Выбрать главу

— Wiecie, co ten dureń zrobił wczoraj? — Rachel zapytała Courtney.

— Nie mam pojęcia — z uśmiechem odrzekła dziewczyna. — Co zrobił ten dureń?

— Przez cztery godziny pomagał mojemu tacie w kuźni.

— Och, no to faktycznie był świetny pomysł! — wykrzyknęła Courtney.

— To nie było takie złe — zaprotestował Herzer. — No i miałem potem tylko lekki ból głowy.

— Wydawało mi się, że w którymś momencie użyłeś określenia oślepiający? — przypomniała Rachel. — Coś o czerwonych plamach? Odpoczynek w łóżku. Odpoczynek.

— Dobra, rozumiemy aluzję — stwierdził Mike. — Już idziemy.

— Herzer, spiszę umowę i przekażę ci ją — powiedziała Courtney. — Jeszcze raz dziękuję. Znajdź kogoś, kto ją dla ciebie obejrzy i upewnij się, że dokładnie tego chcesz, zanim ją podpiszesz. Zarejestruję ją w sądzie.

— Dobrze — zgodził się Herzer. — Ufam wam. Ale jeśli nalegacie na spisanie tego…

* * *

Herzer nie był pewien, czy zrobiono tak celowo, żeby dać mu szansę znalezienia się w pierwszej klasie, ale wezwanie do zgłoszenia się rekrutów ogłoszono w dzień po tym, gdy doktor Daneh oznajmiła, że jest już zdrowy.

Herzer pojawił się w punkcie rekrutacyjnym tuż po świcie następnego dnia, podchodząc i z zainteresowaniem rozglądając się w świetle przedświtu. Punkt rekrutacyjny składał się z prostego stołu ustawionego przed grupą namiotów, z których większość miała zawieszone przed wejściem latarnie. Stało tam już około pół tuzina ludzi. Jedną z nich była Deann.

— Zdecydowałaś się zostać żołnierzem? — zapytał, podchodząc i wyciągając rękę na powitanie.

— Pracowaliśmy w garbarni — przyznała dziewczyna, łapiąc jego rękę i mocno nią potrząsając. — Zdecydowałam, że muszę znaleźć coś innego, kiedy główny garbarz zauważył, że kiedy już straci się węch, praca robi się o sto procent lepsza.

Herzer zachichotał i rozejrzał się po grupie, która składała się mniej więcej w połowie z młodych ludzi plus minus w wieku Deann i jego, a w połowie ze starszych. Nie było między nimi jakiejś bardzo wyraźnej różnicy w wyglądzie, ale dało się to zauważyć po drobiazgach: sposobie stania, gestach. Dzięki nowoczesnej technice ludzie nie zaczynali wyglądać staro przed przekroczeniem dwustu lat. Herzer zastanawiał się, ile z tego było wbudowane i pozostanie, a jaka część wynikała z ingerencji nanitów i zniknie niedługo po Upadku. W tej chwili starsi zdawali się jeszcze trzymać.

Czekali w przyjaznym milczeniu, podczas gdy nadchodzili następni. Deann była jedyną, którą znał po imieniu, ale kilku innych kiwnęło mu głową, jakby go znali, co wydało mu się dziwne. Miał problemy z przystosowaniem się do sytuacji, w której wiele osób rozpoznawało go po wyglądzie.

— Wciąż mówią o tobie w mieście — oznajmiła Deann, śmiejąc się cicho, gdy jeden ze starszych nowo przybyłych bez słowa poklepał Herzera po ramieniu.

— Przecież ja tylko zagoniłem trochę bydła — wymamrotał, potrząsając głową.

— Bzdura — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. — Sama zarobiłam na tobie kilka żetonów. Nikt nie spodziewał się, że przeżyjesz pierwszego tygrysa. A sądząc po tym, jak tam szalałeś, większość obstawiała, że nie przetrwasz dłużej niż pół godziny.

Na twarzy Herzera zaczęły się rysować mieszane uczucia, ale nic nie odpowiedział, ponieważ właśnie odsunięto klapę namiotu i w wyjściu pojawiła się postać w zbroi.

— Podejdźcie do stołu, podajcie swoje prawdziwe nazwisko, prawdziwy wiek i odpowiedzcie na pytania — szorstko powiedziała postać i odsunęła się na bok. Ze środka wyszły dwie kobiety i zajęły miejsca przy stole.

Herzer odczekał na utworzenie się kolejki i zajął miejsce koło Deann. Proces był powolny i uświadomił sobie, że prawdopodobnie ma dziś przed sobą dużo czekania.

W końcu przyszła jego kolej na stanięcie przed stołem. Do tej pory słońce wspięło się już całkiem wysoko i żołądek mu się buntował, przypominając, że nie jadł dzisiaj śniadania.

