— No dobrze. Przypuszczam, że się zastanawiacie, czemu tu jesteśmy — zaczął Serż, kiedy ostatni dyszący i zlany potem rekrut zajął miejsce w szeregu. — Istnieje pewna bardzo dobra księga, w której napisano „na wszystko jest czas”, a wy właśnie osiągnęliście czas, by odłożyć dziecięce gry. I to ja jestem człowiekiem, który pochowa zabawki. Zrozumiano?
— ZROZUMIANO, SIERŻANCIE!
— Przez następne kilka tygodni nie będziemy mieć wiele czasu na gry i zabawy, ale pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie przypomnienie wam, że kiedy żołnierzom każe się ruszać, to muszą wykonać rozkaz. O tę dolinę toczono już kiedyś bitwę, a generał, który ją posiadł, tamtego dnia oparł się na piechocie. Poruszali się tak szybko, że określano ich mianem pieszej kawalerii. I my też do tego dojdziemy. Kiedy skończymy, będziecie w stanie maszerować szybciej niż jakakolwiek kawaleria i nauczycie się poruszać po ścieżkach, które będą trudne dla kozy. Albo nie nazywam się Miles Artur Rutherford. Zrozumiano!
— ZROZUMIANO, SIERŻANCIE!
— Będziecie dbać o wasz sprzęt, zanim zajmiecie się sobą. Jeśli będziecie odpowiadać za sprzęt specjalistyczny, zajmiecie się nim, zanim zadbacie o własny. Waszym jedynym celem jest wykonanie zadania. Każdego dnia możecie nauczyć się czegoś, by wzbogacić zadanie i każdego dnia zrobicie coś takiego!
— A co jest naszym zadaniem, Serż? — uroczyście zapytał Cruz.
— Waszym zadaniem jest umrzeć od strzały albo uderzenia miecza czy halabardy, by nie spotkało to cywili. Obowiązkiem polityków będzie zapewnienie, żeby tak było. Jeśli macie z tym jakiś problem, możecie odejść i dołączyć do jakiejś obszarpanej kompanii najemników, albo do tych dupków z milicji, czy schować się pod spódnicę mamy! Jednak to jest nasze zadanie! Cywile nie będą wiedzieć ani o to dbać. Z czasem zaczną was nienawidzić. A mimo wszystko pozostaniecie wierni i każdego dnia będziecie dążyć do wypełnienia misji! ZROZUMIANO?! — ZROZUMIANO, SERŻ!
— Zrodziliście się we krwi, we krwi będziecie żyć i we krwi umrzecie. Od tego dnia nie jesteście żołnierzami, nie jesteście legionistami, staliście się Panami Krwi. Związani krwią, związani stalą. Powtarzajcie za mną: Krew do krwi…
— Krew do krwi — powtórzył Herzer, czując przebiegający przez ciało prąd.
— Stal do stali…
— Stal do stali.
—
— We krwi żyjemy…
— We krwi żyjemy…
— We krwi zginiemy…
— We krwi zginiemy…
— Panowie Krwi…
— GŁOŚNIEJ!
— PANOWIE KRWI!
— GŁOŚNIEJ!
— PANOWIE KRWI!
— Wracać na dół wzgórza i zjeść śniadanie. Potem przekonamy się, czy któryś z was, młodych durniów, będzie umiał zrobić zbroję.
Zbroje czekały na nich po obiedzie w postaci stosu skrzynek na wózku ciągniętym przez woły.
Deann wspięła się na wóz i zajrzała do skrzynki na wierzchu.
— Zestaw zbroi, segmentowej, jedna sztuka — odczytała napis na kartce przyklejonej do wierzchu pudła. — Rozmiar: mały. To dla mnie.
— Ściągnijcie je z wozu — zakomenderował Serż. — Przenieście do namiotu dekurii i pokażemy wam, jak sieje montuje.
Po otwarciu skrzynek okazało się, że zawierają one stalowe płyty, uchwyty mocujące, nity, paski skóry i zbijające z tropu instrukcje. Razem ze skrzynkami dostarczono im jakieś narzędzia, które Serż dodał do wyposażenia triari.
Zbrój ę segmentową wykonywało się przez wzięcie stalowych płyt, wygięcie ich odpowiednio do kształtu ciała, a następnie połączenie nakładających się pasów za pomocą mocowań i skórzanych pasków. Płyty musiały być jednak mierzone indywidualnie, by dość dobrze, choć nie przesadnie ściśle obejmowały tors. Gotowa zbroja składała się z czterech elementów: dwóch połówek torsu, po jednej na lewą i prawą stronę, i dwóch naramienników.
