Выбрать главу

— Pomóż mu, Daneh. — Tym razem Herzer usłyszał męski głos. Podniosły go silne ręce, chwytając go pod pachami i pomagając mu stać.

— Muszę wrócić na konia — powtórzył. Boleśnie rozejrzał się wokół i zobaczył Diablo, stojącego ledwie parę kroków dalej. Widziany przez niego obraz falami tracił barwy, a koń wyglądał, jakby stał na końcu tunelu, ale i tak sprawiał wrażenie, jakby miał cielęcy wyraz pyska. Przez chwilę zadrżały mu kolana, i pomyślał, że może zemdleć, jednak po chwili to przeszło i wciąż stał. Boleśnie, ale stał.

— Muszę go zabrać do szpitala — zaprotestowała Daneh.

— Może się tam dostać na koniu — zabrzmiał głos. — Możesz jechać z nim i go podtrzymywać.

— Nie, Rachel może jechać — zaoponowała Daneh. — Ja jestem potrzebna tutaj.

Herzer uświadomił sobie, że drugi głos należał do sir Edmunda, ale tak naprawdę nie miało to znaczenia. Przy pomocy podtrzymującego go Talbota chwycił uprząż Diablo i wsunął stopę w strzemię. Z wysiłkiem, który wywołał kolejną, oślepiającą falę bólu głowy, wspiął się na siodło i nachylił do przodu, kołysząc się.

— Wsiadłem z powrotem — wymamrotał, z oczami na wpół przymkniętymi z powodu bólu. Wsiadł, ale nie wiedział, gdzie jechać ani jak się tam dostać. Kolanami skierował konia w stronę zagrody i zatrzymał się, kiedy jakaś dłoń chwyciła uprząż, prawie wyrzucając go z siodła.

— Nie, nie do pracy, bohaterze — z rozbawieniem powiedział Edmund. — Inni się tym zajmą. Ty jedziesz do szpitala.

Rachel usiadła za nim i z jej przyjemnymi krzywiznami przyciśniętymi do jego pleców koń został zaprowadzony do lazaretu. Z daleka słyszał jakieś wiwaty.

— Co to? — wymamrotał. Nie był w stanie zmusić się do podniesienia bolącej głowy.

— Nie wiesz? — zdziwiła się Rachel z nutką wesołości w głosie. — Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie zrobiłeś z siebie widowisko.

— Jakie wido… wido? — zapytał.

— Później. W tej chwili musimy położyć cię do łóżka i oczyścić ci twarz. Ciesz się, że nie uderzyłeś nosem, miałbyś go na całej twarzy. Właściwie to nie wiem, czemu nie masz rozwalonej tej cholernej czaszki albo krwiaka mózgu. Choć właściwie może masz.

Herzer nie był pewien, o czym ona mówi. Nie był nawet pewien, jak znalazł się na ziemi. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, to strzelanie z łuku do pumy. W jakiś sposób zdołał utrzymać się na koniu do chwili, gdy dotarli do budynku szpitala, gdzie usłużne ręce pomogły mu zejść z konia. Diablo zaczął wykazywać tendencję do płoszenia się, ale wrócił Kane i natychmiast przejął nad Nim kontrolę.

— Muszę… wyczyścić… — powiedział Herzer. Tak naprawdę czuł się, jakby miał znów zemdleć.

— Idź do łóżka, Herzer — roześmiał się Kane. — Zrobiłeś dość, jak na jeden dzień.

Rachel poprowadziła go do budynku, w którym panował błogosławiony półmrok i posadziła go na pryczy. Ku jego zdumieniu, była wyścielona czymś miękkim. Nie pozwoliła mu się jednak położyć, podpierając go poduszkami.

— Teraz zamierzam zająć się tą raną na głowie — oświadczyła. — Nie zemdlej mi tu, to byłoby niedobrze.

Na szczęście miała delikatne dłonie. Wymyła ranę ciepłą wodą, wywołując lekkie krwawienie, potem wytarła ją do sucha i posmarowała czymś, co szczypało. Ale i tak było to niczym w porównaniu z bólem wewnątrz głowy. Nagle uświadomił sobie, że zaraz zacznie wymiotować.

— Będę… — zaczął mówić, a potem przerwał, gdy jego żołądek zawirował. Dziewczyna szybko chwyciła wiadro i podstawiła mu je, a on zwrócił do niego wszystkie posiłki z ostatniego tygodnia. A przynajmniej takie miał wrażenie. Wymioty nasiliły jeszcze ból głowy.

