Następnie pomaszerowali kolumną na kolację.
— Dowódca triari jest ostatni w kolejce — poinformował ich Jones. — Kiedy on skończy jeść, to znaczy, że wszyscy skończyli. I będzie jadł szybko — dodał sierżant, patrząc znacząco na Herzera.
Przeszli przez kolejkę, pobierając drewniane tace, które zapełnili porcjami mięsa, fasoli i chleba.
Herzer, świadom, że będzie podlegał uważnej kontroli, wziął znacznie mniej niż miał ochotę, a kiedy usiadł, sprawdził, jak idzie reszcie grupy. Część z nich najwyraźniej nie miała pojęcia, co znaczy „zjeść szybko”. Ociągał się ze swoim jedzeniem jak tylko mógł, do chwili, gdy złapał kolejne znaczące spojrzenie Jonesa, po którym szybko zgarnął z miski resztki fasolki, dopychając je ostatnim kawałkiem chleba.
— CO U DIABŁA ROBICIE JESZCZE JEDZĄC, KOTY? — usłyszał za sobą, gdy kierował się do wyjścia z mesy.
Na kolacji się nie skończyło. Nie odpowiadał im stan koszar i zanim odprowadzono ich do baraków, rekruci zostali przegonieni w marszu prawie do połowy wzgórza. Herzer nie miał pojęcia, która była wtedy godzina, ale zdawał sobie sprawę, że dostroił się już w pełni do cyklu zmierzch — świt i do chwili, kiedy dotarli z powrotem do koszar, praktycznie padał z nóg.
— Rozdzielcie między sobą dwugodzinne straże do strzeżenia ognia — nakazał Jones, umieszczając przed koszarami pochodnię. — Ich obowiązkiem będzie pilnowanie, żeby zawsze była przygotowana świeża pochodnia i żeby nie zapaliły się od niej koszary. — Wyciągnął podaną mu przez kaprala Wilsona klepsydrę. — Ta klepsydra odmierza trzydzieści minut. Strażnik obróci ją za każdym razem, gdy przesypie się w niej piasek. Cztery obroty i koniec warty. Dwanaście obrotów do pobudki. Jeden obrót po pobudce do inspekcji. Dobranoc, koty. — Po tych słowach odszedł.
— Panie święty! — powiedział Cruz. — W co ja się u diabła wpakowałem?
— Świat pełen bólu — odrzekł Herzer. — Dobra, kto miał te cholerne igły i nici? Wciąż mamy pracę.
— O czym ty u diabła mówisz? — zapytał ktoś z mroku. — Pieprzyć to. Ja idę spać.
Wokół rozległy się niezadowolone potwierdzenia, na co Herzer rozejrzał się gniewnie.
— Chcecie biegać po okolicy, śpiewając o swoim beznadziejnym mundurze? — zapytał. — I jeszcze coś. Wstaniemy o jeden obrót przed pobudką i uporządkujemy koszary. Kiedy przejdą przez drzwi, wszystko musi być w idealnym stanie. Zrozumiano?
— Pieprzę cię — powiedział jeden z rekrutów, odwracając się. — Kto cię zrobił bogiem?
Herzer złapał chłopaka za kołnierz i prawie bez wysiłku rzucił nim o najbliższą ścianę.
— Sierżant Jeffcoat. I nie zamierzam pozwolić na skopanie sobie tyłka tylko dlatego, że twoje śmieci nie będą poukładane.
Potoczył gniewnym wzrokiem po grupie, a Cruz stanął przy jego boku.
— Jeszcze jakieś pytania?
— Tak, kto pierwszy stanie na warcie? — odezwał się ktoś z grupy.
— Jak się nazywasz? — zapytał rekruta, który wolno podnosił się z ziemi.
— Bryan — odpowiedział tamten, podnosząc się ociężale.
— Weźmiesz pierwszą wartę, ale nikt z nas nie pójdzie jeszcze spać. Pilnuj klepsydry i obróć ją, kiedy przesypie się piasek.
W ciągu następnej godziny wyznaczył wartowników, dopilnował ponownego przeszycia mundurów, mając nadzieję, że tym razem zyskają uznanie sierżantów. Sprawił też, że jego podkomendni ułożyli się w równych rzędach na podłodze, a nie byle jak, jak popadnie. Nie był pewien, czy sam powinien się kłaść, niektórzy z żołnierzy patrzyli na niego bardzo mrocznie. Ale doszedł do wniosku, że kiedyś musi przecież spać.
— Pamiętaj, trzydzieści minut przed pobudką — przypomniał rekrutowi, który miał pełnić ostatnią wartę.
