A ja? Quentin wciąż się nad tym zastanawiał. Z pewnością nie miał takiej mocy, jaką dysponowały te kobiety, ale przecież nie był całkowicie bezbronny. Wszak wezwał Lizzy zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, nie będąc w posiadaniu żadnego jej szczątka. W chwili kiedy wyobraził sobie, co by było, gdyby miał jakiś jej szczątek, zastanowił się dlaczego nie miałby wziąć sobie fragmentu jej ciała. Czy nie to samo zrobili lekarze zajmujący się przeszczepami? Organy jego siostry zostały rozsiane po całym kraju i żyły dalej, a jej duch był uwiązany do nich, dopóki one także nie umarły. Zatrząsł się z obrzydzenia.
— Zamiast drżeć z zimna, możesz włączyć ogrzewanie — odezwał się siedzący obok niego Bolt.
Quentin pomyślał o biednym Bolcie, który nie zdawał sobie sprawy, że zakochał się w wiedźmie. W Rowenie, która całowała się z nim w kuchni. Jeśli Quentin został całkowicie oczarowany przez sukuba, o ile silniejszy musiał być czar, który został rzucony na Bolta, skoro miał okazję całować wiedźmę? Czy w ten sposób wiedźmy rzucały urok na mężczyzn? Pocałunkiem, który miał także moc obudzić śpiącą królewnę. Pocałunkiem, który zmieniał żabę w człowieka. Pocałunkiem śmierci.
Starał się uporządkować w pamięci wszystko, co pani Tyler opowiedziała mu o ludziach ujarzmionych urokiem. O mężczyznach nie posiadających własnej woli. Bestia nie zważałaby na takiego gościa, natomiast rzuciłaby się na kobietę, która go zniewoliła. Więc jeśli Bolt był zauroczony, wyjaśniałoby to dlaczego Rowena nie mogła użyć go do otwarcia szkatułki. Ryzykowałaby tyle, co otwierając sama. Ale do czego taki zauroczony niewolnik w rzeczywistości był zdolny? Czy istotnie wysyłała go, by uśmiercił jej matkę? A on wcale nie zdawał sobie sprawy, że właśnie próbował to zrobić? Jego racjonalny umysł musiał wymyślić sobie jakieś inne wyjaśnienie dla własnych działań, na przykład takie, że chciał poprawić staruszce poduszki. Bolt kochał i szanował panią Tyler, więc na pewno sam z siebie nie wpadłby na pomysł zabicia jej. Nawet podczas mordowania starszej pani, myśl o takim czynie byłaby dla niego niepojęta. Niebezpieczne baby z tych wiedźm. Niebezpieczne, kiedy kochają i kiedy nienawidzą. Oczywiście jeśli przyjąć, że mogły pokochać jakiegokolwiek człowieka zamiast poprzestać na używaniu go do własnych celów.
Quentin wystukał na telefonie komórkowym numer Waynea Reada. Nie zwracał uwagi na to, czy Bolt go słucha, czy nie. Rowena, pani Tyler i mnóstwo innych wiedźm na całym świecie mogło słuchać wszystkich jego rozmów, a on nigdy by się nie zorientował.
Po zwyczajowych pozdrowieniach Quentin przeszedł do rzeczy.
— Jeśli jeszcze nie masz adresu tak zwanych Duncanów, to mam dodatkowe informacje. Imię i nazwisko panieńskie żony brzmi Rowena Tyler. Adres, którego szukamy, prawdopodobnie znajduje się w karcie pani Anny Laurent Tyler, przebywającej w Domu Emeryta w Willoughby. — Podał mu adres.
— Wciąż prowadzimy śledztwo na pozostałych kierunkach — oznajmił Wayne. — Jeśli właśnie byłeś w tym domu, dlaczego sam nie wziąłeś adresu?
— Jakoś nie udało mi się nawiązać dobrych stosunków z kierownictwem.
— Więc jak nasz detektyw ma zdobyć informacje?
— Tak, żeby nie musiał za to stawać przed sądem, Wayne.
— Naczytałeś się za dużo kryminałów, Quentin. Większość prywatnych detektywów to nie są szkoleni włamywacze.
— Większość włamywaczy też nie przeszła żadnego szkolenia. Należałoby po prostu wejść do tego domu w godzinach urzędowania administracji, wyjąć kartę z kartoteki, skserować stronę z adresem i wyjść. Obecnie mają tam niedobory personelu.
— Quentin, ty żyjesz w świecie iluzji.
— Wszyscy w nim żyjemy, Wayne. Właśnie dowiedziałem się, że moja żona była sukubem stworzonym przez pewną wiedźmę. Czuję się tak, jakbym przez cały rok świętował Halloween.
— Znajdziemy jakiś rozsądny sposób na zdobycie tego adresu.