— Dobrze, to normalne — uspokoiła go, odstawiając wiadro. — Masz wstrząs. Po prostu siedź tutaj i odpoczywaj. Może będziesz to robił przez kilka dni.

Oparł się na poduszkach i zamknął oczy przed ograniczonym oświetleniem pomieszczenia, podczas gdy ona najlepiej jak umiała, oczyściła jego ubranie. Uważał, że powinien sam się tym zająć, ale czuł się naprawdę źle. I wszystko, czego chciał, to spać.

— I nie próbuj mi tu usnąć — powiedziała Rachel, potrząsając go za ramię. — Szlag, będę musiała tu siedzieć albo posadzić do tego kogoś innego.

— Czemu? — zapytał zmęczonym głosem.

— Masz wstrząs mózgu — powtórzyła. — Jeśli teraz uśniesz, możesz się już nie obudzić.

To była nieprzyjemna myśl. I pomogła mu skupić się na niezaśnięciu. I innych rzeczach.

— O czym mówiłaś, kiedy tu jechaliśmy? — zapytał. — Przedstawienie. — Potem zaczął sobie przypominać, skąd wzięła mu się ta rana głowy. — Och, Mithras. To musiało zabawnie wyglądać — westchnął.

— Co? — Spojrzała na jego dłoń i głośno wciągnęła powietrze. — Co zrobiłeś ze swoimi palcami?

— Nie miałem rękawiczki łuczniczej — wyjaśnił. Strzelał tak szybko, że nawet nie zauważył bólu palców.

— Są porozcinane praktycznie do kości, ty idioto! — krzyknęła, zaczynając je bandażować. — I pewnie można by powiedzieć, że byłoby to zabawne, gdyby wszyscy nie przyglądali się wcześniej innym twoim wygłupom.

— Wygłupom? — spytał.

— Herzer, uganiałeś się po całym tym cholernym polu, na tym swoim wielkim koniu — powiedziała cierpko. — Zabijając wszystko na prawo i lewo. Było to ciut więcej niż spektakularne. Przynajmniej dwukrotnie ocaliłeś życie Kane’a, jeśli nierozniesienie przez wściekłego byka liczy się jako coś takiego. Potem do tego wszystkiego był ten szalony galop, żeby uratować Shilan. Wiesz, powinieneś był słyszeć to westchnienie, kiedy spadłeś. Byłeś w połowie zagrody, zanim ktokolwiek w ogóle zaczął reagować, galopując tak szybko, że wyglądało, jakbyś pędził na odrzutowcu, nie koniu. Wszyscy, którzy mieli choć chwilę na zerknięcie, przyglądali się, co zrobisz dalej. Słyszałam, jak ludzie zakładali się o ciebie.

— Och — mruknął, łamiąc sobie głowę. Naprawdę aż tak rzucał się w oczy?

— Kiedy ten dzik rzucił się na Shilan, wszyscy myśleli, że ona już nie żyje, a potem ty nie tylko przebiłeś to cholerne zwierzę, jeszcze przewróciłeś je na bok. A potem, praktycznie natychmiast dałeś się zabić, przynajmniej tak to wyglądało. Nikt nie sądził, że po uderzeniu w tę gałąź będziesz zdolny wstać i większości ludzi zniknąłeś z pola widzenia. Brawa były dlatego, że wyjechałeś z życiem.

— Och.

— Zrób coś dla mnie, dobrze? Mam już dość kłopotów. Spróbuj przestać być bohaterem.

— Dobrze — powiedział, nie rozumiejąc.

— Pójdę znaleźć kogoś, kto nie pozwoli ci zasnąć. — Wstała i poprawiła spódnicę. — Właściwie to chyba znam właściwą osobę.

Herzer zamknął oczy i znów oparł się na poduszkach, ale przestraszył się, kiedy zdał sobie sprawę, że usypia. Nie był pewien, czy Rachel mówiła poważnie o nieobudzeniu się, ale nie miał ochoty sprawdzać. Zastanawiał się też, jak długo będzie obowiązywał zakaz.

Ponownie otworzył oczy i rozejrzał się po mrocznym pokoju. Jeszcze kilka łóżek było zajętych, ale nikt nie leżał dostatecznie blisko, żeby z nim porozmawiać.