Выбрать главу

Dolg natychmiast zaczął mówić:

– Wasza prześladowczyni już nie istnieje. Jesteście wolni.

Lilja zwróciła uwagę, że korytarz, czy raczej jego odnoga, ciągnie się dalej w bok. Znowu światło dnia wpadało między znajdującymi się nad nim kamieniami. A zatem z tej strony jest jeszcze jedno osypisko.

Kiedy Dolg się odezwał, więźniowie właśnie tam rzucali przerażone spojrzenia.

Nie wróżyło to nic dobrego.

Więźniowie, jąkając się i wykrzykując histerycznie, wytłumaczyli im, że nie mogą stąd wyjść, bo mur im nie pozwala. Goram szarpnął – na szczęście miał rękawiczki, co bardzo ucieszyło Lilję – ale mur ani drgnął. Wyjął zza paska mały kilof i uderzył z całej siły, także bez rezultatu. Na murze nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

– Teraz byłaby nam potrzebna pomoc – rzekł przygnębiony Dolg. – Co się, u licha, z tobą dzieje, tato? Potrzebuję twojej umiejętności otwierania zamków i rozbijania murów, a ciebie nie ma.

Umilkł. To właśnie dlatego nikt nie przyszedł im z odsieczą. Wszyscy bowiem szukają Móriego. A także Armasa i Berengarii.

Straszna, obezwładniająca myśl.

– Mimo wszystko mogli kogoś nam przysłać! – wybuchnął Dolg sfrustrowany. Zaraz jednak się opanował. – Co teraz zrobimy? Musimy przecież jakoś ten mur rozbić… Moje runy i zaklęcia są na to za słabe.

Goram i Lilja niewiele mogli pomóc. To Dolg obdarzony jest mocą.

On zastanawiał się głośno:

– Eliksiru Madragów nie możemy jeszcze użyć. Szafir nie jest stworzony do takich rzeczy. Farangil zaś jest zbyt niebezpieczny.

Wkrótce wyraz jego twarzy się zmienił, Dolg podjął decyzję:

– Musimy spróbować. Mam nadzieję, że żaden z nich nie jest do głębi zły, bo byłoby z nami kiepsko.

– Dolg, bądź ostrożny – ostrzegł Goram.

– Nie mamy wyboru – odparł syn czarnoksiężnika.

Poprosił wszystkich mężczyzn, by się zgromadzili w prawym narożniku. Nie było to łatwe, bo i tak siedzieli stłoczeni, ale jeśli się naprawdę chce, to można. Zapytał też, czy któryś z nich ma na sumieniu przestępstwa kryminalne, oni jednak wyglądali raczej na poszukiwaczy przygód, którzy chcieli dokonać wielkich czynów. Rosjanie byli zwykłymi robotnikami z Ust' – Kara, którzy pragnęli przeżyć przygodę.

I przeżyli, może nawet więcej, niż chcieli.

Dolg miał bardzo niewiele miejsca, ale postanowił działać.

– Jeśli to nam się uda, to uda się wszystko. Ci tutaj nie są na pewno święci, ale trzeba zakładać, że źli też nie.

Goram zapytał, czy nieprzytomni żyją. Więźniowie odparli, że nie wiadomo. Okropna pajęczyca wywłóczyła ich gdzieś, to jednego, to drugiego, a potem wrzucała z powrotem jak szmaciane lalki. Nie widzieli, co z nimi robiła.

– No i całe szczęście – mruknął Goram ponuro. On i Lilja wycofali się w głąb korytarza. Dolg podniósł farangil, słyszeli, że go prosi, by zajął się tylko dziełem złych mocy, lecz nie dotykał niczego innego. Więźniowie krzyczeli i zasłaniali twarze rękami, gdy grotę wypełniło intensywnie czerwone światło.

– Nie obejmuj wszystkiego! – krzyczał Dolg. – Tylko to, co ci wskażę!

Niszczące płomienie skierowały się w lewy narożnik więzienia. Dolg śmiertelnie się bał, że mogą przeniknąć na drugą stronę, ściana pełna była dziur.

– No, nie jest to żadna spawarka… – westchnęła Lilja.

– Spawarka nie zostawiłaby nawet plamki na tym murze – powiedział Goram, nie zdając sobie sprawy z tego, że wciąż obejmuje Lilję. Ona jednak nie zamierzała go o tym informować.

Farangil pracował tak ostrożnie jak nigdy. Obejmował tylko ścianę, unikał dziur, które mogłyby przepuścić promienie i okaleczyć ludzi.

Wreszcie Dolg uznał, że otwór w murze jest wystarczająco duży, podziękował więc farangilowi i poprosił, żeby trochę zaczekał. Czerwone światło zgasło, a troje przyjaciół pomagało więźniom wydostać się z zamknięcia. Wszyscy byli oślepieni światłem i znajdowali się w okropnym stanie.