— Tak jest — sennie mruknął tamten.
Potrząsnął głową i rozejrzał się. Większość triari już spała, ale Stahl też kiwał głową, siedząc na ziemi przy drzwiach, skąd mógł mieć oko na pochodnię.
— Wstań — powiedział.
— Czemu? — zapytał rekrut, mimo wszystko podnosząc się z ziemi.
— Zaśniesz. Przekaż to następnemu strażnikowi, chcę być budzony przy każdej zmianie warty. Jeśli któryś z was uśnie albo usiądzie na warcie, potraktuję was tak, że rzucenie o ścianę będzie się wam wydawało czułą pieszczotą.
— Wydaje ci się, że jesteś wielki — wymamrotał Bryan, ale oparł się o ścianę, jakby planował tak zostać.
— Cholerna racja, i mam lekki sen — odmamrotał Herzer i skierował się do swojego posłania na ziemi. Wszystko, co miał, to koc, ale sypiał w gorszych warunkach i zasnął praktycznie, zanim się jeszcze położył.
Słabo pamiętał resztę nocy, gdy budzili go kolejni wartownicy. A kiedy ostatni potrząsnął go za ramię, było zdecydowanie za wcześnie.
— Jeden obrót do pobudki — oświadczył strażnik. — Właściwie trochę wcześniej. Poprzedni strażnik powiedział mi, że spóźnił się o kilka minut.
— Kolejny wspaniały dzień w legionach — powiedział Herzer, wstając. — Pobudka!
Rekruci zaczęli się podnosić, porządkując swoje rzeczy i składając koce. Część zaczęła zakładać mundury, ale gestem kazał im przestać i zająć się zamiast tego porządkowaniem szafek. Do chwili, gdy strażnik ostrzegł ich o zbliżaniu się sierżantów, sala wyglądała tak porządnie, jak tylko potrafił to osiągnąć.
— Baczność! — zawołał strażnik, na co wszyscy wyciągnęli się jak struny przy swoich skrzynkach.
Pierwszym sierżantem, który przeszedł przez drzwi, był niosący latarnię Jeffcoat. Rozejrzał się po sali i burknął z niezadowoleniem, przechodząc między rekrutami, tu i ówdzie otwierając szafki, aż dotarł do Herzera. Zmarszczył brwi i wrzasnął:
— Zakładać mundury i zbiórka, koty! — Gdy Herzer zgiął się do swojej skrzynki, złapał go za ramię. — Ty nie.
Wyprowadził go na zewnątrz i pchnął pod ścianę.
— Jak dawno wstałeś?
— Panie sierżancie, obudziłem ich trzydzieści minut przed pobudką, sir — przyznał Herzer.
Sierżant wbił w niego wzrok w świetle latarni, ale po chwili potrząsnął głową.
— Skąd znasz tę sztuczkę?
— Czytałem trochę książek.
— Planujesz robić tak codziennie?
— Jak długo będę triari rekrutów — odpowiedział Herzer, a potem wzruszył ramionami. — Albo do czasu, aż ktoś wsadzi mi nóż między żebra.
Sierżant przyglądał mu się jeszcze chwilę, a potem kiwnął głową.
— Idź ubrać swój łachmaniarski mundur, Herzer.
Poranną inspekcję trudno byłoby uznać za udaną, ale Herzer nie miał wątpliwości, że byłoby znacznie gorzej, gdyby odczekał do oficjalnego czasu na pobudkę. Gdy tylko z powrotem zebrali swoje rzeczy, sierżanci zabrali ich na poranny bieg, po którym połowa jednostki, ciężko dysząc, zataczała się ze zmęczenia. Dostali następnie trzydzieści minut na kąpiel w beczkach z deszczówką, a potem zjedli szybkie śniadanie. Gdy wychodzili zbierać się w formację, Herzer klepnął Cruza w ramię.
— jak, wolisz być tutaj, czy może jednak w programie uczniowskim?
— Och, nie wiem — zaśmiał się Cruz. — Przynajmniej nie ścinamy drzew. Kiedy ustawili się w formacji, Jeffcoat przyjrzał się im i potrząsnął głową.
— Bez wątpienia stanowicie najnędzniejszą grupę osobników, jaką kiedykolwiek widziałem. Ale zrobimy z was ludzi, och tak. A pierwszą rzeczą, jakiej musicie się nauczyć, jest, co to znaczy być żołnierzem. Wszyscy myślą, że sprowadza się to do machania mieczem, ale będzie to ostania rzecz, jakiej się na uczycie. Pierwszą będzie to, co przychodzi przed machaniem mieczem. Dobra, kto wie, jak się używa piły poprzecznicy?