– Nie, nie, zaczekaj chwilkę – przerwał mu Kinigut. – Wielki, szanowny szamanie, pozwól, że się z tobą nie zgodzę, ale to wcale nie jest tak. Ten łobuz tam bardzo dobrze wie, co robi, jest straszliwie niebezpieczny i o tym też wie.
– Dobrze, ale dlaczego on się wciąż tutaj plącze? Dlaczego nie wyruszy do bardziej zamieszkanych okolic, dlaczego nie weźmie świata we władanie?
– Dlatego, że on tutaj czegoś szuka.
Dolg oniemiał.
– Szuka czegoś? Czego mianowicie? – wykrztusił w końcu.
Kinigut wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Kiedy zostaliśmy wszyscy troje wyrzuceni z morza i spadliśmy w te góry, to widziałem, że coś mu wyleciało spod ubrania. Machał rękami, żeby to schwytać, ale on spadł w inne miejsce, a to coś w inne. Potem wielokrotnie widziałem, że chodzi tu i szuka.
– Aha – rzekł Goram cicho.
– Może byś wyjaśnił to swoje „aha” – poprosił Dolg.
– Tengel Zły miał przy sobie butelkę z czarną wodą. Może on też miał coś podobnego?
Taki pomysł dotychczas nie przyszedł Dolgowi do głowy.
– Tego nie wiemy, ale to możliwe. Shira też przyniosła butelkę z jasną wodą. Goram, jesteś geniuszem! Ty, Kinigut, również!
Lilja, która przez cały ten czas nie powiedziała ani słowa, uznała, że powinna się jednak przyłączyć:
– Jak wyglądała ta butelka Tengela Złego?
– To właściwie była nie tyle butelka, co mała amfora – powiedział Dolg. Pochylił się i narysował na śniegu kształt i wielkość tamtego naczynia.
Kinigut przyjrzał się uważnie rysunkowi.
– Właśnie coś takiego widziałem!
– Gdzie? Gdzie? – wołali wszyscy pozostali.
– Pływała w wodzie pod wodospadem. Dopiero co obudzona nadzieja zgasła, butelka może się teraz znajdować gdzieś daleko na równinie.
Kinigut wyjaśnił jednak, że nic podobnego. Naczynie wplątało się w korzenie przy brzegu, a on żył przecież wtedy pod postacią wodnego trolla, więc się nią nie interesował, zostawił, gdzie była.
W Dolga znowu wstąpiła energia. W jego umyśle toczyła się jakaś walka. Lilja zastanawiała się, o co chodzi.
– Kinigut, natychmiast wskażesz nam drogę! A ty, Goram, odwieziesz więźniów do Nor. W tej chwili!
– Dolg, ty chyba nie myślisz…?
– Ja zostaję tutaj, Goram, mój przyjacielu. Musimy znaleźć butelkę, zanim on to zrobi. A potem się do niego dobierzemy. Ja i Lilja.
– Nie – wykrztusił Lemuryjczyk. – Nie możesz tego zrobić!
Nie, nie, wszystko w nim protestowało. Był bliski szaleństwa ze strachu o ukochaną. Ten potworny, taki urodziwy demon go przerażał, Lilja zdawała się być nim zafascynowana. Nic o tym nie mówił, bo przecież sam nigdy nie widział niczego podobnego. Ze strachu rozbolał go brzuch.
– Nie możesz tego od nas wymagać, Dolg!
– Owszem, musimy unieszkodliwić trzeciego potwora oraz złą wodę, która znajduje się w butelce. Dobrze wiesz, że ta woda może podwoić jego siłę. Odwieź tych ludzi do osady i wracaj najszybciej jak to możliwe.
– Ale oni pochodzą z różnych osad, na to trzeba mnóstwo czasu.
– Zostaw ich wszystkich u starych Samojedów, później się nimi zajmiemy.
– Ale nie możesz zatrzymać tutaj Lilji – błagał Goram zrozpaczony.
– Muszę. Posłuchaj mnie, Goram, co mogłoby powstrzymać tę złowieszczą istotę?
– Nie wiem. Może twoje zaklęcia?
Dolg tylko prychnął.
– No to może eliksir Madragów – zastanawiał się Goram.
– Eliksir zawiera materię Świętego Słońca, jeszcze wzmocni jego zło.
– Szafir?
– Czyś ty zwariował?
– No to farangil? Farangil sobie z nim poradzi.
– Nic z tego, jest za słaby. Pamiętasz, co powstrzymało Tengela Złego?
Goram zastanawiał się.
– Jasna woda.
– Tak jest, jasna woda. I ja ją mam. W tej malutkiej buteleczce, w mojej torbie.