— Herzer Herrick — powiedział. — Siedemnaście. — Ale nie dodał, że prawie.

— Dobra, myślę, że mogę ci zapisać, że masz doświadczenie w zakresie jazdy konnej i łucznictwa — roześmiała się kobieta.

— Nie jestem ekspertem… — zwiesił głos.

— Nie ekspert. Jasne. Czy masz jakieś inne umiejętności, które powinnam zapisać?

— Szkoliłem się w indywidualnej walce na miecze. Trening w rozszerzonej rzeczywistości. To samo z włócznią. — I lancą — dodała kobieta.

— Lanca nie — wtrącił mężczyzna w zbroi. — To było bardziej szczęście niż cokolwiek innego. I koszmarnie siedział.

Herzer rzucił mężczyźnie szybkie spojrzenie: starszawy, z siwymi włosami i rysującymi się na twarzy zmarszczkami, ale twardy, co do tego nie było wątpliwości. Miał na sobie zbroję segmentową wykonaną z częściowo nachodzących na siebie wygiętych stalowych płyt, co wyglądem przypominało chityno-wy pancerz wiją. Herzer poczuł przez moment chęć, aby oprotestować jego stwierdzenie, przynajmniej mentalnie, ale tak naprawdę nie mógł. To faktycznie było szczęście. Mężczyzna był brutalnie szczery. I przenikliwy.

— Znasz się na produkcji broni i uzbrojenia?

— Nie, nawet nie ubierałem się sam w trakcie treningu — przyznał Herzer. — I nie wiem zbyt wiele o opiece nad końmi. Ale potrafię jeździć.

— To prawda — potwierdziła postać w zbroi.

— Coś jeszcze? — zapytała kobieta.

— Nie.

— Wejdź do namiotu i postępuj zgodnie ze wskazówkami — powiedziała, podając mu folder. — Pilnuj tego — kontynuowała urzędowym tonem. — Właśnie zostałeś wpisany w akta i to właśnie one.

Herzer trzymał swoje akta i przechodził przez kolejne punkty. Zaliczył test czytania i pisania, prosty sprawdzian siły polegający głównie na dźwiganiu różnych ciężarów i badanie lekarskie. Temu ostatniemu poddał się z rezygnacją Był już tak przyzwyczajony do bycia obstukiwanym i oglądanym, że dzień wy-dawałby mu się niepełny, gdyby ktoś nie kazał mu wystawić języka i powiedzieć: aaaa. Badała go jedna z pielęgniarek, które były szkolone przez doktor Daneh i która pojawiała się od czasu do czasu w trakcie jego rekonwalescencji. Była dość ładną brunetką z nieprzyjemnym zwyczajem mówienia przez zaciśnięte zęby. W trakcie wizyt u niego zachowywała się raczej przyjaźnie, jednak teraz zachowała profesjonalny dystans. Aż do chwili, gdy zachichotała.

— Biorąc pod uwagę, że doktor Daneh przeprowadziła kilka dni temu kompletne badanie, to wydaje się raczej niepotrzebne — powiedziała, zapisując coś na kawałku papieru i wsuwając go do swojego notatnika.

— Nie zamierzałem niczego mówić — odparł Herzer z uśmiechem.

— Cóż, poza tym, że potrzeba ci trochę ćwiczeń, wydajesz się być doskonałym kandydatem na żołnierza — orzekła, marszcząc czoło. — Wyświadcz mi przysługę i nie daj się zabić. Zainwestowaliśmy w ciebie dużo pracy.

— No cóż, skoro tak na to nalegasz, obiecuję się postarać.

— Dobrze — uśmiechnęła się. — Przez te drzwi.

Herzer przeszedł w końcu przez drzwi na zewnątrz i zobaczył niewielką grupkę czekających bezczynnie rekrutów, z których jednym była Deann. Stał tam też mężczyzna w kolczudze, lekkim hełmie i skórzanych karwaszach, który zdawał się dowodzić. Kiwnął Herzerowi głową.

— Razem dwudziestu — powiedział. — Chodźcie za mną.

Za namiotami znajdował się duży, niedawno oczyszczony z lasu teren na północny wschód od Raven’s Mill, wciąż pełen pniaków i korzeni. Na jednym jego końcu ustawiono w różnych odległościach tarcze z celami dla łuczników, każda z numerem u góry, a mężczyzna poprowadził ich do stołu, na którym leżały łuki. Przy jednym z końców stołu stało wiadro z wodą i beczułka wypełniona strzałami o lotkach pomalowanych na różne kolory i wzory. Herzer stwierdził, że coś jest nie tak z ich wyglądem.