Ani Dolg, ani Goram nie odpowiedzieli, obaj jednak musieli potraktować jej pytanie bardzo poważnie, bo natychmiast zaczęli działać. Goram ukradkiem zrobił demonicznej istocie zdjęcie specjalnym aparatem i połączył się z Faronem, który po paru sekundach otrzymał fotografię z następującym listem:
Zapytaj Nataniela! Czy to jest Tengel Zły? Dlaczego pomoc nie przychodzi? Dolg, Lilja i Goram.
Przesyłka wywołała w Królestwie Światła wielkie poruszenie.
– Nie docenialiśmy, co tam, bagatelizowaliśmy ich zadanie w Taran – gai – mówił wzburzony Faron, dręczony poczuciem winy. – Oni od dawna dopraszają się pomocy, a my nie odpowiadamy. Czy mamy kogo posłać?
– Nie mamy – odparł Erion z pełnym troski westchnieniem. – Wszyscy szukają Móriego i jego dwojga współpracowników. Nie mogę też nawiązać kontaktu z duchami. Wygląda na to, że one również zniknęły.
Nataniel obejrzał zdjęcie i zdenerwowany połączył się z Faronem.
– To nie jest Tengel Zły, jest to jednak dokładnie taki sam budzący grozę, piękny demon jak ten, którego widziałem stojącego na kamieniu w dolinie Ludzi Lodu. Różnią się tylko rysami twarzy. Tengel Zły miał rysy orientalne, ten najwyraźniej pochodzi z Zachodu.
– Ale kim w takim razie jest?
Na to pytanie nikt nie znajdował odpowiedzi. Wiadomo tylko, że to ktoś, kto dotarł do źródła i został tam zamknięty, zanim zdążył wyjść. Tego jednak nietrudno się domyślić.
14
W końcu to Dolg trafił na lukę w kronikach Ludzi Lodu.
Wszyscy troje skulili się za kamiennym blokiem, nie chcieli ryzykować, że zostaną odkryci. Strasznie ciągnęło między głazami, chociaż na zewnątrz wiatr właściwie ustał.
Goram śmiertelnie się bał ze względu na Lilję. Ona bowiem najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, w obliczu jakiego potwornego niebezpieczeństwa się znaleźli ani że znajduje się ono dosłownie w zasięgu wzroku. Te dwa monstra, które udało im się unieszkodliwić, to nic w porównaniu z ową bosko piękną postacią na wzniesieniu.
Goram znowu wyjrzał na dwór.
– Poszedł sobie – szepnął. – Właśnie widziałem, jak zniknął w lesie.
Lilja odetchnęła z ulgą, nie byłaby w stanie znieść więcej wstrząsów.
W jakiś czas potem odebrali przygnębiającą wiadomość: Nie otrzymają żadnej pomocy. Gdy tylko będzie taka możliwość, zostanie wysłana do nich do Taran – gai, czyli na Jugorskij Połuostrow, jak to nazywają Rosjanie, grupa duchów.
Dolg łamał sobie głowę nad problemem, kim jest ów demon, którego widzieli, oraz w którym miejscu kronik Ludzi Lodu popełniono pomyłkę?
– Czy możemy wracać? – zapytał Goram. – Chyba trzeba nareszcie przetransportować więźniów do gondoli.
– Najpierw powinni by się raczej wykąpać – bąknął Dolg, który, wciąż zajęty swoimi myślami, wlókł się za Lilją przez długi korytarz. Nie odważyli się wyjść z drugiej strony. – Zresztą, jak chcesz ich wszystkich pomieścić w gondoli?
– No właśnie, jak?
– Szczerze powiedziawszy, to im jest najlepiej w tej niewidzialnej klatce. Mają tam ciepło, są bezpieczni.
Potem znowu zapomniał o bożym świecie i pogrążył się w rozpatrywaniu kronik Ludzi Lodu. Najpierw połączył się z Gabrielem, który je spisał, następnie z Natanielem.
Obaj byli równie zaskoczeni jak on sam.
W „szklanej klatce” toczyła się ożywiona rozmowa między najzdrowszymi z niedawnych więźniów a Kinigutem. Łatwo nawiązali kontakt i mieli sobie nawzajem dużo do powiedzenia.
– Ja myślę, że oni będą bezpieczni wszędzie – powiedział Kinigut o swoich nowych znajomych. – Ten metalicznie połyskujący książę otchłani nie przejmował się nimi przedtem, to dlaczego miałby to robić teraz? Mną zresztą też nie zaprzątał sobie głowy.
– Ile osób gondola jest w stanie unieść? – zapytała Lilja.