Siedzący w gondoli mężczyźni zaczęli stukać w okno, chcieli jak najprędzej wydostać się z tego piekła. Goram, nie odwracając się, pomachał im ręką, nie mógł przerwać tej rozmowy z Dolgiem.
– Ty chyba postradałeś zmysły! W jaki sposób chcesz dać mu tę wodę, nie budząc podejrzeń?
– Ja nie mogę. Do mnie nigdy by nie podszedł wystarczająco blisko. Ty też nie możesz. Kinigut nie może ani nie powinien, ale może Lilja?
– Nie! Nie, zabraniam ci!
Chciał wziąć Lilję za rękę, ale Dolg mu przeszkodził.
– Musimy.
– Ale ona jest wszystkim, co mam, Dolg.
– Naprawdę? Czyż nie składałeś jej na ołtarzu jakiejś staroświeckiej klasztornej reguły?
Goram poczuł się urażony.
– To był cios poniżej pasa, Dolg. Nie poznaję cię, mój przyjacielu, nie masz zwyczaju zachowywać się okrutnie.
Twarz Dolga wykrzywiła niechęć.
– Tak, jestem wzburzony, jestem taki wzburzony, że zaczynam przeklinać, a tego też nigdy nie robię. Nie przysłano nam nikogo z pomocą, duchy gdzieś się pochowały, tak, tak, duchy czterech żywiołów się pochowały, chociaż to one są wszystkiemu winne, więc niech, do diabła, teraz przyjdą i zrobią z tym porządek! Ale tego właśnie się wystrzegają!
Goram uspokoił się.
– Więc ty nie na nas się złościsz?
– Nie, jak mogłeś pomyśleć coś takiego? Serce mi się kraje, że musicie brać w tym udział. Ale teraz już jedź, Goram, i wracaj jak najszybciej, żebyśmy mogli zacząć poszukiwania! Spiesz się, jesteś nam potrzebny!
– Czy nie mógłbym się najpierw pożegnać z Lilją?
– Nie, bo jeśli ci pozwolę, to na pewno zabierzesz ją ze sobą. Jedź już!
Goram posłał Lilji spojrzenie pełne tęsknoty, na co ona odpowiedziała z całą miłością, jaką nosiła w sercu. W końcu Goram wsiadł do gondoli, co więźniowie przyjęli westchnieniem ulgi. Zaraz potem gondola wzniosła się ku niebu.
Lilja patrzyła w ślad za nią, czując na karku zimny oddech samotności.
Czy on nas widzi, ten demon w uwodzicielskiej postaci? Czy on nas obserwuje z ukrycia? Zastanawia się, jak nas wyłapać, jedno po drugim?
Nie, nie wierzyła, żeby tak było. Goram powiedział, że odczuwał zimno tak straszne, że o mało nie umarł. Lilja niczego takiego nie zauważyła u siebie. Tylko naturalne fantazje przestraszonej młodej dziewczyny, która wszędzie dostrzega duchy oraz istoty nadprzyrodzone.
Strasznie tęskniła za Goramem. Za poczuciem bezpieczeństwa, jakie jej stwarzał, za jego… tak, tak, miłością do niej, która dawała jej absolutny spokój. I tęskniła za gondolą, która była teraz ich domem, ich bezpieczną przystanią. Bo co więcej im pozostało?
Dolg odwrócił się do niej i Kiniguta.
– A więc zostaliśmy sami. Bez możliwości ucieczki.
15
Las wydawał się Lilji zimny, pusty i zły. Zimny, bo okropnie przemarzła, pusty, ponieważ nie było ani Gorama, ani gondoli, a zły, gdyż śmierć krążyła wokół nich, nie chciała się jednak pokazać.
– Chodź, Kinigut – powiedział Dolg, pociągnął też za sobą Lilję. – Musimy znaleźć butelkę.
Znowu do tego okropnego wodospadu! Lilja miała nadzieję, że już go więcej nie ujrzy. Jak to niekiedy bywa, ogarnęła ją straszna panika. Nigdy już stąd nie wyjdę! myślała przerażona.
Posłusznie jednak poszła. Za nic na świecie nie chciałaby się oddalić od tych dwóch, którzy tu jeszcze z nią zostali.
A co będzie, jeśli Goram wróci i nas nie zastanie?
Co za głupstwa! Nie należy się martwić na zapas, zwłaszcza jeśli się ma pod dostatkiem bieżących problemów.
Plask, plask, brnęła w rozmokłym śniegu. Zmęczona i smutna, pozbawiona wszelkiej chęci przeżywania przygód, daleko od Gorama.