Выбрать главу

– Przecież urządził napad – powiedział Talbot. – Zabił żołnierzy i ukradł broń. Wszyscy wiedzą, że to morderca.

– Och, pewnie nim jest – zgodził się Rhyme. – Ale to nie on poleciał nad cieśninę Long Island i bawił się w bombardowanie morza książkami telefonicznymi. W samolocie był ktoś inny.

Percey poruszyła się niespokojnie.

– Ktoś, kto nigdy nie przypuszczał, że znajdziemy worki – ciągnął Rhyme.

– Kto? – zapytał ostro Talbot.

– Sachs?

Wyjęła z płóciennej torby trzy duże koperty i położyła na stole.

W dwóch były księgi rachunkowe. W trzeciej plik białych kopert.

– To z twojego gabinetu, Talbot.

– Chyba nie wolno wam brać niczego bez nakazu – odparł Talbot, śmiejąc się niepewnie.

Percey Clay zmarszczyła brwi.

– Ja dałam pozwolenie. Wciąż kieruję firmą, Ron. Właściwie do czego zmierzasz, Lincoln?

Rhyme żałował, że wcześniej nie podzielił się z Percey swoimi podejrzeniami; teraz będzie to dla niej poważny wstrząs. Nie mógł jednak ryzykować, że zdradzi przed Talbotem wnioski, do jakich doszli. Jak dotąd świetnie zacierał ślady.

Zerknął na Mela Coopera, który powiedział:

– Zielone włókno znalezione przy drobinach klucza pochodzi z kartki głównej księgi rachunkowej. Białe z koperty. Nie ma wątpliwości, że pasują.

– Wszystko pochodzi z twojego gabinetu, Talbot – ciągnął Rhyme.

– Co chcesz przez to powiedzieć, Lincoln? – wykrztusiła Percey.

Rhyme zwrócił się do Talbota:

– Wszyscy na lotnisku wiedzieli, że przeciw Hansenowi toczy się śledztwo. Pomyślałeś, że można to wykorzystać. Zaczekałeś więc do pewnego wieczoru, gdy Percey, Ed i Brit Hale pracowali do późna. Ukradłeś samolot Hansena, poleciałeś nad cieśninę i zrzuciłeś worki. Wynająłeś Trumniarza. Przypuszczam, że słyszałeś o nim, gdy pracowałeś w Afryce albo na Dalekim Wschodzie. Dzwoniłem do kilku osób. Pracowałeś w siłach powietrznych Botswany i dla rządu birmańskiego. Doradzałeś w sprawach kupna używanych samolotów wojskowych. Trumniarz mówił mi, że za zlecenie dostał milion. – Rhyme pokręcił głową. – Powinienem już wtedy się domyślić. Hansen mógł kazać zamordować całą trójkę za paręset tysięcy. Na dzisiejszym rynku cenę za zabójstwo dyktuje klient. Milion oznaczał, że facet jest amatorem. I dysponuje sporymi pieniędzmi.

Percey Clay przeraźliwie krzyknęła. Skoczyła do Talbota. Ten wstał i cofnął się.

– Jak mogłeś? – krzyknęła. – Dlaczego?

– Moi chłopcy od przestępstw gospodarczych przeglądają wasze księgi – rzekł Dellray. – Chyba odkryją, że brakuje bardzo dużo kasy tam, gdzie powinna być.

– Hudson Air ma się o wiele lepiej, niż sądziłaś, Percey – ciągnął Rhyme. – Tyle że większość zysków płynęła do kieszeni Talbota. Wiedział, że pewnego dnia wszystko się wyda, więc musiał się pozbyć ciebie i Eda, żeby samemu kupić firmę.

– Prawo pierwokupu – powiedziała. – Jako wspólnik mógł w razie naszej śmierci wykupić nasze udziały w firmie po niższej cenie.

– To jakaś bzdura. Pamiętaj, że ten facet strzelał też do mnie.

– Nie ty wynająłeś Stephena Kalla – przypomniał mu Rhyme.

– Zleciłeś robotę Jodiemu – Trumniarzowi – który z kolei zlecił ją Kallowi. A ten nie miał pojęcia, kim jesteś.

– Jak mogłeś?! – powtórzyła głucho Percey. – Dlaczego? Dlaczego?!

– Bo cię kochałem! – wrzasnął Talbot.

– Co? – wykrztusiła Percey.

– Śmiałaś się, kiedy chciałem się z tobą ożenić – ciągnął Talbot.

