Выбрать главу

– Spodziewam się, że nie wróci na czas – domyśliła się starsza siostra. – Zostawi mamę samą i będzie straszny wstyd przed ludźmi.

– Już o to się nie martw.

– Nigdy nie wiadomo, co mu może przyjść do głowy. Dobrze, że w finansach matka trzyma rękę na pulsie.

– Przestań głupio gadać – zdenerwowała się Caitlin.

– Zobaczysz, że wyjdzie na moje. I jak ja potem spojrzę ludziom w oczy?

Caitlin poczuła, że już dłużej nie wytrzyma. Mruknęła coś, iż musi się przebrać i pobiegła na górę. Musiała skorzystać z telefonu. Pomyślała, że wypadki na drogach zdarzają się tak często, iż to zupełnie prawdopodobne, że i im przytrafiło się coś złego.

Oczyma wyobraźni widziała już obu mężczyzn leżących bez życia na szosie. Nieżywi. Tak samo, jak jej ukochana Dobbin. Zadrżała na tę myśl.

Podeszła do telefonu. To wszystko wymagało szczególnej ostrożności. Michelle albo matka mogły w każdej chwili podnieść słuchawkę drugiego aparatu na dole i podsłuchać całą rozmowę. Nerwowo wykręciła numer. Połączenie uzyskała niemal natychmiast, ale jedyne, czego się dowiedziała, to to, że ojciec oddał klucze do pokoju i opuścił motel.

Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do dwóch najbliższych szpitali. Doszła jednak do wniosku, że nie warto ryzykować. Michelle uwielbiała podsłuchiwanie rozmów telefonicznych i donoszenie o wszystkim matce. Coś takiego mogłoby wszystko zepsuć.

Trzeba było uzbroić się w cierpliwość i czekać. Poza tym David mówił, że wróci. Pamiętała, z jakim uporem trzymał się on zwykle swoich planów. Kiedy nawet aż płonął z namiętności i pożądania, to i tak, jeśli miał w planie, że wyjdzie od niej o szóstej trzydzieści, nie pozwolił sobie na żadną taryfę ulgową. Zaplanował i tak musi być.

Teraz to jego rygorystyczne przestrzeganie zasad mogło na coś się przydać.

Wślizgnęła się do swojego pokoju. Oczywiście nie miała w co się ubrać. Wszystkie ciuchy, które przygotowała sobie na tę imprezę, znajdowały się w kraciastej torbie w bagażniku, w jej malutkim samochodzie, uprowadzonym nie wiadomo gdzie przez Davida.

Caitlin nerwowo rzuciła się do szafy, pełnej starych ubrań, takich „na po domu”, które czasami wkradała, przyjeżdżając do rodziców. To wszystko było trochę już podniszczone i zupełnie niemodne. Aż westchnęła z zazdrości na myśl o ciemnoniebieskiej sukni z głębokim dekoltem, którą miała na sobie Michelle. Ale trudno, nie suknia zdobi człowieka. Wydobyła więc z szafy długą, czarną spódnicę, granatową bluzkę z bufiastymi rękawami, cienkie rajstopy i brązowe sandałki. Na makijaż zabrakło już czasu, poza tym i tak wszystkie jej kosmetyki zostały w samochodzie. Znalazła w łazience intensywnie czerwoną szminkę i lekko pociągnęła nią usta.

Pośpieszyła z powrotem do kuchni, gdzie matka właśnie instruowała Michelle, że marchew do potrawki należy dodać trochę później, bo… Caitlin nie dowiedziała się dlaczego, bo matka ujrzawszy ją, od razu zmieniła temat.

– Gdzie byłaś tak długo? – zawołała.

– Bolał mnie brzuch – mruknęła.

– Nerwy – zawyrokowała matka. – I nic dziwnego po tych wszystkich kłopotach, które na siebie ściągnęłaś.

– Jakie kłopoty? – od razu zainteresowała się Michelle.

– Nie twoja sprawa – stwierdziła Caitlin. – Gdzie jest twój maż, Michelle? Miał przygotować drinki.

– Trevor zaraz przyjdzie. Czeka na opiekunkę do dzieci. Trevor wszedł w tej samej chwili, jak na zawołanie. Był doradcą prawnym, cieszącym się w tych stronach dużym autorytetem. Zawsze zdawał sobie sprawę z rangi społecznej tego zawodu.

Szybko wkroczył do kuchni, by z szacunkiem uścisnąć dłoń teściowej.

Eileen od razu zaprosiła go do salonu.

