— Czyli… zamierzasz je zatrzymać? — zapytała Rachel.
— Cóż, nawet gdyby z pozbyciem się go nie wiązało się poważne ryzyko… Wydaje mi się, że odpowiedź brzmi: tak. Zamierzam go zatrzymać. Albo ją. Nie sądzę, żebym mogła zrobić coś innego. To dziecko, a ja nie jestem w stanie się zmusić do zabicia dziecka.
— Dobrze — powiedziała Rachel. — Jeśli tak czujesz. Jestem trochę… przerażona samym pomysłem. Wiesz, że wiąże się z tym ryzyko dla ciebie, prawda?
— To ryzyko, które towarzyszyło kobietom od niezliczonych stuleci. — Daneh wzruszyła ramionami. — Tylko dlatego, że udało nam się tego na trochę pozbyć, nie znaczy, że powinnam przed tym uciekać. I… ty też nie.
— Muszę znaleźć właściwego faceta — zaoponowała Rachel. — Jeszcze mi się to nie udało.
— Herzer jest… miły — ostrożnie zauważyła Daneh.
— Herzer to… Herzer — krzywiąc się, odpowiedziała Rachel. — I… on nie jest kimś, kogo szukam. To dobry przyjaciel, ale… tylko przyjaciel.
— Tak samo było z twoim ojcem — rzekła Daneh. — Do chwili, kiedy dotarło do mnie, że muszę mieć coś oprócz przyjaciół. Nie każę ci rzucić się w ramiona Herzerowi, ale nie ignoruj tej możliwości tylko dlatego, że dana osoba jest przyjacielem.
— Dobrze, mamo — odparła Rachel, po czym urwała. — Czy mogę cię o coś zapytać? I wiem, że to nie moja sprawa, ale…
— Twój ojciec i ja… radzimy sobie — rzekła Daneh, z niepewną miną. — To było… trudne. Pierwszy raz potem… był ciężki. Prawdopodobnie równie ciężki dla niego, jak dla mnie.
— Nie jestem pewna, mamo, czy dojrzałam do poznania szczegółów życia seksualnego moich rodziców — wydusiła z siebie Rachel zdławionym głosem. — Przepraszam. Chciałam tylko wiedzieć, czy z wami jest w porządku?
— Teraz już tak — z uśmiechem zapewniła ją Daneh. — I widzę, że docieramy do końca tej rozmowy. Poważnie, porozmawiaj ze mną od czasu do czasu. Ja też potrzebuję przyjaciół.
— Obiecuję mamo. — Rachel wstała i obeszła biurko, żeby przytulić mamę. — Do zobaczenia jutro, dobrze? I zawsze będę twoją przyjaciółką.
Edmund rozsiadł się właśnie w swoim najwygodniejszym fotelu, kiedy pojawiła się Sheida.
— Gotów? — spytała.
— Zabierzmy się za to — odparł i został natychmiast, pozornie, przetransportowany do dużej sali pełnej innych radnych. Część z nich poznał od razu, innych nigdy nie widział.
— Dziękuję wszystkim za poświęcenie na to czasu — zaczęła Sheida, gestem odsyłając swoją jaszczurkę. Gad wybił się z jej ramienia i wyglądało jakby zniknął, najwyraźniej opuszczając strefę jej nadajnika. — Myślę, że to pierwsze spotkanie powinno dotyczyć ogólnych zasad tego, co próbujemy osiągnąć. Pozwólmy jako pierwszemu zabrać głos Edmundowi Talbotowi. Edmundzie, proszę, przedstaw się.
— — Rozpoznaję część z was, innych nie znam — powiedział Talbot. — Więc powiem kilka słów o sobie. Mam coś, co kiedyś określano doktoratem w zakresie nauk politycznych i drugi, z wojskowości. Moja specjalność to społeczeństwa i wojskowość ery przedindustrialnej. Dodatkowo przez większość życia byłem rekreacjonistą. W tej chwili pełnię funkcję burmistrza Raven’s Mill, rosnącego społeczeństwa w dolinie Shenan. Pracując pod ich egidą i za zgodą, jestem tu, by zaproponować, aby wprowadzić w życie oryginalną konstytucję Norau, z minimalnymi poprawkami i przy zachowaniu wszystkich praw obywateli. Wszystkich praw.
