Выбрать главу

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Kane obudził Herzera dobrze przed świtem, przekazując mu złą wiadomość, że to on odpowiada za przygotowanie śniadania. Chłopak próbował nie narzekać i wstał w ciemności przedświtu. Wręczono mu wszystkie produkty, po czym Kane wrócił do łóżka.

W trakcie wyrębu drzew Herzer nauczył się używania krzemienia do rozniecania ognia, więc rozpalenie ogniska kosztowało go zaledwie dziesięć czy dwadzieścia prób. Pierwsze kilka razy ogień co prawda pojawiał się, ale zaraz gasł. Dobrych paru prób wymagało nawet osiągnięcie poziomu, na którym podpałka chwytała za każdym razem. W końcu jednak rozpalił porządny, huczący ogień i przyszedł czas na przygotowanie grysiku. Z pobliskiego strumienia przyniósł wiadro wody i wlał ją do kotła, po czym postawił go na ogniu i poszedł po następne wiadro wody. Potem musiał wymyślić, ile wsypać maki kukurydzianej na grysik. W końcu rozwiązał tę kwestię, ale do tego czasu woda zaczęła się gotować. Wsypał do niej mąkę, co zatrzymało gotowanie, i poszedł po więcej drewna.

Zanim wrócił, zawartość kotła wykipiała, gasząc ognisko.

Na szczęście zostało kilka żarzących się węgli i ostrożnie wydobył je, rozpalił za ich pomocą nowe ognisko, przyniósł więcej drewna i wszystko zaczął szykować od początku. W końcu, w chwili, kiedy ponownie pojawił się Kane, miał równomiernie płonący ogień i gotujący się grysik.

— Co dałeś do tego oprócz mąki? — zapytał Kane, próbując potrawy. — To będzie wymagało długiego gotowania.

— Miałem nieco problemów — przyznał Herzer, jakby resztki poprzedniego ogniska nie mówiły same za siebie.

— Przyniosę trochę dodatków — wymamrotał Kane, a potem odszedł w stronę budynku, który dzielił z Alyssą.

Wróciwszy, Kane przejął kontrolę nad ogniskiem i wysłał Herzera do karmienia koni. Było to duże stado i podobnie jak wszystkie końskie grupy podlegało ścisłej hierarchii. Kane zdobył skądś dużą ilość siana i Herzer usiłował rozdzielić je przez rozrzucanie go po jednej porcji z wideł naraz, ale nie działało to najlepiej. Ważniejsze, starsze klacze skończyły swoją porcję zanim dokończył dziesiątą trasę i odganiały konie stojące niżej w hierarchii, łącznie z jego Diablo, od stert siana. Zaczynał się też martwić o zdrowie koni, ponieważ kopanie i gryzienie było nie tylko głośne, ale i brutalne.

— Tak się nie uda — odezwała się Alyssa, podchodząc do niego, gdy wracał z kolejnym ładunkiem. Ziewała i widać było, że obudziły ją hałasy, ale ponieważ ciężko pracował w chłodzie poranka, jakoś nie potrafił wzbudzić w sobie współczucia dla niej.

— Jeśli w grupie jest ich tak wiele, jedyne, co możesz zrobić, do zrzucić to w jednym miejscu — wyjaśniła. — Pomaga, jeśli mogą się do tego dostać ze wszystkich stron.

Weszła do corralu z kantarem i wróciła z jednym z hanarahów, którego zaprzęgła do małego wózka. Razem załadowali wózek sianem, a potem Alyssa wjechała nim do środka, podczas gdy Herzer odganiał konie, które próbowały wydostać się przez bramę. Następnie stanął na wozie i widłami wyładowywał siano, podczas gdy Alyssa wolniutko jechała dalej. Po drodze częstowała go komentarzami na temat koni, z których jasno wynikało, że nie tylko znała je wszystkie, ale doskonale się orientowała w ich cechach charakteru i miejscu w hierarchii.

Do czasu, gdy wrócili, reszta jeźdźców była już na nogach, a kleik się ugotował. Stało się to źródłem niewybrednych komentarzy.

— — Szlag, Kane — wymamrotał jeden z jeźdźców po spróbowaniu kleiku. — Jesteś nie tylko brzydki, jesteś cholernie kiepskim kucharzem. Czemu Alyssa w ogóle za ciebie wyszła?

— -No cóż Jestem kiepskim kucharzem — przyznał Kane z szerokim uśmiechem. — Ale to coś jest wyłącznie winą Herzera. A powód, dla którego Alyssa za mnie wyszła, nie miał nic wspólnego z umiejętnościami kuchennymi.

— Rety, Herzer — dodała Alyssa. — Jeśli droga do serca kobiety prowadzi przez żołądek, masz poważny problem.

