Выбрать главу

— Nie masz prawa niszczyć wszystkiego w ten sposób — zaczął Tato.

A wy nie macie prawa zabijać Lizzy.

— Nadszedł czas abyśmy szli do przodu i żyli normalnym życiem. Ty także, Quentinie. Prosiliśmy cię nieraz abyś nie poświęcał całego czasu na rozpamiętywanie życia Lizzy. Nie zwracałeś uwagi na nasze sugestie, błagania ani polecenia. Nie masz żadnych przyjaciół, nie robisz nic poza przesiadywaniem w tamtym pokoju i czytaniem wciąż od nowa tych samych książek. Jej książek. To ona czyta mi swoje książki.

— Ale czas z tym skończyć. Nie możemy pozwolić, abyś cały czas żył w takim… otępieniu. Tak nie można, czas już z tym skończyć…

W chwili kiedy Tato wypowiedział słowo “skończyć”, jego głos nagle się zmienił, niemal niedostrzegalnie, tym niemniej dało się wyczuć górujący nad wszystkim ton nieposkromionej furii i przez krótką chwilę, co zdarzyło mu się tylko kilka razy w całym jego życiu, Quentin poczuł strach przed swoim ojcem, przed tym, do czego może doprowadzić tak potężny gniew, kiedy był już pod kontrolą.

Ale wtedy, podobnie jak i poprzednio w podobnych sytuacjach, Mama natychmiast zauważyła tę zmianę u Taty i niemal od razu przestała płakać, a jej głos przybrał spokojny ton. Była racjonalna. Pojednawcza.

— Straciliśmy już jedno dziecko, Quenie. Nie chcielibyśmy tracić drugiego.

Gniew od razu gdzieś się ulotnił i głos Taty również złagodniał.

— W każdym razie nie mam pojęcia w czym zawiniły kwiaty. Albo lodówka.

Mama pośpieszyła z chłodną, intelektualną analizą:

— To nasza własność, kochanie. Zabraliśmy mu jego świat, więc on chciał zniszczyć nasz. Oczywiście w przenośni.

— Nieważne, jaki naukowy termin ma na to psychologia, ale uważam że on zachowuje się cholernie dziecinnie.

— To prawda, ale jest przecież dzieckiem.

I było po kryzysie. Niejednokrotnie przerabiany scenariusz znów okazał się niezawodny. Mama wybucha płaczem. Tato staje w jej obronie, ale jego gniew przeraża ją, więc zaczyna mówić jak świeżo upieczona pani magister, który to tytuł rzeczywiście miała, w odróżnieniu od ojca; on w takiej chwili zazwyczaj wycofuje się, przekazując jej cały rodzicielski autorytet. Rekoncyliacja i towarzysząca jej analiza były na porządku dziennym. Quentin miałby trudności z przedstawieniem całego schematu słowami, ale znał na pamięć przebieg i porządek kolejnych etapów, więc wiedział, że na poważną karę się nie zanosi. Zamiast tego Mama i Tato przez parę dni będą otaczali go oraz siebie nawzajem, wzmożoną troską, przemykając się na paluszkach przez wszystkie rozmowy, unikając konfliktów, wstydząc się swojego zachowania, bojąc się samych siebie, niewiedząc właściwie dlaczego. W naelektryzowanej przestrzeni pomiędzy rodzicami Quentin zostanie pozostawiony swojemu losowi. Zawsze tak było i zarówno on, jak i Lizzy przez długie lata wykorzystywali podobne okoliczności, dające ten niewielki skrawek władzy jakim mogą cieszyć się dzieci, ale czynili to rzadko, gdyż świadomość, że rodzicami można w jakiś sposób sterować lub przynajmniej skłonić do określonych działań, przerażała ich. Czasami lepiej było zrezygnować z postawienia na swoim, niż dostrzec słabość u Mamy i Taty.

— Jeśli pozwolę ci wstać, Quen — zapytał Tato — czy przestaniesz szaleć i pójdziesz spokojnie do swojego pokoju?

Quentin przytaknął skinieniem głowy. W myślach rozbrzmiewały mu słowa piosenki, której uczyli ich w szkolnym chórze. Niech na całej ziemi zapanuje pokój, i niech jego źródłem będzie serce me. Tararara-param-pam-pam.

Tato puścił jego ręce i stoczył się z niego. Quentin zerwał się na równe nogi i poszedł do domu, do swojego pokoju. Przechodząc obok otwartych drzwi do pokoju Lizzy, zamknął je. Zamknął także drzwi do swojego pokoju, położył się na łóżku i obrócił twarzą do ściany.

Po chwili Mama zapukała do drzwi.

