— Taaak — mruknął Talbot. — Wydaje się, że najlepsi z naszych dawnych towarzyszy nie przetrwali.
— A kiedy my byliśmy tacy jak oni, ktoś, na kogo my tak patrzyliśmy, kopniakami ustawił nas. Zrodziliśmy się niedoskonali, Edmundzie.
— To prawda — skrzywił się Talbot. — I nieważne, jak bardzo będziemy się starać, i tak na niedoskonałości się skończy.
— Wyjaśnij — poprosił Serż. — Nie mówisz chyba o programie szkoleniowym, prawda?
— Nie — westchnął Edmund. — Przygotowano zarys konstytucji Zjednoczonych Wolnych Stanów. Dopuszcza zarówno arystokrację, jak i de facto feudalizm. Pomimo moich wysiłków.
— Czy wpłynie to na nas bezpośrednio?
— Tylko w zakresie arystokracji — parsknął Talbot. — Zdołałem wprowadzić zastrzeżenie, że lokalne rządy mogą ogłosić się „wolnymi od poddaństwa” w swoich granicach. Jesteśmy zaliczeni do Overjay, geograficznego rejonu zawierającego Washan, Waman i kilka innych, łącznie z Rowaną, która nie jest członkiem.
— Co z siłami wojskowymi? — zapytał Serż, przechodząc do ważnej dla siebie części.
— No cóż, mam poprawkę, że osoby o pełnym prawie wyborczym muszą wykazać się zdolnością do używania broni, ale stany feudalne wprowadziły zastrzeżenie, że „obywatele drugiej kategorii” mają być nieuzbrojeni i że liczą się jako wyborcy, nawet jeśli faktycznie głosować nie mogą. Zawodowa armia składa przysięgę Zjednoczonym Wolnym Stanom. I jestem dość pewien, że uda mi się zaliczyć Akademię do armii zawodowej.
— A co z legionami? Czy będą główną siłą? Czy będziemy musieli przyjąć, cokolwiek przyjdzie na pobór?
— Cóż, pytanie brzmi, kto będzie dowodził? — z chichotem odpowiedział Edmund. — Tajemnica polega na posiadaniu najlepszego planu na początku i pozwolenia, by inne siły sformowały się wokół twoich. Na dłuższą metę będziemy mieć więcej niż legiony, ale mam nadzieję, że to one będą stanowić rdzeń. Z drugiej strony Kent poszedł prawie wyłącznie w stronę kawalerii. Jeśli zdołamy ich skłonić do przyłączenia się do ZWS, głupotą byłoby spieszanie ich. I znów, większość miast-państw skupia się na piechocie. A kto ma najlepszą piechotę?
— My — z satysfakcją stwierdził Serż.
— Tak jest.
— Dobrze — powiedział Serż, zmieniając temat. — Jak się ma Daneh?
— Dziwnie się zachowuje.
Kiedy Edmund wrócił do domu, zastał w nim zmienione zasłony.
Prawdę mówiąc, kiedy do niego wszedł, nie był nawet pewien, czy dobrze trafił. Meble przestawiono i znikły dwa jego ulubione gobeliny oraz wielki stół, na którym miał zwyczaj odkładać rzeczy, z którymi nie wiedział, co zrobić w danej chwili.
Daneh klęczała na środku pokoju, mierząc podłogę za pomocą kawałka struny.
— Co robisz? — zapytał ostrożnie.
— Wymierzam pod dywany — odpowiedziała Daneh, notując coś.
— Lubię klepki — zauważył Edmund.
— Wiem, że lubisz — przytaknęła Daneh, z wysiłkiem podnosząc się z kolan. Ostatnio zaczęło być po niej widać ciążę i miało to wpływ na jej równowagę. — Ale czy masz jakieś pojęcie, jakie to niewygodne, gdy puchną kostki, a stopy sprawiają wrażenie, jakby podbicie miało zaraz odpaść?
— Nie doszłaś jeszcze do takiego etapu — zaryzykował.
— Nie — uśmiechnęła się. — Dlatego teraz wymierzam dywany.
— Czy to coś związanego z ciążą? — zapytał ostrożnie. — Ostatnio miała tendencję do wybuchów złości, jeśli zadawał pytania dotyczące jej stanu.
