Выбрать главу

— Jeżeli będzie miał pan okazję zwracać się do mnie bezpośrednio, panie Fears — powiedział wujek Stephen — proszę się nie krępować i mówić do mnie sir.

— Dziękuję, sir — powiedział Quentin, starając się by jego głos nie zabrzmiał ironicznie.

Madeleine zaśmiała się cichutko.

— Wuj Stephen był w wojsku przez kilka chwil podczas wojny koreańskiej, o czym nikomu nie pozwala zapomnieć… aczkolwiek nie jestem pewna, czy dobrze rozumie różnicę między wojnami koreańskimi a krymskimi. W głębi serca jest jak niezłomny ułan. Naszą sprawą jest walczyć i ginąć, czyż nie, wujaszku?

— Tylko Madeleine może zwracać się do mnie w równie krotochwilny sposób — chłodno oznajmił wujek Stephen, patrząc na Quentina. — Mówię to na wypadek, gdyby sądził pan, że jestem gotów tolerować podobne facecje u innej osoby.

— Będę starał się uniknąć takiej pomyłki, sir — zapewnił Quentin.

— Ta czarująca dama obok wujka Stephena to ciocia Atena. Jest najmłodszą siostrą Babci, tą, która nigdy nie wyszła za mąż. Jej prawdziwe imię brzmi Minerwa, ale ponieważ bardzo go nie lubiła, wybrała sobie jego grecką wersję, jak tyko ukończyła dwadzieścia lat. Ciotka Atena znana jest ze swej mądrości.

Ciocia Atena uśmiechnęła się szeroko.

— Och, Madeleine, tak bardzo za tobą tęskniłam. Gdzież to bywałaś?

— Miałam mnóstwo spraw na głowie — powiedziała Madeleine. — Czyż mój mąż nie wydaje ci się wspaniały?

— Mężów na ogół zbytnio się przecenia. Ale dobrze będzie, jeśli uczyni cię brzemienną i wydasz na świat dziedzica tego imperium miłości… — nagle ciotka Atena zdała sobie sprawę ze swoich słów i przycisnęła dłonie do policzków. — Czy powiedziałam “brzemienną”? Doprawdy, mam niewyparzony język.

— Następne puste krzesło — powiedziała Madeleine — jest przeznaczone dla ciebie, Quentinie, ale obawiam się, że moje krzesło, stojące obok, zostało zajęte przez osobę absolutnie do tego nie upoważnioną.

Siedzący na wskazanym krześle młody człowiek — nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat — podniósł wzrok, a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.

— Babcia zawsze pozwala mi tu teraz siedzieć, pani Fears.

— Ale nie wtedy, kiedy ja jestem w domu, Paul. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym.

— To tylko krzesło, moja droga — powiedział Paul. — Zwyczajne krzesło. Możesz przecież usiąść gdziekolwiek.

— Paul jest młodszym bratem mojej matki — wyjaśniła Madeleine. — Naprawdę ma czterdzieści pięć lat. Wygląda tak młodo, ponieważ stosuje makijaż. Jest także bardzo niski, więc nosi buty na wysokich obcasach. Nie wątpię, że obecnie siedzi na jakimś grubym słowniku.

— Jesteś czarująca jak zwykle — stwierdził Paul. — Maddy zawsze była moją ulubioną siostrzenicą, panie Fears. Nawiasem mówiąc, może pan mówić do mnie Paul. I radzę unikać romantycznych spacerów nad rzeką. Mad ma niebywałą wprawę w spychaniu ze skarpy.

— Jazda stąd — zawołała Madeleine. — I nie próbuj oblizywać sztućców zanim sobie pójdziesz.

Paul wstał i obszedł stół dookoła, sadowiąc się na wolnym miejscu po prawo od Babci. W tym samym czasie Madeleine oprowadziła Quentina wokół stołu z drugiej strony i poczekała aż odsunie dla niej krzesło. Rzeczywiście, na siedzeniu leżał słownik. Podała mu go. Był bardzo ciężki. Po chwili wahania położył go na bufecie, znajdującym się o kilka kroków obok stołu. Następnie pośpieszył z powrotem, aby pomóc Madeleine, która z wdziękiem sadowiła się już na swoim miejscu i przysunął jej krzesło bliżej stołu. Dopiero wtedy, kiedy sam zajął miejsce obok niej, po prawo, miał okazję spojrzeć w stronę szczytu stołu, by przyjrzeć się twarzy osławionej Babci.

Staruszka spała.

Madeleine kontynuowała prezentację.

— Po mojej lewej stronie siedzi Simon. Simon to przyjaciel rodziny. Mieszka tu od… od kiedy, Simonie? Od tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego? Czy Truman był jeszcze wtedy prezydentem?

