Выбрать главу

— To nie był Paul, to była…

— Skąd mogła pani wiedzieć, że to bestia? Czy była pani do końca pewna?

— Oczywiście, że byłam pewna! Czy masz mnie za potwora?!

— Nie wiem. Problem w tym, czy pani ma się za potwora.

— O czym ty mówisz?

— Dlaczego czekała pani do chwili, kiedy miał już prawie dwa lata, zanim go pani uśmierciła? Przecież była pani pewna!

— Bo bestia miała twarz mojego syna. Bo miała głos mojego syna. Ponieważ chciała się ukryć przede mną, dopóki mój syn nie nabierze więcej sił, tak żebym już nie potrafiła stawić jej najmniejszego oporu. Niewiele brakowało, by tak się stało. Niewiele brakowało, a mogło się okazać, że czekałam za długo. Niewiele brakowało, a stałaby się na tyle potężna, by mnie powstrzymać. Ale moja zemsta się powiodła. Nie uwolniłam jej. Zamknęłam ją.

— W szkatułce?

— Kiedyś zamknięto ją w butelce i wyrzucono w morze, ale fale wyrzucają butelki na brzeg, gdzie mogą znaleźć je ludzie.

— Była dżinem?

— Tak, ale takim, który nie spełnia innych życzeń, prócz swoich własnych — powiedziała. — Innym razem bestia została ukryta w zmumifikowanym ciele, w Egipcie, ale jacyś złodzieje wkradli się do sekretnej komnaty i znowu ją uwolnili. Zabicie jej rozwiązuje problem na dzisiaj, ale potem znowu będzie szukać sobie innego gospodarza. Chciałam ukrócić jej swobodę, aby nie mogła jakiejś innej matce zrobić tego, co zrobiła mnie.

— Czy wcześniej wdziała pani kiedyś tę bestię? — spytał Quentin.

— Oczywiście, że nie. Ale posiadłam gruntowną wiedzę. W odróżnieniu od Roweny nauczyłam się wszystkiego od mojej matki. A także od mojej babci. Wiedziałam, jak można wykryć bestię.

— Czy pani babcia lub mama widziały ją kiedyś?

— Nie waż się oskarżać mnie o to, o co mnie oskarżasz.

— Nie oskarżam pani o nic — powiedział Quentin. — Po prostu wydaję mi się, że być może Rowena nie uwierzyła w pani opowieść o bestii, dlatego że w głębi serca pani również nie była do końca przekonana o słuszności swojego wyboru.

— Czy myślisz, że mogłabym się zamierzyć nożem na to ukochane ciało, gdybym miała choć cień wątpliwości?

— Gdzieś w najdalszych zakątkach pani umysłu czai się strach, że być może dała się pani porwać szaleństwu i zabiła własnego syna.

— Nieeee! — Tonie było słowo, lecz upiorne wycie. W niewiadomy dla niego sposób jej wątła pierś wydała z siebie tak potężny okrzyk, że na pewno usłyszano go we wszystkich pokojach w całym domu spokojnej starości.

I wtedy nagle jej ciało zwiotczało. Opadła na plecy i ułożyła się tak jak przedtem, symetrycznie, z zamkniętymi oczyma. Jej duch znów gdzieś uleciał.

Ale niezbyt daleko. Na ścianie pojawiły się świetliste litery, których blask omal go nie oślepił:

KŁAMCA

— Wcale pani nie oskarżałem — znów starał się wytłumaczyć. — Próbowałem tylko domyślić się dlaczego Rowena, sprawdziwszy w pani pamięci wciąż wierzy, że pani zamordowała jej brata.

WYNOŚ SIĘ

— W porządku. — Podszedł do drzwi i otworzył je. Uderzył go tumult kroków i mieszanina dźwięków hałaśliwych głosów. Oczywiście wszyscy mieszkańcy domu spokojnej starości usłyszeli wrzask pani Tyler. Zauważył Sally Sannazzaro pędzącą w stronę pokoju z wyrazem przerażenia na twarzy.

— Sally — zawołał do niej Quentin — wszystko w porządku! Nic jej nie zrobiłem. Po prostu powiedziałem coś, co ją rozgniewało. Ale teraz znowu zasnęła.

OBYŚ ZGINĄŁ

Słowa pokrywały całą ścianę korytarza, jak ogromny fresk. Obrócił się i przeczytał to, co pojawiło się na ścianie po przeciwnej stronie.

