Выбрать главу

Emma Darcy

Tańcząca z demonami

Tytuł oryginalny: Burning with passion

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kochanie się z Davidem Hartleyem to jakby taniec z demonami, największe na świecie cudowne szaleństwo. Nieważne, co będzie potem, mniejsza z tym, jakie będą konsekwencje. Dzika namiętność, pożądanie – temu naprawdę nie można było się oprzeć.

Chyba nie istniały w życiu Caitlin Ross takie sprawy, które nie wiązałyby się w żaden sposób z jej cudownym bożkiem, Davidem Hartleyem. A jeśli nawet były, to tylko niewielkie i mało ważne. Od czterech miesięcy miała tę pewność, że ziemia obraca się wokół Davida, jej szefa i kochanka.

Cztery miesiące temu została mianowana jego osobistą asystentką. Dodatkowo doszło do tego, i to zupełnie niespodziewanie, stanowisko jego osobistej kochanki. Caitlin nie powiedziała „nie” po prostu dlatego, że nie dał jej na to czasu. Została zagarnięta w ten sam sposób, z taką samą pewnością siebie, z jaką zawsze traktował wszystkie sprawy związane z firmą, której był właścicielem.

To było fascynujące.

Parę minut po tym, gdy skończył się dzisiejszy szalony taniec z Davidem, pierwszy raz od czterech miesięcy, niespodziewanie ogarnął ją bunt.

Doszła nagle do wniosku, że ta znajomość do niczego nie prowadzi, ponieważ nie widać przed nimi żadnej wspólnej przyszłości. Nie chodziło już nawet o to, że Caitlin, jak prawie każda dziewczyna, nosiła w głębi duszy marzenia o ślubie, białym welonie i gromadce dzieci. Caitlin stwierdziła, że David nie traktuje jej tak, jakby tego chciała. Każda gorąca, namiętna noc kończyła się nieodmiennie tym, że dokładnie o szóstej czterdzieści pięć wychodził od niej. Potem o dziewiątej rano spotykali się w biurze, gdzie zimno i stanowczo wymagał od niej, by rzetelnie wypełniała wszystkie biurowe obowiązki. Odkryła dwie różne cechy osobowości Davida. Nie dość, że w pracy traktował ją zupełnie inaczej niż wtedy, gdy nocą przychodził do jej domu, to na dodatek miał swoje niezłomne zasady, które zaczynały ją irytować.

Choćby to wychodzenie od niej zawsze dokładnie o tej samej porze. Poza tym traktował bardzo surowo pewne sprawy… Na przykład, gdyby dowiedział się, że jakaś pani i jakiś pan, zatrudnieni w jego firmie, spoufalają się ze sobą nadmiernie, powiedzmy: mają się ku sobie albo już kochają się i robią ze sobą „tego rodzaju rzeczy”, skończyłoby się to niewątpliwie dla jednego z nich utratą pracy. Uważał, że takie układy powodują w pracy bałagan i zamieszanie. Twardo trzymał się tej swojej żelaznej zasady, o ile, oczywiście, nie dotyczyło to jego samego.

Caitlin wiedziała, jak bardzo ważna jest dla niego firma. Uważała też, że David potrzebuje dziewczyny takiej „na poważnie”, z którą mógłby porozmawiać o interesach, potrafiącej go zrozumieć. Kogoś, kto znałby się na sprawach zawodowych prawie tak dobrze jak on. Zdawała sobie sprawę, że właśnie ona nadawałaby się do tego najlepiej. Poza tym, mimo że ani razu nie przedstawił jej w towarzystwie jako swojej dziewczyny, mimo że traktował ją trochę jak panienkę na przychodne, jak pogotowie seksualne, była pewna, że żadna inna dziewczyna nie jest mu tak bliska jak ona. Umiała docenić tę łączącą ich intymność. Ale dziś właśnie doszła do wniosku, że nigdy nie była z nim aż tak blisko, jak by tego chciała. Do tego brakowało jeszcze bardzo wiele. Czasami wyobrażała sobie, że świat Davida składał się z kilku wysp, pomiędzy którymi nie było żadnych mostów. O dokładnie ustalonych godzinach David opuszczał jedną wyspę i od razu pojawiał się na innej jako zupełnie inny człowiek. O szóstej czterdzieści pięć opuszczał jej mieszkanie i siłą rzeczy przestawał być namiętnym, rozpalonym kochankiem. Caitlin już się wtedy zupełnie nie liczyła. Jechał do siebie do domu, na inną wyspę, której nie znała. Jeszcze się nie zdarzyło, by zaprosił ją do siebie. To też było irytujące. A potem w pracy, jak zupełnie obcy człowiek, nieprzenikniony szef, lodowatym głosem wydawał jej służbowe polecenia…

Była ciekawa, czy dzisiaj zachowa się podobnie. Chciała coś zmienić, ale nie miała pojęcia, co powinna zrobić. To ją przygnębiało, doprowadzało do rozpaczy. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego mógł pożądać jej z tak ogromną siłą namiętności i zaraz potem odcinać się od wszystkiego, co mogło ich łączyć. Odchodzić na inną wyspę, niedostępną dla niej. To ją wzburzało do głębi. Przecież wiedziała, co czuł do niej w tym ich szalonym tańcu.

