Выбрать главу

— Madeleine i ja czytaliśmy ten numer podczas naszej ostatniej podróży samolotem.

Na jej twarzy pojawił się wyraz powagi.

— Radość, jakiej dostarcza mi przebywanie w pańskim towarzystwie, sprawiła iż zapomniałam o celu pańskiej wizyty. Niechże pan przekaże mi ową wiadomość.

Poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu pióra.

— Obawiam się, że przybyłem tu nieuzbrojony.

— Więc musi pan podnieść się i znaleźć odpowiednią dla pana broń na moim sekretarzyku. Zapewne będzie pan wolał wybrać któryś z arkuszy, znajdujących się pod spodem, w ten sposób pańska notka nie będzie zaopatrzona w mój monogram.

Quentin podszedł do sekretarzyka, wybrał papier, pióro i napisał:

Droga M

Kocham cię i tęsknię za tobą. Proszę cię, utwierdź mnie w przekonaniu, że czujesz się dobrze. Chciałbym usłyszeć od ciebie, że nasza przyszłość wciąż jest skarbem ukrytym w szkatułce, którą razem możemy otworzyć.

Całuję Cię

Q

Jako że Quentin nie miał najmniejszego pojęcia na czym zależało Użytkowniczce, nie był pewny czy wiadomość ta, nawet jeśli do niej dotrze, przyniesie jakikolwiek skutek. Ale jeśli celem Użytkowniczki rzeczywiście było otwarcie szkatułki, liścik ten każe jej się zastanowić nad tym, ile naprawdę Quentin zrozumiał z tego, co wydarzyło się w domu nad rzeką Hudson. Quentin wolał, żeby myślała, iż zrozumiał mniej niż w rzeczywistości. A ponieważ i tak zrozumiał niewiele, nie będzie trudno przekonać ją, że nie zrozumiał absolutnie nic.

Nie wiedział tylko, w jaki sposób zdoła powstrzymać ją przed dokładnym przeszukaniem jego pamięci i odnalezieniem wszystkich jego tajemnic, kiedy już zwróci na siebie jej uwagę. Lizzy twierdziła, że Użytkowniczka zostawiła mu pewien margines niezależności. “Nie jesteś całkiem bezbronny” — mówiła mu. Więc może warto było przesłać tę wiadomość?

Złożył arkusz na pół i zaniósł go grande dame.

— Och, panie Fears, jest pan okrutny!

— Dlaczego?

— Mógł pan dać mi tę wiadomość w zaklejonej kopercie. Wtedy mogłabym spokojnie otworzyć ją nad parą i przeczytać, co pan napisał. Ale fakt, że poprzestaje pan na zwykłym złożeniu kartki na dwoje, jest dla mnie dowodem takiego zaufania, że wolałabym umrzeć, niż je zawieść.

Quentin roześmiał się i przeczytał na głos treść liściku.

— Och, panie Fears, wcale nie mam zamiaru oddawać jej tej wiadomości. Zamiast tego zajmę się szukaniem własnych skarbów w szkatułkach, abyśmy my razem mogli jej otwierać. Szkoda, że nie ma pan siwych włosów i artretyzmu! Byłoby tak romantycznie!

Teraz zaśmiali się razem.

— Miłość wśród młodych jest dziś taka trudna, panie Fears — westchnęła, podając mu rękę. Ujął ją delikatnie i ze względu na sposób, w jaki wyciągnęła ku niemu swoją dłoń, nie uścisnął jej, ani nie potrząsnął lecz zamiast tego skłonił się nad nią nisko, myśląc w duchu, że do takiej sceny powinien być ubrany przynajmniej w surdut. — Jeśli tylko ujrzę niepoprawną siostrzenicę moich przyjaciół, udzielę jej ostrej reprymendy za zmarnowanie tak wspaniałego młodzieńca… i to po tylu kłopotach, jakie mieliśmy ze sprowadzeniem pana dla niej!

— Kłopotach?

— Mówiłam panu na przyjęciu, co myślę o małżeństwach i pieniądzach. Duncanowie, to stara rodzina. Pan — nowe pieniądze. Taki mariaż to błogosławieństwo niebios.

— Ale przecież jedyną osobą, jaką znałem spośród gości był pewien lobbysta, który…

— Który został zaproszony na przyjęcie ze względu na znajomość z panem.

— Ale ja przecież zadzwoniłem do niego dzień wcześniej, prosząc go, by zabrał mnie dokądkolwiek.

