Выбрать главу

— Wygląda tu bardziej gwiazdkowo niż gdziekolwiek w Kalifornii — orzekł Quentin.

— Mnie nic nie kojarzy się tu z Gwiazdką — powiedziała Madeleine — Ten dom jest posępny i wrogi.

— Witamy w domu, panno Cryer — odezwał się służący cichym głosem.

— Widzisz? — zezłościła się Madeleine. — Przecież wiedzą, że jestem już panią Fears.

— Proszę mi wybaczyć — tłumaczył się lokaj. — To siła przyzwyczajenia.

Służący poprowadził ich w górę schodami. Wychodząc przed dom musiał skorzystać z innego wyjścia, gdyż na schodach prowadzących do drzwi frontowych nikt wcześniej nie zostawił żadnych śladów. Quentin sam niósł swoje torby. Służący niósł torby Madeleine. Czy była to zapowiedź tego, jak będzie traktowany w tym domu? Madeleine należała do rodziny, a jego obecność ledwie tolerowano. A może gdyby Quentin po prostu zostawił swoje bagaże, służący zszedłby na dół i przyniósł je później? Nie miał pojęcia jak należy postępować ze służącymi. A z tego co mówiła Madeleine wynikało, że w tym miejscu i tak mogą panować zupełnie odmienne obyczaje. Jej rodzina miała swoje własne zasady.

Potwierdziło się to kiedy z domu nikt nie wyszedł na ich powitanie. Zostali wprowadzeni po pustych schodach, w absolutnej ciszy, do pokoju na trzecim piętrze, a właściwie ogromnej sali z ładnymi meblami, oświetlonej jedynie dwiema lampami; ich przewody oplecione płótnem wetknięte były do przestarzałych dwuwtykowych gniazdek, które dawno już wyszły z użycia.

— Przypuszczam, że nikt nigdy nie zadbał o to, by dostosować domowe instalacje do ogólnie obowiązujących standardów — powiedział Quentin.

Służący spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby przyglądał się nowo powstałej rysie na tynku, a następnie zostawił ich samych w ogromnej sypialni w stylu retro.

— Czy ten pokój ma swoją łazienkę, czy też będziemy błądzić po korytarzu?

Zaśmiała się.

— Obecnie każdy pokój ma swoją łazienkę. W latach dwudziestych ktoś z rodziny dostał hopla na punkcie modernizacji. Razem z elektrycznością zrobili całą hydraulikę, ale zobacz tylko na te listwy profilowe — są krzywe. Dlatego, że wcześniej nie było tu ściany. Została dodana, aby oddzielać dwie łazienki, naszą i tę, która przynależy do sypialni obok. Pokazała mu niemal zabytkową łazienkę, z wanną na nóżkach rzeźbionych w łapy i muszlą klozetową ze spłuczką zainstalowaną wysoko pod sufitem, uruchamianą przez długi, ozdobny łańcuszek.

— No proszę — zawołał Quentin — to wyposażenie musiało być staroświeckie już w latach dwudziestych.

— Moja rodzina kultywuje ekscentryczne gusta.

— Czuję się tak, jakbyśmy weszli do pałacu Bestii. Mad, zdziwiona, uniosła w górę jedną brew.

— To prawda, w całym domu pachnie okropnie, ale…

— Miałem na myśli tę bajkę o Pięknej i Bestii. Kiedy dziewczyna zamieszkała w pałacu i przez długi czas nie mogła w nim napotkać żywej duszy.

— Och, oni wszyscy już dawno są w łóżkach.

— Jeszcze nie jest tak późno.

— Nie mówiłam, że śpią. Wszyscy domownicy muszą ściśle przestrzegać planu dnia, ułożonego przez Babcię. Cisza nocna rozpoczyna się zaraz po kolacji. Każdy ma siedzieć w swojej sypialni. Włączając w to przybywających gości. Wolno nam jednak zejść na dół i zrobić sobie kanapki. O ile, rzecz jasna, nie będziemy zjeżdżać po poręczach ani krzyczeć na korytarzach. Wszyscy będą nas unikać aż do jutra rana.

— A kto to są wszyscy?

— Nie dowiem się, dopóki nie zrobię porannego przeglądu.

