Выбрать главу

– Powiedziałem: na zewnątrz.

– Świetnie panu w mundurze – powiedziała Marcie z charakterystycznym uśmiechem pełnym jadu.

Ochroniarz skinął na drzwi.

– Wynocha.

Nie zabrzmiało to zbyt szorstko.

Marcie skierowała się do drzwi rozkołysanym krokiem.

– Mógłby mi pan otworzyć? Nie mam wolnej ręki. – Trzymała jedną książkę i to w miękkiej oprawie.

Ochroniarz nacisnął guzik dla inwalidów i drzwi rozsunęły się automatycznie.

– Dzięki. – Marcie posłała mu całusa.

Nie poszłam za nią. Nie byłam pewna, co bym wtedy zrobiła, ale wypełniało mnie tyle negatywnej energii, że mogłabym tego gorzko pożałować. Wyzwiska i kłótnie były poniżej mojej godności. Chyba że miałam do czynienia z Marcie Millar.

Odwróciwszy się na pięcie, zawróciłam do biblioteki. Weszłam do metalowej klatki windy i przycisnęłam guzik „sutereny". Mogłam wprawdzie odczekać kilka minut, aż Marcie sobie pójdzie, ale postanowiłam opuścić budynek inną drogą. Przed pięciu laty władze Coldwater wyraziły zgodę na przeniesienie biblioteki publicznej do historycznego budynku na starówce. Kamienica, wzniesiona z czerwonej cegły w latach pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku, miała romantyczną kopułę, a na dachu taras do oglądania wpływających do zatoki statków. Niestety, wokół nie było miejsca na parking, więc wykopano tunel łączący bibIiotekę z podziemnym garażem sądu po drugiej stronie ulicy, który służył teraz obu instytucjom.

Winda zatrzymała się z brzękiem. Wysiadłam. Tunel oświetlały mrugające bladofioletowo lampy fluorescencyjne. Nie weszłam od razu do środka, uderzona nagłą myślą o nocy, kiedy umarł tato. Ciekawe, czy ulica, na której to się stało, była tak długa i mroczna jak tunel przede mną…

Weź się w garść, powiedziałam sobie w duchu. To był przypadkowy akt przemocy. Od roku panikujesz na widok każdej ciemnej alejki, ciemnego pokoju czy szafy. Nie możesz przeżyć reszty życia w strachu, że ktoś celuje do ciebie z rewolweru.

Zdecydowana udowodnić sobie, że cały strach jest tylko wytworem mojej wyobraźni, ruszyłam w głąb tunelu. Buty leciutko stukały o beton. Przekładając plecak na lewe ranne, oszacowałam, ile zajmie mi dotarcie do domu na piechotę i zastanowiłam się, czy powinnam o zmierzchu pójść na skróty przez tory. Postanowiłam zająć czymś myśli, żeby się nie skupiać na rosnącym niepokoju.

Na końcu tunelu wyrósł przede mną jakiś ciemny kształt.

Przystanęłam w pół kroku. Serce zabiło mocniej. Patch miał na sobie czarny T-shirt, luźne dżinsy i buty ze stalowymi czubkami. Jego oczy nie wyglądały przyjaźnie; chytry uśmiech też nie dodał mi otuchy.

– Co tu robisz? – Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w kierunku wiodącego w górę wyjazdu dla samochodów. Wiedziałam, że mam go przed sobą, ale kilka lamp nie działało i nie było go dobrze widać. Jeśli Patch zamierzał popełnić gwałt, morderstwo albo inne niegodziwe czyny to udało mu się zapędzić mnie w wymarzone miejsce.

Gdy ruszył w moją stronę, zaczęłam się przed nim cofać. Nagle zatrzymałam się przy jakimś aucie, czując, że nie wszystko stracone. Wsunęłam się za nie, tak żeby nas dzieliło.

Patch spojrzał na mnie nad dachem samochodu. Jego brwi się uniosły.

– Mam do ciebie pytania – powiedziałam. – Masę pytań.

– Na jaki temat?

– Na każdy.

Zadrżały mu wargi, jakby próbował stłumić uśmiech.

– A jeśli moje odpowiedzi cię nie zadowolą, zwiejesz? -Wskazał głową wyjazd z garażu.

Taki miałam plan. Dość prowizoryczny, wziąwszy pod uwagę parę oczywistych trudności – jak choćby fakt, że był ode mnie dużo szybszy.

– Pytaj, słucham.

– Skąd wiedziałeś, że będę dzisiaj w bibliotece?

– Domyśliłem się.

