Выбрать главу

— Cóż, to było interesujące — stwierdził Edmund. — Zebrać siły, triari. Porządki po bitwie.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY

Praktycznie wszyscy zostali zbryzgani krwią na czerwono i jednym z pierwszych rozkazów było polecenie wyczyszczenia broni i zbroi. Następnie Herzer rozdzielił pracę, kierując część ludzi do opieki nad rannymi, podczas gdy pozostali zajęli się naprawami stosunkowo niewielkich uszkodzeń fortyfikacji. Orkowie próbowali ściągnąć i obalić słupy palisady, ale te były dobrze wkopane w ziemię. Kilka zostało prawie przerąbanych, ale szybko zastąpiono je zapasowymi słupkami przygotowanymi jeszcze przed bitwą. Równocześnie jedna de-kuria stała na straży, a po wykonaniu bieżących napraw żołnierze mieli odpocząć, zjeść i zająć się swoim sprzętem.

Wszystkie trzy pododdziały miały szansę zjeść i odpocząć, zanim Edmund wezwał ich z powrotem na pozycje. Łucznicy znów rozpoczęli ostrzał, ale tym razem wrogowie prowadzeni byli przez kilka postaci odzianych w zbroje płytowe, co ani trochę nie podobało się Herzerowi.

— Zwykłym mieczem nie jesteście w stanie nic zrobić zbroi płytowej — przemówił do Panów Krwi Edmund. — Ale z niewielkiej odległości przebiją się przez nie strzały, podobnie jak dobrze pchnięte pilą. To właściwa chwila na ich użycie, weźcie też do rąk narzędzia budowlane, pokażemy im, jak się zabija ludzi w zbrojach.

Odziani w płytówki zbrojni najwyraźniej z dużym wysiłkiem wspinali się pod górę, a gdy się zbliżyli, stanowiska zajęli główni łucznicy, wysyłając starannie wycelowane strzały w szczeliny na szyjach, łokciach, kolanach i w wizjerach hełmów. Zbrojni próbowali osłaniać się tarczami, ale byli w stanie trzymać je tylko z jednej strony, a wtedy ostro atakowali ich łucznicy z drugiej flanki. Gdy pancerne postacie się zbliżyły, strzały zaczęły się przebijać przez blachy, obalając ich. Zresztą Panowie Krwi mogli też wreszcie zaprząc do dzieła pilą. Te nie były w stanie przebić zbroi, ale wbijały się w tarcze, a po wbiciu w drewno masa broni zmuszała przeciwników do opuszczenia osłon. Wojownicy musieli albo zatrzymać się i próbować wyciągnąć pocisk, albo zrezygnować z całkowicie nieporęcznej osłony. Przeciw Panom Krwi wyruszyło czternastu zbrojnych, lecz do szczytu dotarło tylko pięciu.

— Niech przejdą przez barykadę — rozkazał Edmund rozbawionym głosem, gdy pierwszy z nich dotarł do jej podstawy. — Cofnąć się — dodał, robiąc krok do przodu.

Odziana w zbroję postać chwyciła się szczytu umocnienia i podciągnęła się w górę, prawie spadając do środka, unosząc zaraz tarczę i miecz przeciw Panom Krwi po prawej. Robiąc to, równocześnie odwróciła się plecami do Edmunda, który podszedł i spuścił swój młot wprost na tył głowy zbrojnego. Gruba stal hełmu pękła od uderzenia i przeciwnik padł martwy na twarz.

— Tak się to robi — oświadczył Edmund. — Rozdzielcie ich, zatrzymajcie tarczami z jednej strony, a potem załatwcie toporami i młotami. — Gdy nad szczytem palisady pojawił się następny przeciwnik, spuścił młot na jego opancerzoną rękę, wywołując wrzask i mnóstwo hałasu związanego z upadkiem zbrojnego z palisady i turlaniem się w dół stromego zbocza. — I pamiętajcie, żeby nie walczyć fair.

Przez palisadę przedzierało się teraz już tylko trzech zbrojnych, ci również zostali szybko załatwieni w podobnie brutalny sposób. Ostatni zauważył Herzera i desperacko uniósł zasłonę hełmu, odsłaniając twarz należącą do Galligana, jednego z pomagierów Dionysa.

