— Opowiedz nam choć jedną z nich już teraz — powiedział Quentin.
— Widzicie? — droczyła się Madeleine. — Teraz kiedy już zgodziłam się go zabrać, przestraszył się i woli żebym przygotowała go na tę wizytę, na wypadek gdyby chciał się wycofać. Ale ja nie powiem mu nic a nic. Będzie musiał pojechać tam z otwartym umysłem, pozbawiony jakichkolwiek uprzedzeń.
— Jestem pewna, że twoja rodzina jest wspaniała — powiedziała Mama — i to właśnie Quentin powie nam po wizycie.
— Może tak, — powiedziała Madeleine z porozumiewawczym uśmieszkiem na ustach — a może nie. Ale jedno muszę przyznać. Nikt z mojej rodziny nie umie robić tak wspaniałego ciasta bananowego jak ty, Mamo. A słyszę, że ta resztka, która została w lodówce, wzywa mnie po imieniu.
— Ciasto nie wie jak masz na imię — powiedział Quentin. — Ja cię wołałem. Ale na razie możemy przyjąć, że to było ciasto.
— Quentinie — odezwała się Mama z wyrzutem w głosie. — Jesteście już kilka miesięcy po ślubie, więc mógłbyś dać spokój z tymi nachalnymi insynuacjami.
— Insynuacjami? — zdziwił się Quentin. — Ależ co też masz na myśli, matulu droga?
Gdy zjedli ciasto, Mama zabrała się do sprzątania kuchni, a Tato poszedł wysyłać świąteczne e-maile do swoich braci, zaś Quentin dał Madeleine szansę, by wycofała się ze swego zaproszenia.
— Wcale nie chcę się z niczego wycofywać. Zdecydowałam już, że przyszedł czas abyś ich poznał. Powiedziałabym ci to na osobności, ale rozmowa potoczyła się tak, jak się potoczyła i… ale przecież nie masz nic przeciwko temu, prawda?
— Absolutnie. Prawdę mówiąc, czuję ulgę. Widzę, że nareszcie ufasz mi wystarczająco, aby zabrać mnie do swojego domu.
— To nie kwestia zaufania, jakie mam do ciebie, mój misiu. Po prostu wiem, że dasz radę znieść tę wizytę. Oni po prostu wiedzą, jak zalać mi sadła za skórę. Gdybym nie miała oparcia w tobie, moja wyspo zdrowego rozsądku, to myślę, że nie wytrzymałabym z moją rodzinką nawet jednego dnia. Bo jedziemy tam tylko na jeden dzień, pamiętaj.
— A potem co? Nocleg w Holiday Inn?
— Nie, oczywiście, że będziemy musieli zostać tam na noc, ale wiesz o co mi chodzi. Dwadzieścia cztery godziny, a potem ruszamy w drogę, niezależnie od tego jak bardzo moja rodzina nalegałaby na ciebie, żebyśmy jeszcze zostali, rozumiesz mnie? Ponieważ nawet wtedy, gdy twarz będę miała ułożoną w sztuczny uśmiech i będę mówić: “O tak, Quentinie, zostańmy jeszcze trochę”, wierz mi, nie będę miała najmniejszej ochoty na przedłużanie wizyty. Chcę żebyś mnie zabrał stamtąd przed godziną duchów.
— To znaczy?
— Jeśli zjawimy się tam w południe, wtedy do południa następnego dnia musimy stamtąd wyjechać, albo zamienię się w kałużę śluzu na podłodze.
— Ciekawy byłby widok. Gdybym pocałował tę kałużę, czy znowu zmieni się w księżniczkę?
— Nie, raczej dostaniesz grypy. — Pocałowała go. — Twój pocałunek już dawno zmienił mnie w księżniczkę.
SHE LOVES YOU, YEAH
Limuzyna czekała na nich późnym popołudniem, w Nowy Rok na lotnisku La Guardia i stamtąd ruszyli drogą prowadzącą w górę rzeki Hudson.
— Szkoda, że nie zobaczymy samej rzeki — powiedział Quentin. — Zanim dojedziemy do Triborough, będzie już ciemno.
