Выбрать главу

Włożył skarpetki. Poszedł do przedpokoju po obuwie. Wsunął stopy do butów i zaczaj zawiązywać sznurowadła.

Dla jej dobra! Coś podobnego! To jedynie zręczny wybieg, pozwalający trzymać ją z dala od jego domu. Przez to nie mogła uczestniczyć w jego prywatnych sprawach, dzielić z nim życia.

Caitlin wiedziała, że mieszkał na Lane Cove, niedaleko budynku firmy na Chatswood, w ekskluzywnej północnej dzielnicy. Jej własne mieszkanko znajdowało się dosyć blisko, jednakże nie aż tak bardzo, żeby stwarzać okazję do niepotrzebnych plotek.

Miała pełną świadomość tego, że jej kochanek urządził się bardzo wygodnie. I jeżeli postanowi zakończyć ich związek w jednej krótkiej chwili, nie będzie to dla niego żadnym problemem, Nie będzie musiał odbierać od niej żadnych przedmiotów, ani narażać się na awantury z jej strony, że nie dopełnił wobec niej jakichś tam zobowiązań. Nigdy nic jej nie obiecywał. Nie musiał poczuwać się wobec niej do kłopotliwej odpowiedzialności. Zechce z nią zerwać, to po prostu wyjdzie od niej o szóstej czterdzieści pięć po raz ostatni i już nigdy nie wróci. Nie będzie musiał się tłumaczyć.

Wstał, poszedł do drugiego pokoju, z szafy wyjął marynarkę, włożył ją. Potem wziął leżący na fotelu krawat. Wrócił do sypialni. Przejrzał się w lustrze, wygładził koszulę, poprawił marynarkę.

Jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej zgrabnej figurze. Caitlin nadal całkiem naga leżała na łóżku.

– Mam nadzieję, że wystarczy ci energii, żeby dotrzeć na dziewiątą do pracy – powiedział. – Myślę, że nie zechcesz wykorzystywać sytuacji.

Miał surowy, bezwzględny wyraz twarzy.

To było ostrzeżenie. Łagodnie sformułowane, perfekcyjnie zredagowane. Caitlin nie miała jednak żadnych wątpliwości.

Protekcyjnemu tonowi głosu i chłodnemu opanowaniu towarzyszyły migoczące w jego oczach błyski wściekłości i oburzenia.

Dlaczego nie była nikim innym w jego życiu, jak tylko bardzo użyteczną sekretarką i panienką do seksu? Taka sytuacja nagle wydała jej się doszczętnym znieważeniem, obelgą, której nie zamierzała darować. Musiała dotąd chyba nie mieć ani krzty ambicji!

– Masz wrażliwość hipopotama – mruknęła bardziej do siebie niż do niego.

– Zrobię to dla ciebie i puszczę w niepamięć tę nieprzyjemną uwagę – mruknął.

– Jak to szlachetnie z twojej strony.

Targała nią przemożna chęć sprawdzenia, ile naprawdę dla niego znaczy. Wiedziała, że jeśli nawet jego serce było dla niej zimne, trudno to powiedzieć o sprawach czysto fizycznych. Jej ciało na pewno robiło na nim wrażenie. Ale dosyć tego. Musiała wreszcie znaczyć dla niego coś więcej, owszem, ciało było ważne, ale było tylko ciałem.

Wyskoczyła z łóżka z gracją, która przykuła jego uwagę. Uniosła ręce, chwilę trwała w tej pozycji, następnie odrzuciła do tyłu głowę, odgarnęła włosy. Wyprostowała się, eksponując kształtne piersi, odwróciła twarz ku niemu i posłała jedno z tych powłóczystych spojrzeń, które kiedyś wywierały na nim takie wrażenie.

Kręcąc biodrami, powoli, jak w tańcu, skierowała się ku niemu ze zmysłowym uśmiechem na ustach.

Nie mógł oczu od niej oderwać. Tak, przez cztery miesiące zdążyła dobrze poznać, co podniecało go najbardziej.

Chwycił głęboki oddech, napiął mięśnie, zacisnął dłonie. Widać było, iż walczy ze sobą, że jest w rozterce, głęboko nieszczęśliwy. Pożądał jej, to było pewne. Jednocześnie zaś musiał z uporem maniaka trzymać się swego rozkładu dnia. Nie pozwolił, żeby cokolwiek mogło temu przeszkodzić. Jego twarz przybrała wyraz zdecydowania, ale iskierek namiętności, które płonęły w jego oczach, nie potrafił wygasić. Stał jak wrośnięty w ziemię. Nie podszedł do niej ani też nie zbierał się do wyjścia. Po prostu stał.