Przez następne dwa dni triari pracowała nad zbrojami, przycinając płyty do odpowiedniej długości, wyginając je do zadanego kształtu, wybijając dziury na nity, mocując uchwyty i skórzane paski. Dodatkiem do zbroi była solidna chusto z grubego badwabiu, którą zwijało się w rulon, a następnie układało na ramionach i karku, co chroniło przed zadrapaniami i otarciami ze strony krawędzi zbroi.
Herzer, jak zwykle, miał problemy ze standardowymi zestawami czegokolwiek i trzeba było dostosować kilka elementów specjalnie dla niego. Ale po dwóch dniach, którym towarzyszyło mnóstwo przeklinania ze strony niezbyt wprawnych w montowaniu zbroi rekrutów, wszyscy w triari mieli własne pancerze.
Kiedy zbroje przeszły z sukcesem inspekcję Serża, wydano im nowe hełmy, pilą, miecze i duże drewniane tarcze. Hełmy wykonano w stylu barbuty, czyli litej osłony na głowę z umieszczonym z przodu otworem w kształcie litery „T”. Styl ten miał kilka plusów w stosunku do tradycyjnego rzymskiego wzoru. Z usłyszanego przypadkiem fragmentu rozmowy Herzer dowiedział się, że hełm stanowił najbardziej skomplikowany do wykonania element zbroi. A rzymskie hełmy, z ich wieloma częściami, nitami, taśmami i zawiasami, były znacznie trudniejsze do wykonania od barbut. Co ważniejsze jednak, barbuta była znacznie lepszym projektem. Rzymskie hełmy — nie osłaniające twarzy, choć lekkie i pozwalające na swobodne oddychanie — miały ten minus, że cięcie lub pchnięcie wyprowadzone w twarz miało praktycznie gwarancję skuteczności. Barbuta osłaniała znacznie większą część twarzy, czyniąc tym samym zranienie mniej prawdopodobnym. Jej minusem było oferowanie przez nią gorszego pola widzenia oraz fakt, że nieprzyjemnie się w niej maszerowało. W sumie jednak Herzer cieszył się, że wybrano ten wzór. Wolał raczej mieć problemy z widokiem wokół, niż nie widzieć w ogóle.
Pilum, włócznia rzymskich legionów, było kolejnym wzorem, który skopiowano praktycznie bez zmian. Składało się ze stosunkowo krótkiego drewnianego drzewca, o długości trochę ponad metr, oraz niezwykle długiej i wąskiej metalowej głowicy z paskudnie ostrym, zębatym szczytem. Broń można było wykorzystać jako włócznię i triari bardzo intensywnie ćwiczyła z nią, maszerując w formacji, a następnie atakując z opuszczoną bronią. Jednak główne zastosowanie pilum polegało na rzucaniu nią. Długa głowica ze stali została zaprojektowana tak, by przebić tarczę, a następnie się zgiąć. Mając tarczę z wbitą włócznią, która swoją masą odciągała osłonę do ziemi, wróg nie miał innego wyjścia, jak zatrzymać się i spróbować ją usunąć, opuszczając przy tym tarczę i odsłaniając się. Ponieważ bronią rzucano z bardzo niewielkiej odległości, technika jej wykorzystania polegała na rzuceniu i natychmiastowej szarży. Pierwszy szereg przeciwnika zostałby wówczas unieruchomiony i praktycznie pozbawiony osłony.
Dostali krótkie miecze z klingą przypominająca kształtem liść, o wzorze bardziej celtyckim niż rzymskim. Nosiło sieje w pochwie umieszczonej wysoko, nie całkiem z boku, po prawej stronie. Podstawowa metoda ich wykorzystania to krótkie, szybkie cięcia i pchnięcia, mające na celu ranienie i zabicie przeciwnika. W tej chwili wydano im drewniane wersje broni z umieszczonymi w „klindze” ołowianymi obciążnikami. Herzer miał nadzieję, że te prawdziwe okażą się odrobinę lżejsze.
Ostatni elementem nowego wyposażenia stanowiła tarcza, i Herzer stwierdził, że jest z niej bardzo niezadowolony. Zamiast typu zaczepianego w dwóch miejscach na przedramieniu trzymało się ją w jednym miejscu z ręką wyciągniętą prosto w dół. Doskonała do walki w formacji, łatwo można było za jej pomocą utworzyć prawdziwą ścianę, prawie nie do przejścia przez wroga, ale tego rodzaju osłony nie dawało się trzymać inaczej niż bezpośrednio przed ciałem. Mimo to dla kogoś szkolonego w znacznie bardziej otwartym stylu walki tarcze były naprawdę niewygodne w użyciu i w dodatku stwarzały niemiłe wrażenie uwięzienia.