Dolg znajdował się we własnym świecie, więc odpowiedział jej Goram:
– To nie stanowi problemu, gondola uniesie tylu, ilu się zmieści na pokładzie. Uważam jednak, że powinniśmy ich przetransportować w dwóch turach, co ty na to? Najpierw najsłabszych.
– I co, odwieziemy ich do wioski, do tej pary staruszków z psem? Oni pewnie stamtąd pochodzą, a jest tam teraz czysto i bardzo ładnie.
Spoglądali pytająco na Dolga, który zdawał się przenikać wzrokiem na wskroś taran – gaiskie lasy, chciał cofnąć się w czasie i poznać dawno minioną przeszłość.
– Taaaak – rzekł w końcu przeciągle. – Tak! Tam mamy problem i tam znajduje się rozwiązanie!
– Gdzie? U starego Samojeda?
– Nie.
Nagle ożywiony odwrócił się ku nim.
– Posłuchajcie no, to przecież jasne jak słońce! Saga Ludzi Lodu opowiada o nocy, kiedy urodziła się Shira. Nie pamiętam słowo w słowo, ale brzmi to mniej więcej tak:
„Tamtej nocy wydarzyło się wiele niezwykłych rzeczy. Już wcześniej, w ciągu dnia, wielu rybaków z Taran – gai, którzy wyszli w morze, zauważyło coś osobliwego. Na wprost nich, skąpana w słonecznym blasku, wznosiła się Góra Czterech Wiatrów. Wydawało im się, że woda wokół wyspy dziwnie faluje, jakby dno morskie drgało, a kręgi na wodzie rozchodzą się coraz dalej i dalej w morze. Ale oślepiało ich słońce, więc mogło im się tylko wydawać.
Kiedy pogłoski o tym zjawisku dotarły później do Irovara, przypomniał sobie, co kiedyś powiedziała Tun – sij. Właśnie o Górze Czterech Wiatrów. Jak to pewnego razu u zarania dziejów – nie była w stanie bliżej tego określić – wydarzyło się coś podobnego. Wtedy Taran – gaiczycy także słyszeli odgłosy dochodzące z morza. Trudno było powiedzieć, co to za odgłosy, co przypominają, ale wielu twierdziło potem, że brzmiało to jak dochodzące z daleka bicie w bęben. Uderzenia powtarzały się w różnych odstępach czasu; na przykład co pięć minut, a potem mogły minąć i dwie godziny między jednym a drugim. Naliczono jedenaście takich uderzeń tamtej okropnej nocy, kiedy nikt nie mógł zmrużyć oka. Ostatnie uderzenie to był już potężny huk, po którym wyspa ponownie zadrżała, a potem usłyszeli krzyk jakiejś istoty w najwyższej potrzebie; krzyk ten niósł się ponad wodą, spływał na ziemię i zapadał się w nią pod stopami ludzi jak jęk lub ciężkie westchnienie.
Tak opowiadała Tun – sij o wydarzeniach sprzed wielu setek lat.
A tej nocy, kiedy urodziła się Shira i jej matka umarła, przytrafiło się coś podobnego. Miało się już ku wieczorowi, kiedy jakiś niewytłumaczalny strach ogarnął mieszkańców jurackiej osady Nor, ale jeszcze większego niepokoju doświadczali ludzie w Taran – gai. Raz po raz kierowali wzrok ku morzu, jakby stamtąd ten strach na nich spływał. Zbierali się w grupy i rozmawiali ze sobą półgłosem, w ich szeroko otwartych oczach malował się lęk, a serca biły niespokojnie.
Kiedy w końcu zapadła noc, poczuli nagle jakby lekkie drżenie ziemi, a owi rybacy, którzy wypłynęli w morze, opowiadali potem, że woda burzyła się, tworząc wielkie, wysokie fale. Z największym trudem udało im się wydostać na ląd.
A później stało się coś, czego nikt nie mógł pojąć: skądś, z bardzo daleka, dał się słyszeć jakiś głuchy, jakby pełen skargi ton. Przeciągły i gwałtowny, niósł się znad morza na ląd.
Ale wczesnym ranem, kiedy Irovar stał ze swoją osieroconą, nowo narodzoną wnuczką w ramionach, rozległo się ciężkie stukanie w jego drzwi. Na dworze stały cztery milczące postacie, jedna w ziemistobrunatnym płaszczu, okrycie drugiej przypominało płomień…” I tak dalej, znacie opowieść o wizycie duchów czterech żywiołów. One to powiedziały Irovarowi, że czas się dopełnił i godzina wybiła, i prosiły go o dziecko, które znajdowało się w jego domu, dziecko, które miało mieć na imię Shira, czysta. Bowiem wielki niepokój zagraża ludzkości. Demon w ludzkiej skórze dotarł do źródła czarnej wody…