Bolt omal nie wleciał do pokoju. Zaśmiał się nerwowo, łapiąc równowagę.
— Właśnie wchodziłem.
— Podsłuchiwałeś pod drzwiami — zauważył Quentin.
— To było bardzo zabawne — powiedział Bolt — słuchać cię, jak starasz się przekonać ją do czegoś, co absolutnie nie przystaje do jej ograniczonej wizji świata prowincjonalnej piguły.
Quentin miał ochotę posłać go na podłogę.
— Oczywiście, że siostra mi nie wierzy. Bo to naprawdę niewiarygodna historia.
— Więc po co ją opowiadałeś? Przecież już jadła ci z ręki. Quentin poczuł niewymowną pogardę dla Bolta. Gdzie się podział ten człowiek, którego jeszcze w Mixinack traktował jak dobrego znajomego? Czy naprawdę sądził, że rozmowa, którą odbył z Sally nie była niczym więcej, jak tylko sprytną manipulacją?
— Wynosimy się stąd — powiedział Quentin.
— Najwyższy czas — potwierdził Bolt. Rzucił w stronę siostry Sannazzaro tryumfujące spojrzenie. Quentin schwycił go pod ramię i prawie siłą wyciągnął z pokoju.
— Skąd ten nagły pośpiech? — drwił Bolt. — Przed chwilą jeszcze nic cię nie goniło.
— Przez krótką chwilę dzisiejszego dnia myślałem, że cię lubię — powiedział Quentin. — Ale myliłem się.
— Oho! Widzę że wiedźma z tego przytułku rzuciła na ciebie urok.
Zamiast wyrżnąć policjanta łokciem w twarz, Quentin szybkim krokiem ruszył do przodu.
— Panie Fears! Quentin! Zaczekaj!
Zatrzymał się i obrócił. Sally Sannazzaro wybiegła z pokoju pani Tyler na korytarz.
— Quentin, ona przemówiła! Powiedziała mi, żebym sprowadziła cię z powrotem!
Quentin zaskoczony spojrzał na Bolta. Ten wyglądał na rozzłoszczonego, a nawet zawstydzonego.
— Kłamie — wyszeptał. — Mózg tej starej dawno przestał funkcjonować. Jest warzywem, niczym więcej.
— Bolt, wiem że to nieprawda, tak samo jak ty.
— Ona jest już martwa — wymamrotał Bolt. I nie ruszył za Quentinem z powrotem na koniec korytarza.
Quentin zatrzymał się w drzwiach, gdzie napotkał wpatrzone w niego oczy Sally.
— Nie kłamałem, Sally — powiedział.
— Wierzę, że pani Tyler umie właściwie oceniać ludzi — odpowiedziała cicho. — Najwyraźniej masz dar przywracania innym życia.
— To byłoby naprawdę coś wielkiego.
— Zostawiam cię z nią samego, ale nie wpuszczaj tutaj Bolta.
— Na pewno tego nie zrobię.
Następnie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Pani Tyler odwróciła głowę i spojrzała na niego.
— Dziękuję, że przyszedłeś — wyszeptała.
PANI TYLER
Długo nie używany głos był chrapliwy. Kiedy wykonywała jakieś gesty, jej dłoń wydawała się nieprawdopodobnie delikatna, niemal przezroczysta. Próbowała przewrócić się na bok, ale ciało wydawało się zbyt ciężkie, by zdołała je poruszyć. Quentin pomógł jej obrócić się, by mogła widzieć krzesło, na którym siedział i poczuł, że jest tak lekka, jakby została uformowana z powietrza. Czyżby nie miała kości? Co mogło przykuwać do ziemi tak ulotną istotę? Na pewno nie grawitacja.
— Świetnie wszystko zniosłeś — powiedziała. Pokręcił głową.
— Od kilku dni prawie nic nie jem.
— Bądź silny.
Nie potrzebował matczynych rad od tej kobiety. Potrzebował odpowiedzi. Ale teraz, kiedy już do niego przemówiła, nie wiedział, o co ma pytać.
— Dlaczego do tej pory nic pani nie mówiła?
— Przebywanie w ciele jest dla mnie niebezpieczne — powiedziała.-Wieczne czuwanie…
— …to cena wolności, o ile dobrze pamiętam — powiedział Quentin. — Ale pani wcale nie wygląda mi na wolną.
— Za to jestem żywa.
— A kto chce panią zabić?
— Rowena.
— Pani własna córka?
— Pokłóciłyśmy się.
— Na to wygląda.
— To ona cię wybrała, nie ja — powiedziała pani Tyler.
— Wybrała mnie, do czego? — spytał Quentin. — Dlaczego sama nie może otworzyć szkatułki ze skarbem?
— Okropne, że tak to właśnie nazywa.
— Więc co to jest?
— Trumna. Więzienie. Brama piekieł.
— Gdyby tak to nazwala, na pewno bym ją dla niej otworzył.