— Nie da się zobaczyć rzeki, nawet za dnia — powiedziała Madeleine. — Najlepiej widać ją ze skarpy. Wielkie domy budowano tak, żeby były widoczne od strony rzeki. Bo w tamtych czasach to rzeka była autostradą, a po tej autostradzie pędziły parowce.
— Wasz dom jest aż tak stary?
— W każdym pokoju jest kominek. Kuchnię dodano o wiele później. Na łazienki zaadaptowano fragmenty hollu, niemal wszystkie są wciśnięte pod schodami. Każda z nich powstała na długo po tym, jak wzniesiono dom.
— Budowali takie ogromne domiszcza, a za potrzebą szli do wychodka.
— Nie udawaj głupka — powiedziała Madeleine. — Każdy z domowników miał swój piękny, porcelanowy nocnik. Nocniki opróżniała służba.
— I każdy miał swoją rolkę papieru toaletowego?
— W każdym pokoju była umywalka i ręczniki. Jak myślisz, po co?
— Ech, stare, dobre czasy — westchnął Quentin.
— Zgaduję, że twoi przodkowie mieli klozety ze spłuczkami od piętnastego wieku.
— Nie, ale sami kopali sobie latryny, budowali wygódki i korzystali z projektów w katalogach Searsa. Nikt nie musiał wynosić czyichś nieczystości.
— Wtedy było inne podejście do pieniędzy — powiedziała Madeleine. — Brudną robotę, ktoś inny wykonywał za ciebie, a ty mu płaciłeś.
— Moi przodkowie wierzyli w niezależność. Każdy robił to, co do niego należało i nie musiał się nikomu za nic odwdzięczać.
— Snobizm biedaków.
— Lepsze to, niż bezradność bogaczy.
— Tyle, że to właśnie ty jesteś nadziany.
— Cóż się stało? Rodzinka zbankrutowała?
— Mamy tyle, ile nam potrzeba. Rzecz jasna, w porównaniu z tobą…
— Moja fortuna to czysty przypadek. Pieniądze przyszły do mnie same, kiedy zajmowałem się tym, co lubiłem. Miałem szczęście pracować dla firmy, której szefem był gość mający świra na punkcie marketingu. A kiedy już miałem kupę forsy, nie mogłem nic poradzić na to, że wciąż jej przybywało.
— To właśnie najbardziej w tobie kocham, Tin. Nie masz żadnych ambicji.
— Owszem mam. Moją ambicją jest dzielić z tobą wspaniałą przyszłość.
Uśmiechnęła się do niego. Ze swojej podręcznej torby Quentin wyjął płytę Beatles Anthology i włożył ją do odtwarzacza limuzyny.
— Nie miałem jeszcze okazji posłuchać jej od czasu kiedy mi ją dałaś.
— Myślałam, że spodoba ci się coś, co będzie ci przypominać czasy dzieciństwa.
— Wcale ich tak dobrze nie pamiętam. Miałem trzy lata kiedy zrobili swój show u Sullivana.
— Dla mnie to wszystko prehistoria.
— Nie jesteś tak dużo młodsza ode mnie — Z aktu małżeństwa wynikało, że urodziła się w 1965 roku.
— W tamtych czasach mieszkałam na innej planecie — powiedziała. — W domu nie mieliśmy nawet radia.
— No proszę, mieliście porcelanowe nocniki, a nie mieliście radia.
— Ale za to miałam patefon na korbkę.
— Naprawdę?
— Nie, żartuję. Myślę, że gdzieś w domu musiało być jakieś radio, ale na pewno nikomu się nawet nie śniło, żebym to ja mogła wybierać stację. A poza tym nieczęsto ruszaliśmy się z domu.
— Jak to? Nie chodziłaś do szkoły?
— Miałam guwernantki. Rodzinna tradycja.
— Próbowano cię izolować?
— Myślę, że to prawdopodobne — powiedziała Madeleine. — Babcia sprawowała rządy żelazną ręką. Nigdy mnie nie lubiła.
— Słynna babcia? Czy będę miał okazję ją poznać?
— Nie wiem. Powinna już dawno siedzieć w domu starców, odżywiana kroplówką.