Выбрать главу

Herzer kiwnął głową, jakby rozumiał, wycierając dłońmi twarz. Edmund bez słowa podał mu szmatkę i dzbanek.

— Co pan robi? — zapytał Herzer i napił się. Woda była zmieszana z winem, niewielką ilością, tylko tyle, żeby nadać smak. Była to miła odmiana po czystej wodzie, którą dostawał przez ostatnie kilka dni.

— Tylko nóż — wyjaśnił Edmund znów z gniewnym wyrazem twarzy. — Przyszedłem tu wyżyć się na metalu, zamiast wziąć młot i porozwalać jakieś głowy.

Herzer przyglądał się w towarzyskim milczeniu, jak kowal rozklepuje metal, a potem wsuwa go z powrotem w ogień.

— Pompuj — polecił Edmund, zerkając na niego. — Choć wyglądasz, jakbyś już się męczył.

— Tak jest — przyznał Herzer. — Ale nie wiem czemu. Przez ostatnie kilka dni leżałem tylko w łóżku.

— Tego rodzaju solidne uderzenie odbiera człowiekowi siły — rzekł kowal, obracając metal w węglach. — Daneh uważa, że powinieneś leżeć jeszcze przez trzy lub cztery dni. Nie zgadzam się, ale nie zamierzałem jej tego mówić.

— Wydaje mi się, że w tej chwili bardziej potrzebuję ćwiczeń, nie wypoczynku — wy dyszał Herzer. Miechy mocno sprężynowały, a jego ręce zaczynały się już męczyć.

— Dość — burknął Talbot, wyciągając stal z ognia. — Wiesz, czemu uczniowie zawsze dmą w miechy?

— Nie.

— Poruszanie miechami wymaga ruchów bardzo podobnych do kucia. Rozwija siłę w określonych grupach mięśni. Oprócz tego, że jesteś słaby po wypadku, nie jesteś przyzwyczajony do ich używania.

— No świetnie, kolejna grupa mięśni do rozwinięcia — powiedział Herzer z cierpkim uśmiechem i znów napił się wody. — Ten nóż przeznaczony jest do wbicia w kogoś konkretnego?

— Nie — ze śmiechem zaprzeczył Edmund. — Choć przychodzi mi na myśl kilka osób, w które z przyjemnością bym go wycelował.

Herzer zrozumiał, że jest to jakaś aluzja, ale nic konkretnego.

— Chociaż — dodał po chwili Talbot, uderzając w stal jeszcze mocniej — większość z nich nie zrozumiałaby aluzji.

Herzer kiwnął głową, nie przyznając się, że on też jej nie złapał.

— Pompuj — polecił kowal. — Czyli słyszałeś już, że przyspieszamy powołanie wojska?

— Doktor Daneh mi powiedziała — przytaknął Herzer. Doszedł do siebie i właściwie było mu teraz łatwiej pompować niż na początku. Choć wciąż było tam gorąco jak w piekle. — Coś na temat Fredar?

— Zaatakowała ich grupa bandytów, to chyba najlepsze określenie. Byłem tam zaledwie kilka tygodni temu. Dostali wstępny szkic konstytucji Norau i strasznie narzekali na „pełen przemocy charakter poprawek”.

— Wymagania związane z obronnością? — zapytał Herzer, przestając pompować, gdy kowal wyciągnął stal.

— Tak — potwierdził zapytany. — Ich rada miejska zajęła pozycję odrzucenia przemocy, niektórzy z rekreacjonistów, którzy tam mieszkali, wynieśli się po tym i to właśnie od nich się dowiedziałem. Pojechałem tam i próbowałem prze konać tych durniów. — Dwukrotnie mocno uderzył młotem w stal, po czym go odłożył i wsunął ją z powrotem w żar. — Przynieś trochę więcej węgla, dobrze? — poprosił, wskazując podbródkiem na wiadro w rogu.

Herzer spełnił prośbę, po czym przyjrzał się swoim dłoniom. Nie tylko one, ale i całe przedramiona pokryte miał sadzą.

— Trudno będzie w tym stanie przemknąć się obok pani doktor.

— Nie martw się, wymyjemy cię — uspokoił go Edmund, popijając wodę.

— W każdym razie ci… bandyci zabili większość mężczyzn, łącznie z kil koma uzdolnionymi rzemieślnikami, żeby ich szlag, i uprowadzili większość kobiet, zostawiając dzieci. Och, a przy okazji spalili wszystko do samej ziemi.

