Myślał też o Lizzy, o tym co powiedziała mu na temat życia po śmierci. Umarli wciąż istnieli, zachowywali wszystkie swoje wspomnienia, ale jej sposób życia w niczym nie przypominał tego, co w tej kwestii miały do powiedzenia wszelkie znane mu teologie. Dlaczego nikt inny nic o tym nie wiedział? Z pewnością nie mógł być jedynym człowiekiem, który rozmawiał z mieszkańcem zaświatów. Był tego pewien. Dlaczego więc nie powstała na ten temat żadna książka? A skoro zmarli błądzili sobie po świecie, zaś śmiertelnicy mogli wzywać ich i panować nad nimi, zmuszając do wykonywania różnych czynności, jakiż sens miało umieranie? Po co było to wszystko? I dlaczego musiał spędzić tyle lat bez Lizzy?
Jedyną osobą, o której nie pozwalał sobie myśleć była Madeleine. Na stoliku nocnym wciąż piętrzył się stos poradników seksuologicznych. Nie był w tym mieszkaniu od ślubu. Nigdy nie spał z nią tutaj. Ale wszędzie widział jej twarz. Wykreślił ją z pamięci. Ona przecież nie istniała. Ale pamiętał, jak dotykał jej delikatnego ciała. Pamiętał jej doskonale gładką skórę. Na co dzień chłodną i suchą, zaś rozpaloną w chwilach, kiedy rozpalona być powinna.
Oczywiście, Mad była ucieleśnieniem doskonałości. Podobnie jak maliny, ananasy i gruszki. Podobnie, jak blask polerowanego stołu, naczyń i pucharów. Wszystko wydawało mu się doskonałe, ponieważ Użytkowniczka wyjęła to wszystko z jego myśli. Madeleine dokładnie wiedziała, co należy powiedzieć i zrobić, ponieważ Użytkowniczka zawładnęła wspomnieniami Lizzy, lub nawet wykorzystywała Lizzy do stworzenia iluzji. Zmusiła ją do brania udziału w tym ohydnym przedstawieniu, w którym z całego Quentina liczyła się przede wszystkim para rąk, potrzebna by unieść wieczko szkatułki.
Po co tyle zachodu? Dlaczego wybrała akurat jego? Przy całej potędze jaką dysponowała Użytkowniczka, dlaczego nie wybrała jakiegoś pierwszego lepszego poczciwiny napotkanego na przechodzącej obok posiadłości drodze, i nie kazała mu udać się do wielkiego domu nad rzeką, by otworzył skrzyneczkę?
Skrzynka musiała zawierać coś niezwykłego. Musiała też istnieć jakaś bariera, broniąca Użytkowniczce dostępu do szkatułki. Najwyraźniej Użytkowniczka sądziła, że Quentin potrafi przekroczyć tę barierę, i wpadła w furię, kiedy okazało się, że tego nie zrobi.
Ale co go zatrzymało? Nie czuł przecież żadnej bariery. Już miał unieść wieczko, kiedy Madeleine wybiegła z salonu. Dlaczego tak prędko się poddała? Nie mógł znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Kim była Użytkowniczka? Gdzie się znajdowała? Jaką moc mogłaby mu przeciwstawić, gdyby posłał jej prosto w czaszkę pocisk z czterdziestkipiątki?
Leżał na łóżku. Dochodziła trzecia rano. Zmarzł i drżał na całym ciele. Sprawdził termostat. Był dużo bardziej rozgrzany niż zwykle. Musiał się przeziębić na drodze tego popołudnia. Zeszłej nocy o tej porze spał w łóżku pełnym pajęczyn, po miłosnym zbliżeniu z tworem własnej wyobraźni. Zeszłej nocy spał w domu, zimnym jak kostnica, choć jemu wydawało się, że było tam ciepło. Dlaczego więc nie zamarzł na śmierć? Czy Użytkowniczka miała wystarczającą moc, by go rozgrzać? Czwarta rano. Umierał z głodu. Próbował oszukać żołądek krakersami znalezionymi w jednej z szafek. Był to jedyny w całym domu produkt spożywczy z aktualną jeszcze datą ważności, ale ciastka smakowały jak ulepione z kurzu. Wstał jednak i zjadł je, popijając wodą z kranu. Wydawało mu się, że wpompował w siebie całe litry kranówy. Wziął prysznic. Wyjął z walizek ubrania, które spędziły noc w zakurzonych szufladach i lepiącej się od brudu szafie, po czym rozwiesił je aby się przewietrzyły. Ubrania, które miał na sobie w dniu przyjazdu do tamtego domu i tego popołudnia, kiedy opuszczał nie zamieszkaną posiadłość, wyrzucił do kubła śmieci. Wyrzucił też swoją szczoteczkę do zębów. O piątej rano z powrotem zagrzebał się w pościeli i wreszcie zasnął, wciąż unikając wszelkich myśli na temat Madeleine.