Podzielili między siebie szuflady i szafę, wypakowali swoje ubrania, przebrali się w pidżamy i szlafroki, po czym w kapciach zeszli na dół do kuchni mieszczącej się w suterenie.

— To musi być bardzo wygodne dla służących — powiedział Quentin.

— Dlatego właśnie mamy windy, którymi jedzenie transportuje się do jadalni — oznajmiła Madeleine — Przygotowywanie jedzenia na tym samym piętrze, gdzie mieszka rodzina i przyjaciele wydaje się dobre dla pospólstwa. — Zaśmiała się. — Widzisz, Tin, mam nadzieję, że zaczynasz rozumieć dlaczego nie chciałam od razu przywozić cię tutaj.

— Pamiętam jak grande dame mówiła mi, że w dawnych czasach wszyscy pobierali się dla pieniędzy. Nowe pieniądze łączyły się ze starymi pieniędzmi. Czy ja właśnie jestem taką nową fortuną?

— Nie — stwierdziła Madeleine. — Dla mnie jesteś wyłącznie maszynką do kochania.

— Masz musztardę na wardze. — Ale kiedy szukała serwetki, zbliżył się do niej i scałował jej brązową plamkę z ust. Zabrali kanapki ze sobą na górę.

NIE MA JAK W DOMU

Rankiem, patrząc spod na wpół przymkniętych powiek, jak zaspana Madeleine podnosi się z łóżka i rusza do łazienki, Quentin zastanawiał się po co właściwie tak bardzo chciał poznać jej rodzinę. Na pewno nie po to, by teraz denerwować się i zamartwiać, czy sprosta ich oczekiwaniom, lub też, co gorsza, czy nie okaże się, że dokładnie tym oczekiwaniom odpowiada. Fakt, że Madeleine unikała jak ognia udzielenia konkretnych wyjaśnień na temat tego, co było nie w porządku z jej rodziną, lub chociaż kim właściwie byli jej najbliżsi, tylko pogarszał całą sprawę. Jedyną osobą, jaką wymieniła, związaną z tym domem była jej babcia. Obie babcie Quentina były takie zabawne, kochające i miłe, każda na swój sposób, że nie potrafił wyobrazić sobie, iż jakakolwiek babcia może być okropna. Cóż mogła robić taka niedobra babcia? Piec ciastka bez cukru? Odmawiać niańczenia wnuków?

— Obudź się, Quentin!

— Czyżbym znowu się zdrzemnął?

— Przecież nie byłam aż tak długo w łazience. Widzę, że masz nadzieję uniknąć spotkania z moją rodziną.

— Być może. Ale zupełnie podświadomie, zapewniam cię.

— Wciąż nie otworzyłeś oczu.

— Kogo jeszcze dziś spotkam? Prócz twej straszliwej babuni?

— Każdego, kto aktualnie przebywa w domu, rzecz jasna.

— A więc poznam także twoich rodziców, prawda?

— Wątpię.

Poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła.

— Więc po co tu jesteśmy? Mad, ja chciałem poznać twoich rodziców.

— Nigdy tego nie mówiłeś. Mówiłeś, że chcesz poznać moją rodzinę.

— Czy to nie to samo?

— Moi rodzice nie mieszkają tutaj. Jakiś czas temu mama bardzo pokłóciła się z Babcią.

— Dlaczego więc nie pojedziemy do twojej mamy?

— Ponieważ to jest mój dom — powiedziała Madeleine. — To moje dziedzictwo.

— Jesteś jedyną spadkobierczynią?

— Tin, myślę, że specjalnie wszystko opóźniasz.

— Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć relacji w twojej rodzinie.

— To proste: Babcia poczęła moją matkę, moja matka poczęła mnie. Całkiem jak w Biblii.

Quentin nakrył głowę poduszką. Mad zerwała mu ją natychmiast, a następnie ściągnęła z niego kołdrę. W pokoju panował chłód.

— Daj spokój. Zimno mi.

— Trzeba było w nocy nałożyć z powrotem pidżamę.

— Po tym jak się namęczyłaś zdzierając ją ze mnie zębami?

— Chyba w twoich snach?

— Chcesz powiedzieć, że to wszystko mi się śniło?

— Jeszcze chwila, a przyniosę szklankę wody. Wstawaj moje słoneczko!