— Dzięki.
— A tak przy okazji, Quentin, pytałeś mnie jak rozwieść się z kobietą, która nie istnieje, prawda?
— Myślałem, że mogą z tym być problemy.
— Nie ma najmniejszego problemu. Wcale nie potrzebujesz rozwodu. Nigdy nie byłeś żonaty.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Wszystkie dokumenty — pozwolenie, świadectwo ślubu — nigdy nie zostały przez nią podpisane.
— Przecież sam widziałem jak składała podpis. — Ale to nie miało, rzecz jasna, najmniejszego znaczenia. Wiedział o tym, kiedy wypowiadał te słowa.
— W obu rubrykach każdego dokumentu jest twój podpis. Wziąłeś ślub sam ze sobą, Quentin.
— Przynajmniej mam pewność, że nie będzie żadnych zdrad.
— Do widzenia, lunatyku. Postaraj się żeby jeszcze przez kilka dni nie zabrali cię do wariatkowa, przynajmniej do czasu kiedy mi zapłacisz.
— Zrobię co w mojej mocy.
Bolt śmiał się, kiedy Quentin odłożył słuchawkę.
— Posłuchaj, jeśli Rowena nie będzie chciała, żebyś ja odnalazł, to nikomu nie uda się zdobyć prawdziwego adresu.
— Więc będziemy musieli trzymać się nadziei, że ona chce, abym ją odnalazł.
— Nie przypuszczam, żebyś zabrał mnie ze sobą.
— Uwierz mi, Bolt, jeśli ona chciałaby, żebyś do niej przyszedł, nie byłbym w stanie cię powstrzymać.
— Cholernie szczera odpowiedź — powiedział Bolt, udając, że żartuje.
Rowena istniała gdzieś w rzeczywistym świecie. Wcześniej czy później detektywi Wayne’a Reada musieli ją odnaleźć. Jeśli wciąż potrzebowała Quentina, na pewno pozwoli im się odszukać. To ona stworzyła sukuba, którego Quentin pokochał i stracił. Jeśli się z nią spotka, na pewno będzie miał jej wiele do powiedzenia.
ŚNIEG
Na ogół Quentin potrafił cierpliwie czekać na to, aż inni wykonają swoją pracę. Przez wiele lat zajmował się zapewnianiem różnym ludziom pieniędzy i wsparcia przy rozkręcaniu jakiegoś interesu. Otrzymywał okresowe sprawozdania informujące go o tym, jak się sprawy mają, odbywał kontrolne spotkania z partnerami, ale przez większość czasu pozwalał im robić to, co lubili robić, realizować własne marzenia i czekał aż do chwili, kiedy było już całkowicie jasne, jak wszystko potoczy się dalej.
W pewnym sensie obecnie znajdował się w podobnej sytuacji. Wbrew swojej woli zaangażowany w realizację marzeń nieznanych mu osób, czekał na rozwiązanie całej sprawy. Problem polegał na tym, że nie wiedział jakie to były marzenia, kto właściwie marzył i dla kogo wszystko stanie się koszmarem, kiedy marzenia te zostaną spełnione.
Zastanawiał się czy nie poczekać na sprawozdanie Wayne’a w Mixinack. — Bolt nawet zaproponował mu nocleg na tapczanie w gabinecie ogromnego, starego wiktoriańskiego domu. Ale Mixinack to było miejsce, gdzie znajdowała się szkatułka, a na razie Quentin nie chciał przebywać w jej pobliżu.
A czego chciał? Podrzuciwszy Bolta na posterunek, gdzie stał samochód komendanta, Quentin ruszył na południe drogą opustoszałą wskutek szalejącej zamieci. Spikerzy podający komunikaty drogowe w radio błagali ludzi, by zjechali z dróg na czas trwania kataklizmu, który zdążyli już ochrzcić “Śnieżycą Roku”. Lotniska zostały zamknięte. Quentin nie miał tego wieczoru szans na złapanie jakiegokolwiek samolotu. Powinien był poszukać sobie jakiegoś motelu i tam przeczekać śnieżną nawałnicę. Zamiast tego ruszył dalej na południe. Nie dlatego, żeby spodziewał się tam lepszej pogody — chodziły pogłoski, że śnieżyca zablokuje Waszyngton lepiej niż impas w sprawie budżetu. Ludzie znani grande dame jako Duncanowie, którymi niemal na pewno byli Rowena Tyler wraz z mężem i córką, mieszkali w okolicach stolicy. I to właśnie z nimi musiał się zobaczyć. Żeby przekonać się ile było prawdy w opowieści pani Tyler. Żeby dowiedzieć się, czego naprawdę od niego żądano. I żeby znaleźć jakiś sposób na wyplątanie się z tej kabały.