Simon wyglądał na onieśmielonego i zmieszanego. Siedemdziesięcioletni starowina, na głowie miał tylko małą kępkę siwych włosów. Przygładził je najpierw jedną, potem drugą dłonią.

— Rodzina Cryerów zawsze była niezwykle szczodra dla tych, co nie mieli do zaoferowania nic, prócz swej marnej przyjaźni, która, mimo jej niewielkiej wartości, jest przynajmniej stała.

— Miło mi pana poznać — rzekł Quentin podnosząc się z krzesła.

— Nie! Proszę nie wstawać!. — zawołał Simon. — Nie z mojego powodu! Proszę udawać, że mnie tu nie ma! — Następnie przechylił głowę na jedno ramię i wyszczerzył zęby, podczas gdy jego ciałem wstrząsały drgawki, a język co chwila to wysuwał się na zewnątrz, to cofał do środka w kąciku warg. Tak przypuszczalnie wyglądał śmiech u pełnego uniżenia Simona.

— Babcia trzyma tu Simona w celach wyłącznie estetycznych — poinformowała Madeleine.

Quentin aż się wzdrygnął, słysząc tę złośliwą uwagę.

— Ależ, Mad — szepnął.

Uśmiechnęła się do niego i poklepała go po ręce.

— Jest głuchy jak pień, kochanie. I równie bystry.

— No i wreszcie przyszła pora — powiedziała Madeleine — by przedstawić ci mojego kuzyna imieniem Jude. Nie jestem pewna, w którym miejscu naszego powikłanego drzewa genealogicznego jest jego właściwe miejsce, ale od niepamiętnych czasów pozostaje faworytem Babci i dopóki ona żyje, zawsze będzie zajmował miejsce u jej boku.

— Och, pani Fears, zawsze wesolutka jak skowronek — zawołał Jude. Był to stary cap o krzaczastych brwiach, prawdopodobnie znacznie wyższy nawet od wuja Stephena, ale tak przygarbiony, że jego twarz znajdowała się niemal nad samym talerzem i musiał unosić głowę za każdym razem, kiedy chciał pociągnąć łyk z pucharka. — Czołem, panie Fears. Cieszymy się, że Madeleine — chciałem powiedzieć, pani Fears — znalazła sobie takiego wspaniałego, młodego mężczyznę, jak pan. Serdecznie witamy i radujemy się niezmiernie, iż dane nam było pana poznać. Czy to prawda, że jest pan bogatszy niż sam Bóg?

— Dosyć, kuzynie Jude! — przerwała mu Madeleine — Wiesz dobrze, że Boże miliony gromadzone są w bardziej wiarygodnej walucie, niż dolary amerykańskie. Tu nie ma żadnego porównania.

Najwyraźniej kuzyn Jude uznał to za wyjątkowo zabawny dowcip.

Kiedy starzec śmiał się, Quentin skierował wzrok w stronę szczytu stołu, gdzie zaskoczył go widok szeroko otwartych oczu Babki, lustrujących go niczym reflektory.

Quentin odwrócił się do Madeleine i odezwał się cicho.

— Twoja Babcia…

— Tak, Tin?

Ale kiedy ponownie spojrzał na starszą panią, z rozczarowaniem stwierdził, że jej oczy znów są zamknięte.

— Myślałem, że się obudziła.

— Och, ona słyszy wszystko znakomicie, możesz być tego pewny. To zapada w drzemkę, to znów się budzi, ale przez cały czas wie co się dzieje. A że słuch ma jak nietoperz, więc z pewnością obecnie słyszy nasze szepty. Prawda Babciu?

Ale oczy Babci pozostały zamknięte i nawet jeden mięsień nie zadrgał na jej uśpionej twarzy.

Siedzący obecnie po jej prawej stronie wuj Paul pochylił się do przodu z uśmiechem.

— Przedstawisz mnie jeszcze raz, moja droga? Jeśli chcesz, mogę zmienić imię.

— Nie ma potrzeby, wuju — powiedziała Madeleine. — Czy mam zadzwonić żeby przyniesiono śniadanie?

— Bardzo cię proszę — odezwał się wuj Stephen — Niektórzy spośród obecnych muszą się regularnie odżywiać.

— To twój dzwonek, złotko — dodała ciocia Atena. Madeleine pochyliła się do przodu i zadzwoniła małym dzwonkiem, który leżał obok jej miejsca przy stole. Quentinowi przyszło do głowy, że jej miejsce rzeczywiście było tu, gdzie wcześniej siedział wuj Paul, tak więc rzeczywiście był tu intruzem.