Przedstawiła się reszta i większość z nich wywodziła się z podobnych społeczności, choć dwóch pracowało bezpośrednio z Radą nad ich projektami. Wszyscy w zasadzie zgodzili się, żeby wprowadzić oryginalną konstytucję, ale wszyscy mieli też jakieś zastrzeżenia.
— Edmund? — zapytała Sheida, zwracając się znów do niego. — Jakie zmiany chciałbyś wprowadzić?
— Pierwszą byłoby zasugerowanie wprowadzenia większego nacisku na prawo do posiadania broni. Należy dodać, że przeznaczona ma być do samoobrony, obrony społeczności i przed niekonstytucyjnymi działaniami rządu. Co więcej, obowiązkiem wszystkich obywateli w wieku poborowym powinno być posiadanie i umiejętność posługiwania się bronią.
— Muszę przeciw temu zdecydowanie zaprotestować — odezwał się delegat z miasta Chitao. — Mieliśmy już przypadki spalenia gospodarstw przez bandytów. Nie rozumiem, czemu powinni posiadać broń albo prawo do niej.
— Czy byli to obywatele społeczności? — odpowiedział Edmund. — Poza tym, uściślijmy, nie zawiódł fakt, że posiadali broń, lecz jaki uczynili z niej użytek. W części prawnej, już na samym początku powinny znaleźć się silne zakazy dotyczące nielegalnego użycia broni, z ciężkimi karami. Ale w Raven’s Mill uzbrajamy naszych obywateli. Stanowią silny element obrony miasta. Aktualna sytuacja jest stanem, który kiedyś określano mianem papierka lakmusowego. W żadnym wypadku nie pozwolimy na rozbrojenie naszych obywateli przez rząd, poza otwartą rebelią, a i wtedy wyłącznie w zakresie indywidualnym.
— Popieram w tym względzie księcia Edmunda — odezwał się Mike Spehar, reprezentant Westfalii. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną ubranym w zbroję. — Najważniejszą rzeczą, jaką musi mieć republika przedindustrialna to szeroka klasa ludzi z bronią. Jej brak nieuchronnie prowadzi do rozwoju feudalizmu.
— Nie jestem już księciem, baronie Longleaf — ostro zaprotestował Edmund.
— W spisach Towarzystwa wciąż figurujesz pod takim mianem — odparł Spehar. — I tego proponuję się trzymać. Wiele miast rozwija się, bazując na umiejętności członków Towarzystwa i ludzi z nimi związanych. Wiele wprowadziło już arystokrację merytokratyczną. A niektóre z opierających się temu robią tak z powodu istniejących wykazów. Proponuję, żeby tego właśnie się trzymać.
— Mike, odbiło ci — zaoponował Edmund. — Najpierw atakujesz feudalizm, a chwilę później proponujesz wpaść w jego pułapki?
— W Westfalii nie akceptujemy pozycji społecznej za nic — wyjaśnił Spehar. — Jak powiedziałem, to arystokracja merytokratyczną. Zamiast senatu wybieranego przez stany, albo ich przedstawicieli, Izba Lordów, że tak powiem, która łączyłaby zarówno arystokrację dziedziczną, jak i członków o dożywotnim stanowisku za określone zasługi. Zwłaszcza ci drudzy tworzyliby prawdziwą izbę wyższą, a arystokracja dziedziczna mogłaby stanowić zachętę dla tych, którzy baliby się wejścia w związku z możliwością utraty przywilejów.
— Mówisz o dyktaturach watażków jak ten drań w Cartersville! — krzyknął reprezentant Chitao. — Oni są dokładnie tym, co chcemy wyeliminować!
— A w jaki sposób chcecie tego dokonać? — Spehar skrzywił się z pogardą. — Planujecie rozbroić swoich obywateli. Chcecie ich przekonać, ładnie się uśmiechając i sprzedając swoje córki?
— Panowie! — ucięła Sheida. — Proszę o spokój. Dobrze, mamy na razie dwie propozycje modyfikacji podstawowego dokumentu. Jestem pewna, że będzie ich więcej. Wszyscy mają szansę je zaprezentować i dobrze się im przyjrzeć, a potem będziemy mogli usiąść do edycji i sporów. Na razie, po prostuje przed stawcie. Bez komentarzy.
To będzie długa noc, pomyślał Edmund.