Выбрать главу

Szkołę średnią ukończył z wyróżnieniem z hiszpańskiego i matematyki. Uzyskane stopnie zapewniły mu trzecie miejsce wśród abiturientów. Pominięto go w oficjalnych szkolnych plebiscytach na “najlepszego ucznia” w różnych kategoriach, ale w nieoficjalnym głosowaniu klasowym wybrano go “chłopakiem, z którym twoja mama najchętniej pozwalałaby ci się umawiać na randki” oraz “najbardziej prawdopodobnym właścicielem firmy, w której chciałbyś się zatrudnić, gdyby nie powiodło ci się w twojej wymarzonej pracy”. Był więc lubiany, a nawet podziwiany przez swoich kolegów ze szkoły, aczkolwiek nigdy mu całkowicie nie ufano. Podświadomie wszyscy wiedzieli, że do nich nie pasuje.

Zabawne było to, że uzyskał najwięcej głosów jako chłopak, z którym mamy najchętniej pozwalałyby dziewczynom umawiać się na randki, ponieważ w rzeczywistości prawie w ogóle nie umawiał się z dziewczynami. Nie bywał nawet na balach szkolnych, chyba że został specjalnie poproszony przez jakąś słodką i nieznacznie tylko niepowabną klasową intelektualistkę. Nigdy nie odmawiał, wybierał sobie odpowiedni smoking w wypożyczalni, kupował stosowny bukiecik, ale z żadną z dziewczyn nie umówił się nigdy na kolejne spotkanie, co najprawdopodobniej raniło ich uczucia, lecz jemu na niczym nie zależało. Tak więc w przeciągu czterech lat odbył cztery randki. Nie był to zbyt imponujący rezultat. Nawet jeśli jego rodzice martwili się owym stanem rzeczy, to nic mu o tym nie mówili.

On w każdym razie niczym się nie przejmował. Nie był ślepy — wiedział, które dziewczyny są atrakcyjne. Miał swoją porcję interesujących snów i przyjemnych fantazji. Ale kiedy przychodziło do umówienia się z jakąś dziewczyną, zaczynał obserwować wybraną koleżankę w klasie, na przerwie, w stołówce czy gdziekolwiek indziej aż w końcu, wcześniej czy później, dziewczyna taka powiedziała lub zrobiła coś… nieodpowiedniego. Po prostu żadna z nich nie była w stanie sprostać wymogom. Jakie to były wymogi, Quentin sam nie potrafił sprecyzować.

Być może miał ten sam problem co Lizzy, kiedy chłopcy zaczęli się nią interesować. Pamiętał jak mówiła: “Po co mam marnować czas z jakimś gościem, skoro wiem, że to nie ma najmniejszego sensu?” Wtedy Mama odpowiadała: “Przecież to bardzo miły chłopak. Czemu po prostu nie umówisz się z nim do kina? Albo na pizzę?” Na to Lizzy przewracała oczami i dalej swoje: “Mamo, czy naprawdę chcesz powiedzieć, że powinnam pozwalać tym biedakom tracić na mnie forsę skoro wiem, że tylko robię im niepotrzebne nadzieje?” I wtedy obie wybuchały śmiechem nie zwracając uwagi na Quentina, który siedział nie zauważony przy stole w kuchni lub w salonie, czy gdziekolwiek indziej i myślał sobie, cóż to takiego jest między kobietami, że wszystko, co dotyczy mężczyzn wydaje się żartem, który one opowiadają sobie od niepamiętnych czasów, zaś mężczyźni nie są w stanie nic z tego zrozumieć.

Wydawało mu się, że po latach i on zrozumiał. Nie chodziło tu o mężczyzn, ale o ludzi, którzy nie wiedzieli co chcą dać, a co dostać w zamian i w ten sposób wciąż bądź zawodzili innych, bądź sami doznawali zawodu.

Quentin nie wiedział czego chce, ale dobrze wiedział czego nie chce. Nie chciał żadnej z dziewczyn, które znał ze szkoły.

Miał wśród nich mnóstwo przyjaciółek. Lubił je. To były bardzo miłe dziewczyny. Tyle, że nie dla niego.