Słyszała, jak zakręcił prysznic; Wszedł do pokoju. Jak zawsze, odświeżony i elegancki. Zawsze wyglądał jak należy. Jego proste włosy były zaczesane do tyłu, mokre i wygładzone, oliwkowa skóra nasycona balsamem. Był przystojny, męski i wspaniały. Miał ciemne oczy o niebieskawym, kobaltowym odcieniu, czarne włosy, dość duży nos. Spoglądał na świat zdecydowanie, władczo, jak człowiek przyzwyczajony do tego, że narzuca innym swoją wolę. Był dobrym przywódcą, świetnym szefem.

Akurat tego dnia Caitlin uświadomiła sobie, że ma już dość takiego traktowania. I nie chodziło tu o jakieś jej plany matrymonialne. Było jeszcze mnóstwo innych spraw.

Na przykład nie doceniał jej należycie. Chciała, by wreszcie przyznał, iż w sprawach zawodowych jest doskonała, czasami nawet lepsza od niego, że mu bardzo imponuje… Caitlin z dziką pasją życzyła sobie, żeby mogła mieć jakiś wpływ na jego myślenie. Byłoby fantastycznie, gdyby mogła pokierować jego pracą, a nie odwrotnie, jak to do tej pory bywało. W końcu dlaczego miałoby to być niemożliwe?

Sięgnął po koszulę, którą zostawił na jej toaletce poprzedniego wieczoru. Zmarszczył brwi.

– Nie zrobiłaś kawy? – zdziwił się.

Normalnie, każdego ranka, kiedy był u niej, dokładnie o tej porze, na stoliku stała filiżanka kawy. Czekała na niego, świeżo zaparzona, z jedną łyżeczką cukru. Nigdy nie zostawał, żeby zjeść z nią śniadanie. Stwarzał pozory, jakby nigdy nie jadał śniadań. To też stanowiło jedną z jego niezłomnych zasad.

Była szósta trzydzieści. Musiał wyjść przed szóstą czterdzieści pięć. Tego rytuału nigdy nie zmieniał. Caitlin miała już tego dość.

– Nie miałam nastroju – odpowiedziała na jego pytanie o kawę. To była prawda. I równocześnie wyraz buntu.

Zacisnął usta, skrzywił się lekko. Zauważył jej zły humor. Caitlin zastanawiała się, czy to mogłoby wpłynąć na Davida, by zmienił dziś swoje plany. Ciekawe, czy teraz zacznie sam sobie robić kawę i przez to wyjdzie później o pięć lub dziesięć minut? Niechby choć raz opóźnił swoje wyjście. Jeśli nie mogła być jego dziewczyną na zawsze, to przynajmniej choć odrobinę dłużej niż do szóstej czterdzieści pięć.

Przyglądała mu się uważnie, ciekawa, jak David zareaguje na tę drobną zmianę.

Ubierał się powoli, wciągnął rękawy, zapiął guziki.

Caitlin próbowała opanować nerwowe skurcze żołądka. Poprzednio robiła już wszystko, co było w jej mocy, by przedłużyć ten ich szalony taniec tak długo, jak tylko mogła. Starała się, ile sił, by nie zrobić żadnego fałszywego kroku, by nie złamać jego przeróżnych żelaznych zasad. By pieścić go tak, jak on tego pragnął, by być atrakcyjną dokładnie w taki sposób, jak on to sobie wyobrażał. Wiedziała, iż tak trzeba, bo to się opłaca, że utrzymanie przy sobie tak wspaniałego kochanka warte jest każdego wysiłku. David cieszył się ogromnym powodzeniem wśród kobiet i jako partner był niezwykle atrakcyjny.

Tak, zawsze uważała, że wspólne gorące noce warte są każdego wysiłku z jej strony, każdego poświęcenia. Ale teraz doszła do wniosku, iż to jej nie wystarcza, że to się w końcu musi zmienić.

Wiedziała, iż ryzykuje, że może go stracić, jeśli będzie próbowała cokolwiek zmienić w tych jego obrzydliwych zasadach. Po czterech miesiącach doszła do wniosku, że trudno, najwyżej przegra, ale tak dalej być nie może. Płaciła za to zbyt wysoką cenę. Przestawała być sobą. Stała się kimś bez osobowości, robotem, czekającym na polecenia swojego pana. Takim pogotowiem seksualnym, które tylko czeka na jego wezwanie. Jej uczucia zupełnie tu się nie liczyły.