— Pod żadnym pozorem nie wolno ci otwierać tej skrzynki.
— To pani powstrzymała mnie ostatnim razem?
— Sam się powstrzymałeś. Ja ci tylko pomogłam.
— Ale ja próbowałem ją otworzyć.
— Tak ci się wydawało. Twoja mądrzejsza część bała się tego. Twoja mądrzejsza część właśnie uczyła się, by nie ufać sukubowi.
Do tej chwili Quentinowi nie przyszło do głowy, że Madeleine mogła być właśnie sukubem. Złym duchem, zsyłanym na mężczyznę, by uwieść go we śnie. Znał te duchy z mitów i legend, ale nigdy nie słyszał historii, w której sukub towarzyszyłby mężczyźnie na tyle długo, by zawrzeć z nim małżeństwo.
— Co jest w tamtej skrzynce? — spytał.
— Błagaj Boga, żebyś nigdy nie musiał się dowiedzieć.
— To nie jest odpowiedź.
— Nie sprowadziłam cię tutaj, by odpowiadać na twoje pytania. Zbyt mało wiesz, by zadać te właściwe. A ja nie mogę za długo przebywać w moim ciele. To bardzo niebezpieczne. Zbyt wiele może się wydarzyć, kiedy przestaję pełnić wartę.
— W porządku, więc niech mi pani powie to, co powinienem wiedzieć.
— Rowena utrzymuje moje ciało przykute do łóżka, a kiedy wysyłam swojego ducha, ona śledzi mnie jak cień. Gdziekolwiek się udam, ona czeka tam na mnie, blokując mi dostęp do wszystkiego. Staram się być jak najbliżej wszystkich jej poczynań, ale nawet nie wiedziałam o twoim istnieniu, do chwili, kiedy sukub przyprowadził cię do domu, a ona zaczęła budzić zmarłych.
— Ale dlaczego ja? — zapytał Quentin. — Czy pani wie dlaczego?
— Mogę tylko snuć przypuszczenia. Wszystko zależy od tego, ile ona wie. Rowena była takim buntowniczym dzieckiem. Znienawidziła mnie od chwili, gdy dorosła na tyle, że była w stanie wyłuskać wspomnienia z mojego umysłu. Nie zrozumiała tego, co się kiedyś stało i nie pozwoliła mi niczego wyjaśnić. Mój umysł wydal jej się tak obrzydliwy, że nie miała zamiaru nigdy więcej do niego wchodzić. Tak mi powiedziała.
Córki, wchodzące do umysłów swoich matek.
— Kim wy właściwie jesteście?
— Och, Quentinie, czy naprawdę jesteś taki tępy? Jesteśmy wiedźmami. Prawdziwymi wiedźmami, nie głupimi prostaczkami, które biegają na golasa, próbując przedstawić nasze pełne udręczenia powołanie, jako jakiś dziwaczny mistyczny kult. To nie jest coś, co można samemu sobie wybrać. Większość ludzi posiada moc w ilościach śladowych. Jeden, czy drugi przebłysk co jakiś czas, to wszystko co dociera do nich z drugiej strony. Ale my dorastamy obcując zarówno z duchami, jak i z ciałami. Widzimy wszystko, możemy dotknąć wszystkiego, czy będzie to duch, czy ciało. Słyszymy słowa wypowiadane głośno, a jednocześnie potrafimy usłyszeć kryjące się za nimi myśli. Potrafimy chodzić używając nóg, ale możemy także spowodować, aby nasz duch latał. Widzimy żywych ludzi, ale możemy widzieć umarłych, a kiedy wiemy gdzie są zakotwiczeni, jesteśmy w stanie przywołać ich i zmusić do przybycia na nasz rozkaz.
Quentin wrócił myślami do czasów szkółki niedzielnej, do usłyszanej tam biblijnej opowieści, w której także występowała wiedźma. Do historii o wiedźmie z Endor.
— Tak, tak — odezwała się pani Tyler. — Chrześcijan i Żydów zawsze wprawiała w zakłopotanie ta historia w ich pismach. W jaki sposób kobieta, która wybrała zło, mogła posiadać moc, by przywołać wielkiego proroka z krainy umarłych? Więc mówią, że to była mistyfikacja. Albo że to Szatan udawał Samuela. Ale my wiemy, co ta kobieta zrobiła i jak to zrobiła. Nad wszystkimi umarłymi można zapanować. Saul znał Samuela. Musiał mu zostać jakiś szczątek po starym proroku… zapewne jakiś włos. Może nawet rozkopał jego grób i wyciągnął z niego kawałek ciała. Zaniósł go do wiedźmy, a ona użyła go, by wezwać zmarłego i wtedy Samuel przemawiał do Saula przez nią. Może Saul był taki, jak ty… być może coś niecoś widział, jeśli naprawdę się wysilił. Wtedy tak było, to i teraz tak być może. W ten sam sposób moja córka wezwała kuzyna Jude, biednego Simona, Stephena i tę starą, głupią Minerve.