– Ron, nie. Ja…

– Potem wróciłaś do niego. – Uśmiechnął się drwiąco. – Ed Carney, przystojny pilot myśliwca. Orzeł… Pomiatał tobą, a mimo to chciałaś z nim być. Potem… – Twarz spurpurowiała mu z wściekłości. – Potem straciłem ostatnią rzecz, jaka mi została – zabronili mi latać. Patrzyłem, jak oboje zapisujecie setki wylatanych godzin miesięcznie, a ja mogłem tylko gnić za biurkiem i przekładać papierki. Mieliście siebie nawzajem, lataliście… nie masz pojęcia, co to znaczy stracić wszystko, co kochasz. Po prostu nie masz pojęcia!

Sachs i Sellitto zauważyli, że Talbot się spina. Przypuszczali, że będzie czegoś próbował, ale nie docenili jego siły. Gdy Sachs podeszła do niego, wyciągając z kabury broń, skoczył, przewracając ją na stół, z którego pospadały mikroskopy i inny sprzęt. Równocześnie przycisnął Mela Coopera stołem do ściany. Wyrwał Sachs glocka z dłoni.

Wycelował pistolet w Bella, Sellitta i Dellraya.

– Rzućcie broń na podłogę. Już!

– Co ty, stary – powiedział Dellray, przewracając oczami. – Co chcesz zrobić? Wyleźć przez okno? Nie masz dokąd uciec.

Talbot podsunął lufę pod nos Dellraya.

– Nie będę powtarzał.

W jego oczach widać było prawdziwą desperację. Przypominał Rhyme’owi osaczonego niedźwiedzia. Agent i obaj policjanci upuścili broń na podłogę. Bell rzucił oba pistolety.

– Dokąd prowadzą te drzwi? – Talbot wskazał na ścianę. Na zewnątrz widział strażników Eliopolosa i wiedział, że tamtędy nie ma ucieczki.

– Do szafy – rzekł szybko Rhyme.

Otworzył i zobaczył małą windę.

– Kurwa twoja mać – szepnął Talbot, celując w Rhyme’a.

– Nie! – zawołała Sachs.

Talbot skierował pistolet w jej stronę.

– Ron – krzyknęła Percey. – Zastanów się. Proszę…

Sachs, trochę stropiona, ale cała, wstała i spojrzała na pistolety leżące na podłodze w odległości dziesięciu stóp od niej.

Nie, Sachs, pomyślał Rhyme. Nie rób tego!

Przeżyła atak najniebezpieczniejszego i najbardziej opanowanego zabójcy w kraju, a teraz mógł ją zastrzelić spanikowany amator.

Oczy Talbota spoglądały to na Sellitta, to na Dellraya, wreszcie spoczęły na windzie, szukając włącznika.

Sachs, nie rób tego.

Rhyme próbował zwrócić na siebie jej uwagę, lecz Sachs oceniała właśnie dystans i kąt. Nie zdąży.

– Pogadajmy, Talbot – rzekł Sellitto. – Daj spokój, odłóż tego gnata.

Proszę, Sachs, nie… Zauważy cię. Strzeli w głowę – jak każdy amator – i umrzesz.

Sprężyła ciało. Nie odrywała oczu od sig-sauera Dellraya.

Nie…

W chwili gdy Talbot spojrzał na windę, Sachs rzuciła się na podłogę i złapała broń Dellraya. Lecz Talbot ją zauważył. Zanim zdołała podnieść ciężki automat, wycelował glocka w jej twarz i w panice naciskał spust.

– Nie! – krzyknął Rhyme.

Ogłuszający huk wystrzału. Szyby w oknach zadzwoniły, a para sokołów wzbiła się w niebo.

Sellitto chwycił swój pistolet. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wpadli strażnicy Eliopolosa z bronią w ręku.

Ron Talbot, z małą czerwoną dziurką w skroni, przez ułamek sekundy stał zupełnie nieruchomo, a potem zwalił się ciężko na podłogę.

– O kurczę – powiedział Mel Cooper. Stał jak wryty, patrząc na lufę własnego smitha & wessona.38, wysuwającą się zza jego łokcia. Broń trzymała dłoń Rolanda Bella. Detektyw wynurzył się zza pleców technika, wyjmując broń z małej kabury znajdującej się z tyłu na pasku Coopera. Bell strzelił z biodra – z biodra Coopera, ściśle rzecz ujmując.

Sachs podniosła się z podłogi i wyjęła glocka z dłoni Talbota. Zbadała mu puls, pokręciła głową.

Pokój wypełniło głośne łkanie. Percey Clay padła na kolana i szlochając, zaczęła walić pięścią w masywne ramię Talbota. Przez dłuższą chwilę nikt się nie ruszał. Potem Amelia Sachs i Roland Bell ruszyli do niej równocześnie. Sachs cofnęła się jednak i pozwoliła, by detektyw objął ramieniem drobną kobietę i delikatnie odciągnął od ciała jej przyjaciela, a zarazem wroga.