– Nie chcesz już nigdy więcej kochać się ze mną? – zapytała. – Dzisiaj był ostatni raz, prawda?

– Nie! – niemal krzyknął.

– No to zostań ze mną, pieść mnie.

– Będę głupi, jeśli zostanę.

– Będziesz głupi, jeśli pójdziesz.

– Dzisiaj przyjeżdża delegacja z Europy. Wiedziała, że to zupełnie nie ma sensu, ale nie potrafiła już zawrócić z raz obranej drogi.

– Przełóż to spotkanie na jutro. Gniewnie zacisnął usta.

Ruszyła w jego stronę, grając, starą jak świat, rolę namiętnej kusicielki. Nigdy przedtem nie robiła takich rzeczy, teraz jednak nie mogła opanować wewnętrznej potrzeby, żeby zachowywać się właśnie w ten sposób.

W miłości i na wojnie wszystkie metody są dobre, o ile prowadzą do celu.

Jak dotąd, to David był tym, który w każdej sytuacji przejmował inicjatywę, z bezczelnością, która ciągle jeszcze jej imponowała. Miał prymitywny instynkt myśliwego, nie uznającego żadnych niepowodzeń. Jeżeli jeden sposób zawodził, sięgał natychmiast po następny, aż osiągał to, czego pragnął.

Zastanowiła się, czy nie powinna zachowywać się podobnie. Jeżeli on tak sobie z nią poczynał, to może ona powinna tak samo?

Podeszła do niego jeszcze bliżej, kołysząc biodrami, zarzuciła mu ręce na ramiona i poczęła masować jego mięśnie, raz po raz naciskając na włókna.

– Potrzebny ci relaks – powiedziała niskim, gardłowym głosem.

– Muszę już iść – upierał się.

Wspięła się na palce, przesuwając nagimi piersiami po jego koszuli.

– O co ci chodzi? – zapytał.

– Chciałabym znowu ci zaufać.

Stojąc nadal na palcach, delikatnie wsunęła mu czubek języka pomiędzy wargi. Przysunęła się jeszcze bliżej, prowokująco naprężając ciało.

Słyszała, jak gwałtowny stał się jego oddech. Poczuła, jak poruszył się jego język w odpowiedzi na pieszczotę. Jego dłonie zacisnęły się zachłannie na jej biodrach, podtrzymując ją w pozycji na palcach.

Wtargnęła głębiej w jego usta, z gorączkowym pragnieniem pobudzenia go jeszcze bardziej. Przycisnęła do niego brzuch i lekko rozchylone uda, zdecydowana zrobić wszystko, co mogłoby rozbudzić w nim pożądanie. Jej rozpalone ciało domagało się od niego całkowitego zaangażowania.

Głuchy jęk wydobył się z jego gardła. Przesunął dłoń z biodra na pośladek Caitlin, przyciskając jej delikatne łono do sztywnego wybrzuszenia w swoich spodniach. Poczuła, że krew szybciej płynie w jej żyłach, szemrząc pieśń tryumfu. W końcu jednak zapomniał o swoich obrzydliwych, niezłomnych zasadach.

– Weź mnie – szepnęła.

Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się w gwałtownym rytmicznym oddechu.

– Weź mnie, Davidzie.

Zbliżyła dłonie do jego koszuli. Palce zręcznie i szybko zabrały się do rozpinania guzików.

Nagle wciągnął brzuch, mrucząc przy tym jakieś przekleństwo. Potem gwałtownie oderwał jej ręce od swojej koszuli, dobrze, że chociaż guziki ocalały. Brutalnie odepchnął ją od siebie. Aż krzyknęła, rozżalona tą nagłą przemianą. Zwycięstwo wydawało się już tak bliskie.

Patrzył na nią z wściekłością.

– Co cię napadło, dziewczyno?

– Przecież sam wiesz o tym, że mnie pożądasz. Nie wypieraj się! – krzyknęła.

– Kusisz mnie jak diablicą.

– Czy nie tego właśnie chcą mężczyźni od kobiet, których nie zamierzają poślubić?

– Nigdy nie obiecywałem ani nawet nie wspomniałem o tym, że mogłabyś być moją narzeczoną – przypomniał.

– No, właśnie, sam widzisz – rzekła posępnie. Świat się walił i czuła, jak umiera w niej dusza.

– Sprowokowałaś mnie do tego – westchnął. – Naprawdę nie wiem, co za diabeł dziś w ciebie wstąpił. Co ty wyprawiasz, dziewczyno? Nie jest to odpowiednia pora na kłótnie.

Znowu nerwowo spojrzał na zegarek.

– A kiedy, według ciebie, będzie na to stosowna pora?

– Może nigdy – odparł niechętnie.