwe popołudnie. Claire właśnie skończyła wypełniać formularze podań o pracę do miejscowych szkół w nadziei, że może w nadchodzącym roku szkolnym trafi się jej jakieś zastępstwo.
– Jaki występ masz na myśli?
– Tata przygotowuje własny potężny show. My będziemy kapelą towarzyszącą. Możesz to sobie wyobrazić? Gubernator stanu od siedmiu boleści. – Podrzuciła jagodę w górę i złapała ją ustami. – Dutch Holland z taką władzą w ręku. To przerażające.
– Jeszcze go nie wybrano. Nawet nie został zgłoszony przez własną partię.
– Dobrze mówisz. – Tessa usiadła na wysokim taborecie przy ladzie i obróciła się dookoła. – Wiesz, znów dzwoniłam do Westona.
Claire zamarła z wrażenia.
– Dzwoniłaś do niego? Po co?
– No wiesz, po prostu chciałam go sprowokować. Gadałam o pipie i takich tam rzeczach.
– Oszalałaś? On nie należy do facetów, których można bezkarnie zaczepiać.
– Dlaczego nie? Uważam, że powinien trochę się spocić.
– Trochę się spocić? Po co? Nie rozumiem? – Claire wpadła w panikę, choć w gruncie rzeczy nie rozumiała własnej reakcji. Weston nie mógł zranić żadnej z nich. A może mógł?
– Zaufaj mi, nic nie musisz rozumieć. Westonowi po prostu trzeba dać nauczkę. Zbyt długo rozstawia wszystkich po kątach.