Herzer spróbował kleiku i skrzywił się, czując na języku jego przypalony smak.

— Pewnie tak — było jedynym komentarzem, na który się zdobył.

Mając nadzieję, że na tym skończą się jego poranne klęski, Herzer szybko zjadł śniadanie i poszedł poszukać swojego konia.

Diablo nie wyglądał na jakoś szczególnie ucieszonego jego widokiem i Herzer zaczął się zastanawiać, czy wczorajsza gra w polo była takim dobrym pomysłem. Ale zachował garść kleiku i zostało to docenione, więc wyprowadził z padoku konia w znacznie lepszym nastroju.

Tego ranka sam go osiodłał, pamiętając, by zmusić zwierzę do wciągnięcia brzucha, kiedy zaciągał popręg. Konie nauczyły się wciągać powietrze i nadymać w trakcie tej czynności. W ten sposób, gdy tylko jeździec kończył, mogły wypuścić powietrze i uzyskać trochę luzu na paskach. Diablo był w tym zakresie równie normalny jak każdy inny koń, ale miało to sens, noszenie popręgu z jego punktu widzenia nie mogło się różnić się od pomysłu mocno zaciśniętego ciasnego gorsetu.

Z drugiej strony, jeśli popręg nie był dobrze zaciągnięty, siodło mogło się zsunąć, czego efektem byłoby po prostu wylądowanie jeźdźca na ziemi.

Herzer pozaciągał wszystkie paski i wspiął się na siodło. Wszystkie .jeździeckie” mięśnie miał całkowicie zesztywniałe i przerzucenie nogi przez koński grzbiet okazało się zdecydowanie bolesne. Ale kiedy już się tam znalazł, zaczął się rozluźniać, a po chwili wolnej jazdy to samo stało się z jego wierzchowcem. Pokierował nim przez kilka różnych rodzajów biegu, żeby go lekko rozgrzać i wrócił do obozu swobodnym kłusem.

— -Nie możesz się doczekać, co? — zapytał Kane. Wyłonił się z szopy z jakimś nowym sprzętem i długą włócznią.

— Tylko się rozgrzewam — powiedział Herzer. — Kiedy ma się tu zjawić — nagonka?

— — Zaczęli dziś rano, ale mają do przejścia kilka mil, a poruszają się wolno. Czyli powiedziałbym, że pięć godzin po świcie. Ale coś powinno pojawić się trochę przed nimi. Więc musimy znaleźć się na miejscu za godzinę lub dwie. Ale chcemy wam wcześniej z Alyssa pokazać kilka rzeczy i porozmawiać ze wszystkimi o obowiązkach.

Herzer zsiadł z konia i zajął się nim. Ściągnął siodło i uzdę, zamieniając to drugie na kantar, po czym solidnie wyszczotkował zwierzę. Konie zrzucały warstwę zimowego włosia, więc Diablo bardzo się ucieszył ze szczotkowania. Potem znalazł worek do karmienia i trochę paszy, wiedział, że będzie dzisiaj bardzo dużo jeździł i nie chciał, żeby zwierzę padło z powodu niskiego poziomu cukru we krwi.

Do czasu, gdy skończył, Kane osiodłał własnego wierzchowca i przyczepił do siodła przyniesione rzeczy. Uprząż okazała się uchwytem na lancę, razem z miejscami na zaczepienie innej broni. Kane przyniósł też długi topór bojowy i miecz. Herzer zmienił mentalnie słowo „włócznia” na „lanca”, ale tak naprawdę nie widział różnicy.

Tymczasem Alyssa przywołała jednego z mniejszych arabów i osiodłała go. Jej siodło było znacznie bardziej zdobione niż Kane’a, ale zdawało się równie funkcjonalne. Po jednej stronie zwisał dziwny, kanciasty pokrowiec. W chwilę po tym, gdy Herzer prawidłowo rozpoznał w nim sajdak na łuk kompozytowy, otwarła go i wyjęła pozbawione cięciwy łuczysko. Założenie cięciwy okazało się poważną operacją i to Kane wykonał większość związanej z tym pracy. Najpierw wyciągnęła długą linkę, z wykonanymi częściowo ze skóry pętlami na obu końcach i zahaczyła je o końce łuczyska. Potem, gdy Kane za pomocą linki naciągnął łuk, co niemal natychmiast sprawiło, że na jego twarzy pojawiły się krople potu, ostrożnie zaczepiła cięciwę i upewniła się, że ramiona łuku były równe. Następnie Kane wolno poluzował linę, aż łuk był w pełni napięty. Kiedy ściągała pomocniczą linkę, Herzer zaczął się zastanawiać, jak często kobieta mogła naciągnąć taki łuk, bo wyglądał, jakby wymagał siły przynajmniej sześćdziesięciu kilogramów.