Nie dla niego były również dziewczyny, które poznał w Berkeley, gdzie studiował najpierw iberystykę, potem matematykę aż skończył na historii, kując jak dziki i uzyskując znakomite stopnie, tak że pomimo zmiany kierunku studiów, ukończył je w przewidzianym czasie, przez kolejne cztery lata nie zaliczając więcej niż dziesięciu randek. Na początku Mama i Tato nic na ten temat nie mówili, ale od czasu kiedy zdał na przedostatni rok, za każdym razem kiedy dzwonił do domu lub odwiedzał rodziców w Santa Clara, Mama zasypywała go pytaniami w rodzaju: “Czy spotykasz się z jakimiś miłymi dziewczynami?” “Czy na tych swoich zajęciach masz jakieś ładne koleżanki?” Pamiętał także burzliwą rozmowę z Tatą, gdy pomagał mu w garażu mieszać farbę, którą mieli pomalować futryny wokół okien i drzwi. Kiedy w końcu stało się jasne do czego prowadzą dziwaczne ojcowskie pytania, Quentin aż poczerwieniał z gniewu i zapewnił Tatę, że owszem, woli dziewczyny od chłopców, tyle że jak na razie nie miał okazji znaleźć właściwej dla siebie partnerki, ale wciąż szuka i niech się Tato nie martwi, kiedy przyprowadzi kogoś ze sobą do domu, osoba ta będzie ubrana w sukienkę i będzie miała dwa chromosomy X, ale teraz powinni już przejść do malowania futryn.

Ostatecznie zrobił dwa fakultety: iberystykę i historię, a zaraz potem znalazł pracę w Santa Clara, w firmie, która próbowała sprzedawać komputery przeznaczone do użytku w domu lub w małych firmach. Dostał tę pracę ponieważ jego kolega ze szkoły średniej, który był tam zatrudniony, pomyślał, że Quentin mógłby się przydać jako doradca przy opracowywaniu programu do nauki historii, lecz w niedługim czasie Quentin zakochał się w programowaniu i okazało się, że ma do tego prawdziwą smykałkę. Po roku sprzedał swoje udziały w firmie produkującej sprzęt komputerowy i przeniósł się do spółki konstruującej procesor tekstów dla nowych komputerów osobistych IBM. W rok później spółka została kupiona przez większą firmę zajmującą się tworzeniem systemów operacyjnych i języków programowania, arkuszy kalkulacyjnych i procesorów tekstowych, w której to firmie zaczął tak szybko awansować, że wkrótce przeniesiono go do centrali w stanie Washington, gdzie oficjalnie zamieszkał na wynajętej barce mieszkalnej, ale w rzeczywistości większość nocy przesypiał we własnym biurze, ponieważ jego obecność była niezbędna przy pracy nad kilkoma dużymi projektami. Nie miał na co wydawać pieniędzy, więc wszystko inwestował w akcje własnej firmy, których wartość najpierw wzrosła stukrotnie, a potem podwajała się każdego roku, aż do chwili gdy każdy, kto rozpoczął pracę dla firmy w latach siedemdziesiątych został multimilionerem, zaś najbogatszy ze wszystkich był właśnie Quentin.

Pewnego dnia w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym siódmym roku Quentin zdał sobie sprawę, że programowanie raz na zawsze przestało go interesować. To co jeszcze wczoraj stanowiło wyzwanie, dziś nic już dla niego nie znaczyło. Przestały go obchodzić interesy firmy, strategie marketingowe, a nawet ludzie, z którymi pracował. Ludzie się zmienili, praca się zmieniła, zmieniła się też sama firma. Nic go już nie bawiło, a jednocześnie wiedział, że jeśli sprzeda akcje, które posiada, to nigdy w życiu nie będzie już musiał pracować. Czy po wygraniu głównej nagrody na loterii, ktoś wraca do zamiatania sklepów? Tak właśnie myślał o swojej, dawniej ukochanej pracy.

Zostawił sobie tylko dziesięć procent posiadanych akcji, a resztą zamienił na gotówkę i w ten sposób mając dwadzieścia sześć lat stał się posiadaczem dwunastu i pół miliona dolarów. Pięćdziesiąt różnych firm produkujących sprzęt i oprogramowanie proponowało mu niedorzecznie wysokie pensje, na które nikt nigdy nie byłby w stanie zapracować, ale odrzucił wszystkie oferty. Tak więc został ze swoją wynajętą barką, bez pracy i, szczerze mówiąc, bez własnego życia. Czuł się tak, jakby brał udział w bardzo długim wyścigu i wreszcie zdał sobie sprawę, że oprócz niego nikt inny już nie biegnie, że minął linię mety ładnych kilka lat temu, lecz nie zauważył tego ponieważ nie było tam żywej duszy, nikogo, kto by wiwatował na jego cześć i poklepywał go po plecach, wołając “Świetny bieg, Quen! Świetny bieg!”$

Albo, gdyby tak się dobrze zastanowić, być może jacyś ludzie rzeczywiście oczekiwali go na finiszu, tyle że sam Quentin wcale nie dbał o to, co tamci o nim myślą, więc odrzucił ich wyrazy uwielbienia oraz przyjaźń, ponieważ wciąż czekał na ten jeden jedyny głos, którego nigdy już nie miał usłyszeć.