– Spasibo – dziękowali Rosjanie. Pozostali z wielkim szacunkiem kłaniali się szamanowi.

Dwaj najciężej poszkodowani zostali wyniesieni i więzienie opustoszało. Farangil znowu rozbłysnął i spalił resztę muru. Dolg dziękował mu serdecznie i ostrożnie układał w futerale.

– Teraz wyprowadzę mężczyzn na dwór i rozszerzę pomieszczenie Kiniguta, by mogli tam bezpiecznie poczekać – powiedział Dolg do Gorama i Lilji. – To w znacznej mierze zasługa Kiniguta, żeśmy ich uratowali. Gdyby nam o nich nie powiedział, musieliby zginąć w strasznych mękach. Wyprowadzenie ich zajmie sporo czasu, są bardzo słabi, ale jakoś sobie poradzę. Tymczasem wy zbadacie boczny korytarz. Tam coś jest, poznaję to po twarzach tych ludzi, miejcie więc pistolety w pogotowiu.

– Tak, ja też zauważyłem, że oni się boją – potwierdził Goram. – Może wciąż myślą, że pajęczyca żyje?

– Możliwe – odparł Dolg, zamyślony. – Goram, jak my się z tym uporamy? Jak ich stąd przetransportujemy? Czy starczy nam jedzenia dla wszystkich? Plazmy też już nie ma, a jeśli ci dwaj młodzi żyją, to będą potrzebować wiele litrów krwi.

– Jakoś się to ułoży – powiedział Goram spokojnie.

Dolg uśmiechnął się z wdzięcznością do przyjaciela, ale uczynił to bardzo pospiesznie i nerwowo.

– Gdybyśmy tylko mogli otrzymać pomoc – szepnął. – Myślę, że nikt w Królestwie Światła nie zdaje sobie sprawy z tego, w jaką skomplikowaną sytuację się wplątaliśmy.

– Chyba masz rację. No to na razie!

Dolg wyszedł do lasu, gdzie śnieg stopniał na tyle, że znowu było widać tę lepką, czarną maź.

Goram i Lilja natomiast podjęli swoje nowe zadanie, poszli zbadać boczny korytarz.

Bardzo szybko znaleźli się na terenie osypiska, gdzie światło dnia sączyło się między kamieniami. Oboje odetchnęli z ulgą. Tamto „gniazdo szczurów” działało na nich przygnębiająco.

– Odór wciąż tkwi w naszych ubraniach – stwierdziła Lilja. – Tyle jednak możemy znieść. Im było dużo gorzej.

– Tak jest – przyznał Goram sucho.

Korytarz wił się między skalnymi blokami. Lilja szła za Goramem. Dopóki to było możliwe, trzymał ją za rękę; przeważnie jednak musieli się czołgać, on przodem, ona za nim.

– Myślę, że zaraz znajdziemy się na dworze – powiedział Goram cicho, jakby skały mogły słyszeć. – Nie, tutaj wyjście zamykają kamienie. Ale dlaczego?

Uklękli obok siebie i wyglądali przez otwór ponad ostatnimi głazami.

Nagle Goram wbił palce w ramię dziewczyny. Oboje opadli w dół i wyglądali, kryjąc się. Lilji serce tłukło się w piersi.

Między nimi a lasem znajdowała się otwarta równina, pośrodku której widać było nieduże wzniesienie. Na tym wzniesieniu stał jakiś mężczyzna i rozglądał się czujnie dookoła. Był to najbardziej urodziwy mężczyzna, jakiego Lilja widziała, ładniejszy nawet niż Marco, tyle tylko że w jego rysach czaiło się budzące grozę okrucieństwo.

Zauważyli, że podczołgał się do nich Dolg. Wszyscy troje trwali w absolutnym milczeniu.

Mężczyzna, ten cud natury, mienił się niebiesko i zielonkawo jak niebywale piękny wąż, połyskiwało jego ubranie, lecz także skóra, a na głowie nosił lśniącą czarną koronę.

– Trzeci – szepnął Goram w skupieniu.

Odległość była zbyt duża, by ta istota mogła ich słyszeć.

– Tak – potwierdził Dolg. – I temu się udało! Patrzcie na niego! Właśnie tak Nataniel z Ludzi Lodu opisał Tengela Złego, jak go zobaczył w momencie, kiedy ich okropny przodek próbował czarnej wody. Niech wszystkie dobre moce mają teraz w opiece ten świat!

– Ale czy to jest Tengel Zły? – zapytała Lilja, która nie mogła oderwać oczu od niezwykłego mężczyzny. Drżała z zachwytu pomieszanego z przerażeniem.