— Gwałcić, rabować i palić — krzywiąc się, powiedział Herzer.

— Och tak, zrobili to we właściwej kolejności — stwierdził Edmund, wsadzając stal z powrotem w ogień. — Pompuj. Właściwie to dziwne. Dość często bandyci mylą kolejność. Biorąc pod uwagę okoliczności, palenie wszystkiego to świetna zabawa, tak naprawdę trudno jest przed tym ludzi powstrzymać.

Herzer rzucił mu szybkie spojrzenie, marszcząc brwi.

— Mówi pan to tak, jakby miał jakieś doświadczenie?

— Tak więc przyspieszyliśmy plany stworzenia wojska. — Edmund zignorował pytanie. — Chcesz zostać żołnierzem?

— Tak — odparł Herzer.

— Jakiego rodzaju? — zapytał Edmund.

— Nie wiem, jaki będę miał wybór — przyznał Herzer. — Chyba na chwilę wypadłem z obiegu.

— Armia będzie niewielka — wyjaśnił Talbot. — W tej chwili nie potrzebujemy wiele. Ale chcę, żeby stanowiła dobrą kadrę dla większych sił, więc szkolenie będzie ostre.

— Jestem na to gotów — oświadczył Herzer, gdy kowal przerwał.

— Tak ci się teraz wydaje — prychnął Edmund. — Główne siły będą się składać z dwóch grup: łuczników i piechoty. Łucznicy będą używać długich łuków, a piechota będzie luźno wzorowana na rzymskiej.

— Legiony? — zapytał z uśmiechem Herzer. — No, to mi się podoba!

— Z twoimi ramionami byłbyś piekielnie dobrym łucznikiem.

— Dobrze, jeśli każą mi zostać łucznikiem, będę nim. Ale jeśli mogę mieć jakiś wybór, to zdecydowanie wolę legiony.

— Czemu? — Talbot odłożył stal i pierwszy raz tego dnia naprawdę przyjrzał się młodzieńcowi.

Herzer odwrócił twarz od badawczego spojrzenia i wzruszył ramionami, zaczerwieniony.

— Nie wiem — mruknął.

— Dobrze, powiedz mi, co myślisz.

Herzer zawahał się chwilę, po czym znów wzruszył ramionami.

— — Legiony… cóż, łucznicy. Łucznicy siedzą z tyłu i walą do przeciwnika na odległość. Nie… ścierają się z nim. Nie atakują go. Ja… uczyłem się strzelać z łuku, i tak, jestem w tym nawet dość dobry, ale zawsze wolałem zwarcie z zimną stalą. Nazywam to „żelazną ręką”. To po prostu… coś dla mnie. Czasem nie należało tak robić. Ale… to właśnie wolałem.

Edmund znów kiwnął głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy i ponownie chwycił stal.

— Pompuj. Określenie, którego ci brakuje to „piechota uderzeniowa”. Istniały dwie jej odmiany, zdyscyplinowana i niezdyscyplinowana. Tym drugim typem był Pikt atakujący z krzykiem i wywijając nad głową toporem. Czasem się to sprawdza, przeciw innej niezdyscyplinowanej piechocie. Drugi model to falanga, postępująca w równym tempie, by przejąć i utrzymać teren. „Żelazna pięść”… słyszałem już ten termin i prawdopodobnie zdziwiłbyś się, skąd pochodzi, choć dotyczy to bardziej wrzeszczącego Pikta. Czy dostrzegasz różnicę?

— Tak jest, sir — odpowiedział Herzer. — Ale i tak wolę legiony. Legiony — cóż… — przerwał i wzruszył ramionami.

Edmund uśmiechnął się do niego i kiwną głową.

— Znów mam nad tobą przewagę. Mam za sobą lata lektur, rozważań i studiów, dzięki którym mogę zdefiniować to, czego ty nie potrafisz. Legiony są tym miejscem, gdzie „opona styka się z drogą”, kolejny termin, który trudno zdefiniować. To one w ostatecznym rozrachunku będą decydować o wyniku bitwy.

— Tak — wydyszał Herzer, ciesząc się, że ktoś potrafił wyjaśnić ogarniające go… uczucia. — Chcę być tam, gdzie guma styka się z drogą.

Edmund roześmiał się i popatrzył z aprobatą na młodego mężczyznę, który wyglądał na zakłopotanego.