— Naprawdę? W takim razie Duncanowie musieli już wcześniej bacznie pana obserwować, ponieważ właśnie w przeddzień przyjęcia poprosili mnie o to, bym zaprosiła wspomnianego lobbystę oraz ich drogą siostrzenicę.

— A więc nieprzypadkowo natknęła się pani na mnie w bibliotece?

— Podobnie, jak nieprzypadkowo Madeleine stała pod wiśniowym drzewkiem. Och, panie Fears, sądziłam, że pomagam stworzyć dobrą rodzinę, nie chciałam przyczynić się do złamania pańskiego biednego serduszka. Czy wybaczy mi pan?

— Nie ma tu nic do wybaczania. Jeśli zaznałem szczęścia w swoim życiu, to dlatego, że była w nim Madeleine. I nawet jeśli to szczęście trwało tylko jeden rok, zawsze będę pani wdzięczny, że wysłała mnie pani do niej tamtego wieczoru.

— Bardzo się cieszę, że nie jest pan politykiem, panie Fears, gdyż musiałabym wyjść z domu i głosować na pana, a ja po prostu nie cierpię przebywać poza domem.

— Pani głos byłby zapewne jedynym głosem poparcia, ale i tak czułbym się jak zwycięzca.

Znowu nagrodziła go brawami.

— Gdyby tylko mógł pan zranić jakiegoś rywala w pojedynku o mnie, umarłabym szczęśliwa.

— Muszę panią o coś zapytać, choć z góry znam odpowiedź. Nie mogłaby pani po prostu powiedzieć, mi jak brzmią imiona Duncanów i gdzie mieszkają, prawda?

— Jeśli pańska żona nie przedstawiła im pana, ani oni sami się panu nie przedstawili, to mnie raczej nie wypada robić tego bez ich przyzwolenia, zgodzi się pan ze mną?

Quentin kiwnął głową. Spodziewał się takiej odpowiedzi.

— Wrócę do pani, kiedy wszystko się wyjaśni, aby powiadomić panią o rezultatach.

— Moje drzwi zawsze stoją dla pana otworem, panie Fears. Życzę dobrego dnia.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, niemal ze zdziwieniem skonstatował, że znajduje się na zwykłej nowobogackiej ulicy w Chevy Chase. Spodziewał się raczej ujrzeć powozy, sunące po brukowanych jezdniach, rzędy kamienic i kwitnące drzewka wiśniowe. Zamiast tego zobaczył śnieg, otulający bezlistne drzewa i wielkie domiszcza, z których większość świadczyła o tym, że pieniądze i dobry gust nie zawsze idą w parze.

Duncan. Tak brzmiało nazwisko przyjaciół grande dame. Ciekawe, od jak dawna byli jej przyjaciółmi? To oni załatwili wszystko tak, aby został zaproszony na przyjęcie. Już wtedy Użytkowniczka musiała mieć go na oku. Jak go znalazła? W mieście przecież aż roiło się od bogaczy. Dlaczego wybrała właśnie jego?

Wydawało się, że warto było odbyć tę wizytę chociażby po to, by zyskać przyjaźń wielkiej damy. Gdyby tylko Quentin rzeczywiście był tym dwornym dżentelmenem, którego udawał w jej saloniku. Tymczasem wiedział, że w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości czeka go chwila, kiedy stanie twarzą w twarz z przeciwnikiem, lecz ten pojedynek nie skończy się na lekkim zranieniu. Krew poleje się strumieniami, ktoś padnie powalony na ziemię. Przez chwilę myślał, że najprawdopodobniej będzie to on. Ale tanio swojej skóry nie sprzeda.

Wsiadł do samochodu. Kiedy był już w środku, rozejrzał się dookoła, żeby sprawdzić, czy będzie w stanie zauważyć zespół śledczy, którego zadaniem było obserwowanie domu, by odkryć kto wejdzie do niego i kto wyjdzie po jego wizycie. Nie dostrzegł żywej duszy, ani jednego samochodu zaparkowanego na ulicy, co oznaczało, że albo detektywi spaprali robotę, albo należeli do wybitnych specjalistów. Zjechał z krawężnika i odebrał telefon od Wayne’a Reada, który dzwonił do niego na komórkę.

— Właśnie ruszyłeś spod tamtego domu — poinformował go Wayne na powitanie — i jedziesz w stronę obwodnicy miejskiej.

— To nie mnie mają śledzić.

— Chciałem tylko poinformować cię, że nasi ludzie są na stanowisku.

— …więc dzwonię aż z San Francisco tylko po to, żeby ci o tym zameldować, i to wszystko na twój rachunek.