— Nie wiem — odpowiedziała radośnie. — Ale niezależnie od tego, czy ma to związek czy nie, dostaniesz dywany.
— A skąd się wezmą?
— Spotkałam taką miłą dziewczynę o imieniu Shilan będącą jedną z uczniów tkackich. A ponieważ owce zrzuciły runo i mamy w tej chwili nadmiar wełny, a nowy młyn eksperymentuje z różnymi maszynami tkackimi, pomyślała, że mogłaby mi zrobić dywan z filcu. Zasłony też się z tego wzięły.
— A moje gobeliny? — zapytał niepewnie.
— Zaniosłam je do warsztatu. Co chcesz dostać na kolację?
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
Po solidnej kolacji rekruci spędzili noc w opróżnionych dla nich barakach i zostali obudzeni przed świtem przez jednego z sierżantów przechodzącego między nimi i walącego w metalową tarczę.
— Wstawać lenie, zbierać się na nogi, przed wami kolejny piękny dzień w legionach — wykrzyczał sierżant. — Dziesięć minut na latryny, potem ustawie się przed koszarami.
Herzer stanął w kolejce do latryny — dla całej grupy dostępne były tylko dwa miejsca — potem szybko się przemył deszczówką z beczki. W końcu dołączył do tłumu przed barakiem. . .
— Jeszcze nie będziemy próbować uczyć was marszu w formacjach — oznajmił sierżant po podliczeniu ich — ponieważ po prostu potykalibyście się o własne nogi. Więc chodźcie za mną zwykłą bandą i spróbujcie nie zostać zbytnio z tyłu. Poddamy was dalszej obróbce.
Stado podążyło za nim do grupy budynków blisko podstawy zachodnich wzgórz. Były solidniejsze niż większość tymczasowych budynków, wzniesionych, żeby pomieścić napływających uchodźców i Herzer podejrzewał, ze miały związek z dorocznym Jarmarkiem. Zebrali się przed pierwszym z nich, a potem wchodzili do środka pojedynczo.
Pomieszczenie w środku zostało podzielone na pół rzędem prostych stołów Po jednej ich stronie siedziało kilku cywili, stosy materiału i około dwudziestu kobiet pospiesznie szyjących z niego mundury.
— Rety, wielki jesteś — zauważył mężczyzna, który zdawał się tam dowodzą — Katie, będę dla niego potrzebował XXL — zawołał mężczyzna, ściągając z szyi zawieszoną na niej miarkę. — Jaką masz nogawkę, wielkoludzie?
— Nie mam pojęcia — odpowiedział Herzer. — Co to znaczy?
— Długość wewnętrznej strony twojej nogi — wyjaśnił mężczyzna schylając się i mierząc go. Zachichotał z powodu wyraźnego speszenia Herzera. — I dla tego właśnie mówiłem temu niemądremu sierżantowi, że macie się nie rozbierać przed tą częścią. Katie, nogawka czterdzieści cztery!
— Będzie musiał wziąć czterdzieści sześć, czy coś koło tego, trochę za duże, ale nie mam innego — oświadczyła kobieta zza lady, podając jakieś szare ubranie, torbę z materiału i różne kawałki płótna.
— Weź to i przebierz się za zasłoną — polecił mężczyzna, odwracając się już do następnego rekruta w kolejce. — Włóż cywilne ubranie do torby. Zachowaj buty.
— A co z resztą? — zapytał Herzer.
— Zachowaj i przejdź do następnego pokoju.
Herzer przebrał się w workowate ubranie — zauważając przy okazji, że dostał łącznie trzy, kiepsko wykonane komplety — i ściągnął paskiem spodnie najmocniej, jak potrafił. Następnie, trzymając swoje cywilne ciuchy, sakiewkę i dodatkowe mundury, przeszedł do następnego pokoju.
— Włóż do torby swoje stare ubranie i wszystko, co posiadasz, oprócz pieniędzy i kosztowności — ostro odezwał się siedzący tam mężczyzna. — Nie słuchałeś?
Herzer szybko spełnił polecenie i oddał torbę.
— Co teraz? — W pokoju pod ścianą leżał już spory stosik podobnych toreb, a przy stole, na którym stała zapalona świeca, siedział mężczyzna. Stało tam też kilka niezbyt starannie zbitych drewnianych skrzynek.
Mężczyzna wziął kawałek rzemienia i świecę.