Ale w nocy jego myśli zbłądziły tam, gdzie nie śmiał pozwolić im pójść i zbudził się, płacząc z żalu po swojej żonie. Madeleine, Mad, Mad. Nic mnie nie obchodzi, że byłaś oszustwem. Ja cię kochałem. Kochałem cię, a ty mnie opuściłaś, chociaż niczym sobie na to nie zasłużyłem, bo byłem dobry dla ciebie. Płakał tak długo, aż znowu zapadł w sen.
Kiedy się obudził była piąta po południu. Na zewnątrz panował już mrok. Wstał i zadzwonił na parking, gdzie stał jego samochód, którego używał kiedy przebywał w DC. Zanim mu go dostarczyli zdążył jeszcze raz wziąć prysznic i ubrać się. Wyszedł na spotkanie kierowcy, dał mu napiwek, wsiadł do samochodu, pojechał do Tysons Corner i wybrał sobie kilka nowych koszul, spodni, skarpetek, a także zapas bielizny. Kupił parę nowych adidasów. Nową maszynkę do golenia, nową kosmetyczkę, dwie nowe walizki, identyczne jak te, które już miał. Nową, zimową kurtkę. Wrócił do domu i ubrał się w nowe rzeczy, a następnie zebrał wszystko to, co miał ze sobą w domu nad Hudson, łącznie z rzeczami, które wywalił do kubła wczesnym rankiem, upakował w starych torbach i zszedł na dół wyrzucić je do wielkiego żelaznego pojemnika na śmieci, stojącego pod domem. Była dziewiąta. Pojechał do Lone Star, gdzie zjadł orzeszki ziemne i rosół wołowy, a chociaż wydawało mu się, że je popiół, nie przejął się tym, tylko wmusił w siebie sałatkę i kotlet, gdyż postanowił nie dać się wykończyć zgryzocie. Miał zamiar dalej żyć tak, jak przedtem.
Kiedy przyszedł do domu zobaczył, że na telefonie pali się światełko. Ktoś dzwonił i nagrał wiadomość na automatyczną sekretarkę.
Niemożliwe. Jeśli był nieobecny w którejkolwiek ze swych licznych rezydencji — co zdarzało się raczej często — wszystkie telefony natychmiast kierowano do jednego zbiorczego automatu, odbierającego w Nebrasce. Gdy przybywał do jednej ze swych siedzib, rozsianych po całych Stanach i chciał dowiedzieć się czy dzwonił do niego ktoś z miejscowych znajomych i partnerów, wykręcał numer tego automatu i wciskał odpowiedni kod, aby wszystkie wiadomości do niego zostały przesłane na wskazany numer.
Tylko jego rodzice, jego prawnik i Madeleine znali kody, pozwalające zostawić wiadomość na aparacie w tym mieszkaniu, z pominięciem przesłania jej na zbiorczy automat. Ale ani jego rodzice, ani jego prawnik nie wiedzieli, że mogą go tu zastać. Z pewnością byli przekonani, że wciąż jest z Madeleine w jej rodzinnym domu nad rzeką Hudson.
Oznaczało to, że wiadomość została nagrana przez Madeleine. Tyle tylko, że Madeleine nie istniała. Wiadomość musiała zatem pochodzić od osoby, ukrywającej się za Madeleine. Od osoby, która ją stworzyła. Od Użytkowniczki, wyposażonej w zdolność poruszania się bez ciała i śledzenia go, dokądkolwiek by się udał. Tylko ona wiedziała, gdzie może go znaleźć i tylko ona, dzwoniąc mogła wiedzieć, że nie ma go w mieszkaniu, więc najwyraźniej chciała zostawić wiadomość nagraną na taśmie, a nie rozmawiać z nim bezpośrednio.
Przypomniał sobie słowa Lizzy, że Użytkowniczka jeszcze z nim nie skończyła. Nie dostała tego, czego chciała. Jeśli potrzebowała go przedtem, potrzebuje go i teraz. Tyle, że teraz nie będzie już motywowała go przy pomocy miłości.
Nie miał ochoty na wysłuchanie nagranej wiadomości. Ale wyciągnął rękę i nacisnął przycisk PLAY.