— Quen, czy będziesz jadł kolację? Nie odpowiedział.

— Quen, wiesz, że musisz jeść. Nie odpowiedział.

— Quen, czy naprawdę masz zamiar nigdy nie odezwać się do mnie?

Wciąż nie odpowiadał, więc po chwili Mama odeszła od drzwi.

Wyglądało na to, że nie mają zamiaru do niczego go zmuszać. Tamtej nocy poszedł spać bez kolacji, ale następnego ranka wstał i zjadł śniadanie razem z Mamą zanim poszedł do szkoły. Podczas śniadania rozmawiali ze sobą. Normalne poranne rozmowy. Żadnej wzmianki o zajściach z poprzedniego dnia. Nigdy więcej do tego nie wracali. W kuchni przez kilka dni pachniało piklami, których cały słoik rozbił się na podłodze, ale zapach wkrótce wywietrzał. Tato ponownie wkopał wyrwane rośliny i tylko jedna z uszkodzonych róż zwiędła. W pokoju Lizzy powstało połączenie pokoju do szycia z domowym biurem. Jedynym śladem tamtej awantury był fakt, że Quentin nigdy nie wchodził do tego pokoju, nie rozmawiał z nikim kto był w środku i za każdym razem, kiedy drzwi do tego pokoju były otwarte, zamykał je przechodząc obok, niezależnie od tego kto tam przebywał, wcale nie przejmując się wciąż ponawianymi prośbami aby tego nie robił. Po jakimś czasie rodzice dali za wygraną i przez cały czas drzwi do dawnego pokoju Lizzy były zamknięte, czy ktoś był w środku, czy też nie, a jeśli chcieli porozmawiać z synem, wychodzili z tamtego pokoju zamykając za sobą drzwi. Potraktowali to jak coś w rodzaju obopólnej ugody. Dali mu okazję do małej zemsty za to, że ukradli mu głos Lizzy.

W miarę upływu miesięcy i lat, Quentin powoli zdołał odszukać w księgarniach i antykwariatach takie same książki, które Lizzy miała w swojej biblioteczce. Kupował je i chował do pudełek, które trzymał w swojej szafie, aż w końcu udało mu się odtworzyć cały księgozbiór. Nawet jeśli jego rodzice wiedzieli o tym, niczego nie komentowali. Ostatecznie miał dobre stopnie, nie narkotyzował się, nie pił ani nie palił, jak inne niedobre dzieciaki w szkole. Psycholog, z którym o tym rozmawiali, powiedział im że, aczkolwiek w celu uzyskania całkowitej pewności byłoby miło porozmawiać o tym z samym Quentinem, to najwyraźniej chłopak dobrze radził sobie ze wstrząsem, jaki wywołała w nim utrata ukochanej siostry. Zważywszy wszystkie okoliczności.

W końcu ludzie, którzy dostali organy po Lizzy, umarli. W końcu każdy musi umrzeć. Quentin podchodził do tego zagadnienia nader filozoficznie. Każdy umiera. Tak naprawdę liczyło się więc tylko to, co będzie się robić pomiędzy chwilą obecną a tą, w której nadejdzie śmierć. Dla Quetnina była to kwestia niezwykle istotna, bo przecież on żył za dwoje.

SKLEP SPOŻYWCZY

Podstawówka, szkoła średnia. Dni były pełne wrażeń, a potem szły w zapomnienie, albo przynajmniej nie wracał do nich pamięcią zbyt często. Przyjaciele. Wesołe zabawy. Nie pociągało go towarzystwo rozrabiaków, dzieci bogatych rodziców nie miały na niego sposobu, gdyż nie interesowało go to, co mogły mu zaoferować; tak więc najczęściej przebywał wśród bystrych dzieciaków, wśród grzecznych dzieciaków, które zawsze stosowały się do ustalonych reguł. Bardzo szybko stał się największym bystrzakiem w grupie swoich kolegów, takim, który nigdy nie mówi zbyt wiele, ale zawsze ma na wszystko najlepszą odzywkę, najśmieszniejszy żart, najcelniejsze powiedzonko. Być może wszystkie te gadki, stanowiły urywki z dialogów, które zarejestrował w pamięci podczas lektury księgozbioru Lizzy. Był najbardziej pożądany jako przyjaciel, a zarazem najbardziej niebezpieczny. Nieważne jak blisko się z nim było, nieważne jak często robiło się z nim różne kawały, zawsze potrafił nagle zmienić się w przeciwnika i wbić kumplowi szpilę, którą trzeba było przyjąć z uśmiechem na ustach. Tak więc miał przyjaciół, owszem, ale zawsze trzymał ich na dystans.