Выбрать главу

Zdziwiłam się, że pomoc w nauce jest tak ważna, by trzeba ją było wpisywać do kartoteki szkolnego psychologa.

– Jeszcze nie znaleźliśmy czasu, żeby się pouczyć. Trudno nam pogodzić rozkład zajęć. – Wzruszyłam ramionami na znak, że nic na to nie poradzę.

Postukała moimi aktami w biurko, by ułożyć luźne kartki w porządny stosik, po czym wsunęła je do środka nowej, opisanej ręcznie kartoteki.

– Lojalnie ostrzegam cię, że poproszę pana McConau-ghy'ego o ustalenie konkretnych godzin waszej nauki. Powinniście spotykać się w szkole, pod bezpośrednim nadzorem któregoś z nauczycieli albo wykładowców. Wolałabym, żebyś nie uczyła Patcha poza terenem szkoły. Zależy mi zwłaszcza na tym, abyście nie spotykali się sami.

Dreszcz przebiegł mi po ciele.

– Dlaczego? O co chodzi?

– Nie mogę o tym rozmawiać.

Po chwili namysłu stwierdziłam, że nie chce, bym spotykała się z Patchem sama, bo jest niebezpieczny. „Moja przeszłość mogłaby cię przerazić" – powiedział na platformie Archanioła.

– Dziękuję, że poświęciłaś mi czas. Nie będę cię dłużej zatrzymywać – powiedziała pani Greene.

Podeszła do drzwi i uchyliła je przede mną smukłym biodrem. Uśmiechnęła się na pożegnanie. Kompletnie bez wyrazu.

Po wyjściu z gabinetu pani Greene zadzwoniłam do szpitala. Vee była już po operacji, ale na razie została w pokoju wybudzeń i można ją było odwiedzić dopiero po siódmej. Zerknęłam na zegarek telefonu. Jeszcze trzy godziny. Odszukałam samochód na parkingu dla uczniów i padłam na siedzenie, w nadziei że popołudnie spędzone na odrabianiu lekcji w bibliotece skróci mi czas czekania.

Siedziałam i siedziałam w bibliotece, gdy nagle dotarło do mnie, że zapada zmierzch. Żołądek zaczął mi burczeć tak głośno, że powędrowałam myślami w stronę automatu tuż przy wejściu.

Ostatnie zadanie mogłam odłożyć na później, ale musiałam zrobić jeszcze coś, co wymagało skorzystania z zasobów biblioteki. W domu był tylko wiekowy IBM podłączony do internetu modemem telefonicznym, jak zwykle więc by oszczędzić sobie niepotrzebnych wrzasków i wyrywania włosów z głowy, postanowiłam skorzystać z tutejszej sali komputerowej. Moja recenzja Otella miała znaleźć się na biurku redaktora naczelnego e-zinu przed dziewiątą i przyrzekłam sobie, że zjem coś, gdy tylko ją skończę.

Spakowałam rzeczy i poszłam do windy. W środku nacisnęłam guzik, aby zamknąć drzwi, nie od razu wybierając piętro. Wyciągnęłam z plecaka komórkę i znowu zadzwoniłam do szpitala.

– Dobry wieczór – powiedziałam do pielęgniarki, która odebrała. – Moja przyjaciółka była dziś operowana i kiedy telefonowałam wcześniej, powiedziano mi, że wieczorem przewiozą ją z bloku operacyjnego. Nazywa się Vee Sky.

Po chwili ciszy w słuchawce rozległo się stukanie w klawiaturę.

– Wygląda na to, że w ciągu godziny przeniosą ją do pojedynczej sali.

– Do której można odwiedzać pacjentów?

– Do ósmej.

– Dziękuję – rozłączyłam się i nacisnęłam guzik trzeciego piętra.

Na trzecim piętrze skierowałam się do zbiorów bibliotecznych, licząc, że lektura kilku recenzji w miejscowej gazecie przyniesie mi natchnienie.

– Przepraszam – powiedziałam do siedzącej za biurkiem bibliotekarki. – Potrzebne mi są numery „Portland Press Herald" z ubiegłego roku. Zwłaszcza z przewodnikiem teatralnym.

– Nie przechowujemy w zbiorach tak świeżych publikacji – odparła. – Ale spróbuj zaglądnąć do internetu, bo wydaje mi się, że „Portland Press Herald" udostępnia archiwum na swojej stronie. Przejdź do końca korytarza i po lewej znajdziesz salę mediów.

W sali mediów zasiadłam przed jednym z komputerów. Już miałam się wziąć do zadania, gdy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Zdziwiłam się, czemu nie wpadłam na to wcześniej. Upewniwszy się, że nikt nie zagląda mi przez ramię, wpisałam w Google „Patch Cipriano". Liczyłam, że znajdę jakiś artykuł, który rzuci światło na jego przeszłość. A może nawet jego blog.