W życiu bym nie uwierzyła, że znalazł się tu pod wpływem zwykłego przeczucia. Miał instynkt drapieżnika. Gdyby dowiedziała się o nim armia, na pewno zrobiłaby wszystko, żeby go zwerbować.

Gwałtownie rzucił się w bok. Kontrując jego ruch, pomknęłam w drugą stronę. Kiedy się zatrzymał, ja też się zatrzymałam. Teraz stał z przodu samochodu, a ja z tyłu.

– Gdzie byłeś w niedzielne popołudnie? – spytałam. -Śledziłeś mnie, gdy poszłam z Vee na zakupy?

Być może to nie Patch był facetem w kominiarce – ale to nie wykluczało jego udziału w ostatnich niepokojących zdarzeniach. Coś przede mną ukrywał. Odkąd się poznaliśmy, coś przede mną ukrywał. Czy to zbieg okoliczności, że do tego brzemiennego w skutki dnia moje życie toczyło się normalnym trybem? Chyba nie.

– Nie. A jak się udały? Kupiłaś coś?

– Może – odpowiedziałam zbita z tropu.

– To znaczy?

Zastanowiłam się. Dotarłam z Vee zaledwie do Victoria`s Secret. Wydałam trzydzieści dolarów na czarny koronkowy stanik, ale nie miałam zamiaru dzielić się tym akurat z Patchem. Opowiedziałam mu, jak wyglądał wieczór – od chwili, gdy zaczęło mi się wydawać, że jestem śledzona do znalezienia na poboczu poturbowanej Vee.

– No i? – spytałam, kończąc. – Masz coś do powiedzenia?

– Nie.

– Nie wiesz, co się przydarzyło Vee?

– Nie wiem.

– Nie wierzę ci.

– Bo jesteś nieufna. – Oparł się dłońmi o maskę. – Już to przerabialiśmy.

Wkurzyłam się. Patch znowu zmienił temat. Zamiast skupić się na nim, znów zajmowaliśmy się mną. Najbardziej irytująca była świadomość, że wie o mnie różne rzeczy. I to osobiste. Na przykład, że nie ufam ludziom.

Znów zaczął mnie gonić dookoła samochodu. Zatrzymałam się równocześnie z nim. Gdy przystanęliśmy, wbił we mnie wzrok, jakby próbując wyczytać z moich oczu co za chwilę zrobię.

– A co się zdarzyło na Archaniele? Uratowałeś mnie? zapytałam.

– Gdybym cię uratował, nie byłoby tej rozmowy.

– Chcesz chyba powiedzieć, że gdybyś mnie nie uratował, to już bym nie żyła.

– Nie to miałem na myśli. Nie zrozumiałam.

– Jak to: nie byłoby tej rozmowy?

– Bo ty nadal byś żyła… – przerwał. – A ja pewnie nie.

Nim zdołałam pojąć, o co mu chodzi, znów rzucił się za mną, tym razem od prawej strony. Zaskoczona na sekundę, pozwoliłam mu skrócić odległość między nami. Kiedy zamiast przystanąć, okrążał samochód, pędem uciekłam w głąb garażu.

Minęłam trzy auta i wtedy chwycił mnie za ramię, odwrócił twarzą do siebie i przyparł do betonowego dźwigu.

– To tyle, jeśli chodzi o twój plan – powiedział. Spojrzałam na niego wściekle, ale też z przestrachem.

Odpowiedział uśmiechem ociekającym grozą, potwierdzając, że spokojnie mogę pocić się do woli.

– Co się dzieje? – miało to zabrzmieć wrogo. – Skąd we mnie przekonanie, że słyszę w myślach twój glos? I czemu powiedziałeś, że przeniosłeś się do szkoły ze względu na mnie?

– Zmęczyło mnie podziwianie twoich nóg z daleka.

– Chcę prawdy. – Z trudem przełknęłam ślinę. – Domagam się ujawnienia wszystkiego.

– Ujawnienia wszystkiego – powtórzył z chytrym uśmieszkiem. – Czy to ma coś wspólnego z twoją obietnicą, że mnie obnażysz? O co ci właściwie chodzi?

Zapomniałam, o czym rozmawiamy. Czułam tylko, że spojrzenie Patcha jest wyjątkowo gorące. By przerwać kontakt wzrokowy, spuściłam oczy na ręce. Lśniły od potu, więc schowałam je za plecami.

– Muszę się zbierać – powiedziałam. – Mam zadanie…

– Co się tam stało? – Wskazał brodą windy.

– Nic.

Zanim zdążyłam go powstrzymać, przywarł dłonią do mojej dłoni, tworząc z naszych rąk strzelistą wieżę. Wsunął palce między moje palce i mocno je zacisnął.