KOCHAŁAM MOJE DZIECKO

— Nie mam co do tego wątpliwości, pani Tyler — powiedział cicho, wiedząc, że staruszka słyszy go, ale nie słucha.

Sally odepchnęła Quentina na bok, wpadając do pokoju. Dopiero kiedy zobaczyła, że starsza pani wciąż oddycha, wyszła na zewnątrz. Obawiał się, że zaraz runie na niego z pięściami.

— Rozmawialiśmy tylko — powtarzał uparcie, podnosząc ręce, aby bronić się przed jej ewentualnym atakiem.

— Wynoś się — usłyszał. — I nigdy więcej tu nie wracaj, rozumiesz mnie?

— Sally, ja nic jej nie zrobiłem. Ona wezwała mnie do siebie. Potrzebuje mojej pomocy, a ja chcę jej pomóc. Powiedziałem tylko coś, co ją rozzłościło, bo to była prawda.

Odpowiedź pani Tyler zapłonęła na ścianach, na których ukazało się jedno, powtarzające się bez końca słowo: KŁAMCA KŁAMCA. KŁAMCA

— Ale ona wkrótce się uspokoi — ciągnął Quentin — potem będziemy musieli znowu porozmawiać.

— Nie widzę najmniejszych szans na taką rozmowę — oznajmiła siostra Sannazzaro. — A teraz wynoś się razem ze swoim przyjacielem Boltem. Już dość narobiliście zamieszania w tym domu.

— W porządku, już sobie idę.

— Zdążyłam wezwać policję i ambulans lotniczy. Więc radzę ci się pośpieszyć.

— Dobrze, że przyszłaś zobaczyć, co się naprawdę stało zanim wezwałaś kawalerię — rzucił ze złością Quentin. — Nie nadużyłem twojego zaufania.

— Moje zaufanie skończyło się, gdy usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. Wyła tak, jakbyś rozrywał ją na strzępy!

Quentin aż poczerwieniał ze złości, czując że w tak głupi i niezawiniony przez siebie sposób utracił przyjaźń siostry Sannazzaro. Jednak mimo tak kategorycznego osądu, niezmiernie pragnął poznać ją bliżej. Ponieważ tak bardzo różniła się od Madeleine. Nie była dokładnym odzwierciedleniem jego pragnień, idealnie dostosowującym się do każdej jego zachcianki; zawsze pozostawała sobą. A jeśli cokolwiek robiła dla niego, czyniła to z własnej, nieprzymuszonej woli. Inni ludzie, których znal przynajmniej po części przypominali mu Madeleine. Zawsze starali się odgadnąć jego oczekiwania, próbowali dać mu to, czego pragnął, aby znaleźć się po jego stronie. Dlatego też nigdy nie wiedział jacy byli naprawdę. Mógł nie rozumieć postępowania siostry Sannazzaro, ale jedno nie ulegało wątpliwości: była osobą prawdziwą. Miał ochotę chwycić ją za rękę i krzyczeć, dopóki mu nie uwierzy: Ja także jestem prawdziwy! Równie prawdziwy jak ty. Ale może wcale taki nie był. Niewykluczone, że aby przebywać w towarzystwie dobrych ludzi należało być równie czystym jak wtedy, gdy chciało się przeżyć w obecności bestii.

Komendant Bolt przyczłapał ku nim leniwie od strony windy.

— Jakieś ofiary? — zapytał wesoło.

— Pan zaraz będzie jedyną ofiarą, jeśli natychmiast się stąd nie wyniesie — powiedziała Sannazzaro. — Zabiję pana własnoręcznie, a potem zeznam, że zrobiłam to w obronie własnej.

Weszli do windy, siostra Sannazzaro razem z nimi.

— Chcę widzieć jak wychodzicie z budynku, wsiadacie do samochodu i natychmiast stąd odjeżdżacie.

W milczeniu zjechali na parter. Ale kiedy odprowadzała ich do drzwi, do głowy przyszła jej nowa myśl.

— Postawię strażnika przed jej pokojem — oświadczyła. — Stać ją na to. A ja będę pewna, że nigdy więcej żaden z was do niej nie wejdzie.

Quentin zatrzymał się zaraz za oszklonymi frontowymi drzwiami. Wokół niego wiatr rozwiewał płatki śniegu. Słyszał już syreny wozów jadących na sygnale w stronę budynku.

— Sally — powiedział — dotrzymałem słowa i nie skrzywdziłem pani Tyler w żaden sposób. Kiedy będziesz chciała żebym przyjechał tu, po prostu zadzwoń do mnie. Przyjadę na pewno.