Skrzywiłam się na wyniki przeszukiwania. Nic. Nie było go ani w Facebooku, ani w MySpace. Bloga też nie znalazłam. Tak jakby w ogóle nie istniał.

– Coś ty za jeden, Patch? – mruknęłam. – Kim naprawdę jesteś?

Pół godziny później – po przeczytaniu kilku recenzji Otella – oczy zaczęły mi wychodzić z orbit. Rozszerzyłam zakres poszukiwań online o wszystkie dzienniki wydawane w Maine. Wyskoczył link do prywatnej szkoły w Kinghorn. Upłynęło parę sekund, nim skojarzyłam znajomą nazwę. Elliot przeniósł się do nas z Kinghorn, więc pomyślałam, że co mi szkodzi sprawdzić. Bo jeśli szkoła jest tak elitarna, jak powiedział, to przecież musi mieć przyzwoitą gazetę.

Kliknęłam link i – przeglądając stronę archiwum – na chybił trafił wybrałam 21 marca zeszłego roku. Po chwili ukazał się nagłówek:

PRZESŁUCHANIE UCZNIA W ZWIĄZKU Z MORDERSTWEM W PRYWATNEJ SZKOLE W KINGHORN

Uwiedziona myślą, że poczytam o czymś dużo hardziej ekscytującym niż teatr, przysunęłam się z krzesłem bliżei ekranu.

Szesnastoletni uczeń prywatnej szkoły średniej Kinghorn, przesłuchiwany przez policję w sprawie nazywanej „powieszeniem w Kinghorn” został zwolniony i oczyszczony z zarzutów.

Po znalezieniu na zalesionym kampusie szkoły powieszonego ciała osiemnastoletniej Kjirsten Halverson policja przesłuchiwała ucznia drugiej klasy, Elliota Sauniiersa, którego widziano z ofiara, w noc jej śmierci.

Powoli trawiłam informacje. Elliota przesłuchiwano w związku ze śledztwem w sprawie zbrodni?

Halverson pracowała jako kelnerka w barze U Ślepego Joe. Policja potwierdziła, że widziano ją z Saundersem w sobotę w godzinach wieczornych. Zwłoki Halverson odkryto w niedzielę rano, a Saunders został zwolniony z aresztu w poniedziałek po południu, po znalezieniu w mieszkaniu Halverson listu samobójczego.

– Trafiłaś na coś ciekawego?

Podskoczyłam na dźwięk głosu Elliota za plecami. Okręciwszy się z krzesłem, zobaczyłam, że stoi oparty o framugę drzwi. Miał przymrużone oczy i zacięte usta. Przeniknęło mnie coś zimnego, tak jakby rumieniec, tylko że na odwrót.

Przesuwając się lekko w prawo, starałam się usadowić prosto przed ekranem.

– Yyy… właśnie kończę zadanie. A ty? Co tu robisz? Nie słyszałam, jak wszedłeś. Długo już tam stoisz? – spytałam za bardzo podniesionym głosem.

Elliot wszedł do sali. Zaczęłam na oślep gmerać po monitorze w poszukiwaniu wyłącznika.

– Szukam natchnienia do recenzji teatralnej, którą jeszcze dziś wieczór muszę oddać naczelnemu – ciągnęłam stanowczo za szybko.

Gdzie ten guzik? – zastanawiałam się. Elliot spojrzał mi przez ramię.

– Recenzje teatralne?

Palce musnęły jakiś przycisk i wreszcie monitor poczerniał.

– Sorry, nie dosłyszałam: co tu robisz?

– Przechodząc, zobaczyłem, że tu siedzisz. Coś nie gra! Jesteś jakaś… pobudzona.

– To… niski poziom cukru. – Byle jak pozbierałam papiery i książki i upchnęłam je do plecaka. – Nie jadłam od lunchu.

Elliot wziął stojące obok krzesło i pchnął je w moją stronę. Usiadł na nim okrakiem i przybliżył się, naruszając moją prywatną przestrzeń.

– Może bym ci pomógł z tą recenzją? Odchyliłam głowę.

– Ojej, to strasznie miłe, ale ja na razie kończę. Muszę coś zjeść. Najwyższy czas na przerwę.

– Postawię ci kolację – odpowiedział. – Za rogiem jest małe bistro.

– Dzięki, ale mama by się niepokoiła. Wyjechała na tydzień, no i dzisiaj wraca – wstałam, próbując go obejść

Wyciągnął komórkę i dźgnął mnie w pępek.

– Zadzwoń.

Popatrując na telefon, panicznie szukałam wymówki

– Nie wolno mi łazić po mieście, gdy na drugi dzień mam szkołę.