Caitlin wzięła do ręki talerzyk z oliwkami i słone orzeszki i pośpieszyła za nimi. Już tylko dwadzieścia minut dzieliło ich od planowanego rozpoczęcia imprezy. Miała nadzieję, że David nie wziął sobie zanadto do serca tego, co mówiła o wyższości spontanicznego działania nad ścisłym trzymaniem się wcześniejszych postanowień.

Trevor podszedł do baru. Zgodnie z tradycją rodzinną do zadań męża Michelle należało serwowanie alkoholu. Przygotowywał drinki, nalewał wino do kieliszków.

Ubrany był w czarny garnitur, nieskazitelnie białą koszulę i to tego szary krawat w czerwone prążki.

Caitlin postawiła na stole talerzyk z oliwkami. Do niedużej, kryształowej miseczki wsypała słone orzeszki. I wtedy usłyszała podjeżdżający pod dom samochód, pracujący silnik dużej mocy…

– Ferrari Davida! – krzyknęła z zachwytem i ulgą.

– Kto to jest David? – zapytał Trevor.

– Niestety, niedługo dowiesz się tego – powiedziała złowieszczo matka.

– Ktoś bardzo bogaty, skoro jeździ ferrari.

– Gorzej – Eileen z troską pokiwała głową. – Gorzej. Bogaty i zupełnie zdeprawowany.

– Jakie ferrari? – zapytała Michelle, wnosząc do salonu koreczki i krakersy.

– Tatko przyjechał! – zawołała tryumfalnie Caitlin. – Mówiłam, że przyjedzie! Już tutaj są!

Matka zesztywniała. W salonie zapanowało milczenie. Usłyszały kroki na ganku, cichy szmer głosów.

– Tatku, jesteśmy w salonie! – zawołała Caitlin, chcąc uniknąć kłopotliwej sytuacji.

Czuła, że serce podchodzi jej do gardła.

Kroki… szmer głosów… drzwi się otworzyły.

Caitlin zamarła z wrażenia, wprost nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ojciec i David, obaj w… wizytowych garniturach, bardzo eleganccy. Ojciec miał krótko przycięte włosy, czyste paznokcie, wyprostowaną sylwetkę i ramiona ściągnięte do tyłu. Pełen godności, jakiejś szlachetności… Można powiedzieć, zupełnie nie ten sam człowiek.

W jedyni ręku trzymał wspaniały bukiet czerwonych róż, a właściwie jeszcze nie całkiem dojrzałych, delikatnych pączków. Do bukietu dołączona była tradycyjna walentynkowa karteczka. W drugim ręku niósł koszyk z prezentami.

Wszedł, zatrzymał się na chwilę w progu, po czym posłał matce powłóczyste, roznamiętnione spojrzenie, niby Romeo pod balkonem Julii.

– Kocham cię, Eileen – powiedział głębokim basem, w którym dało się słyszeć wzruszenie.

– Henry… – wyjąkała oszołomiona matka. Niepewnie postąpił dwa kroki w jej stronę.

– Nigdy w życiu nie kochałem nikogo oprócz ciebie, Eileen. Ty jesteś gwiazdą mojego życia.

– Och, Henry…

Caitlin zauważyła, że matce lekko trzęsą się ręce. Odmieniony ojciec wywarł na niej silne wrażenie, wytrącił ją z równowagi. I to chyba ośmieliło Henry'ego Rossa. Podszedł już całkiem blisko do swojej żony.

– Pięknie wyglądasz, Eileen. Masz jeszcze więcej uroku niż w dniu ślubu.

– Nigdy nie widziałam cię tak przystojnego, Henry – rzekła matka jakimś zmienionym głosem. Zdziwiona, przestraszona, niepewna, jak wrażliwa nastolatka przy pierwszym spotkaniu z ukochanym.

Ojciec postawił przed nią koszyk z prezentami, położył rękę na sercu i nagle zaczął śpiewać:

– Kocham oczu twych czar… Zawsze będę przy tobie. Ostatnie słowa zaśpiewał przeciągle i z uczuciem. Matka przygryzła wargę. W jej oczach pojawiły się łzy.

Być może ten patos był trochę śmieszny, ale Caitlin wiedziała, iż ojciec naprawdę tak myśli o żonie, że rzeczywiście kochają całym sercem. I jeżeli nawet wyrażał swoje uczucia z pewną przesadą, to przecież najważniejsze, iż było to szczere i że wywierało na matce tak silne wrażenie.

Henry głęboko wciągnął powietrze do płuc.

– Chciałem wytłumaczyć, Eileen, dlaczego tak nagle zniknąłem z domu – powiedział. – Miałem drobne kłopoty z sercem. Zdenerwowałem się tym, że musiałem zastrzelić Dobbin… I nie chciałem cię alarmować…