— Herzer! — wydyszał prawie bez tchu mężczyzna. — Boże, proszę…

— Do zobaczenia w piekle — krzyknął Herzer i wbił pilum w twarz przeciwnika. Następnie przeszedł się wzdłuż barykady i odsłonił twarze poległych.

— Benito też tu jest — stwierdził z satysfakcją.

— Lepiej ci? — zapytał Edmund, gdy pierwszego z wrogów przerzucono przez fortyfikację, by sturlał się w dół pod następną falę orków.

— Trochę — przyznał Herzer. — Ale poczuję się znacznie lepiej, kiedy on zginie — dodał, wskazując w kierunku podstawy wzniesienia, gdzie widać było jeżdżącego między ludźmi McCanoca.

— Nie powinno ci to sprawiać przyjemności — zauważył Edmund.

— Zabijanie ludzi mnie nie cieszy — odparł Herzer, a potem wzruszył ramionami. — No dobrze, jest kilku, których zabicie sprawiło mi pewną satysfakcję. Ale nie mam też w związku z tym jakichś strasznych wyrzutów sumienia. Czy to znaczy, że jestem chory?

— Nie, jeśli nie sprawia ci przyjemności zabijanie dla samego zabijania — odpowiedział Talbot. — Niektórzy łucznicy i część z twoich ludzi wymiotuje teraz na potęgę. Ale to tylko jedno ekstremum reakcji na walkę. Część reaguje tak jak ty, po prostu się za to zabiera. I wszystko w porządku, pod warunkiem, że nie będzie ci to sprawiać przyjemności.

— Lubię współzawodnictwo — stwierdził Herzer. — Naprawdę lubię wygrywać. Nawet jeśli oznacza to, że ten drugi ginie.

— W takim razie, jeśli przeżyjesz jeszcze trochę, będzie z ciebie naprawdę dobry żołnierz. — Edmund uśmiechnął się, gdy McCanoc wezwał z powrotem swoje siły. — A niech tam, już jesteś naprawdę dobrym żołnierzem.

Po krótkiej konsultacji Dionysa z kilkoma jeźdźcami w zbrojach jeden z nich podjechał w stronę umocnień i zatrzymał się poza zasięgiem strzału z łuku, machając uwiązaną na końcu lancy białą szmatą.

Edmund stanął na szczycie barykady i przyłożył dłonie do ust.

— Podejdź, jeśli chcesz negocjować. Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, szybko zrobimy z ciebie jeża.

Jeździec wolno podjechał do góry, z trudem zmagając się ze swoim wierzchowcem, jako że niezbyt wyszkolony koń nieustannie płoszył się, czując przesycający powietrze intensywny zapach krwi. Kilku z atakujących wciąż żyło, ale jeździec nie zwracał na nich uwagi, po prostu omijając ich wyciągnięte ręce.

Kiedy dotarł na odległość umożliwiającą rozmowę z linią obrońców Raven’s Mill, znów się zatrzymał i odsłonił twarz.

— Tego nie poznaję — wymamrotał Herzer.

— Kozioł ofiarny — domyślił się Edmund. — To jak, poddajecie się? — zawołał.

— Nie — odpowiedział tamten z nagłym błyskiem humoru na twarzy. — Ale wzywamy do tego was. Jeśli tego nie zrobicie, po prostu zalejemy waszą nędzną palisadę i zabijemy was wszystkich.

— Powinniście byli spróbować tego od razu — rzekł Talbot. — Teraz straciliście już ilu? Pięćdziesięciu? Setkę ludzi? A reszta nie wykazuje zbytniego entuzjazmu do walki.

— Odejdźcie, a pozwolimy wam żyć — zawołał jeździec. — To najlepsza oferta, jaką dostaniecie.

— Dajcie nam McCanoca i wszystkich pozostałych przy życiu uczestników gwałtu mojej żony oraz ludzi, biorących udział w rzezi Resan, a pozwolimy wam żyć — z pogardą odpowiedział Edmund. — Och, i wracajcie do swojej nory. Wtedy pozwolimy wam odejść z życiem.

— Czy to wasze ostatnie słowo? — zapytała postać w zbroi.

— Tak, to moja ostateczna odpowiedź — z uśmiechem odparł Talbot. — Prawdę mówiąc, dopiero zaczęliśmy się rozgrzewać.

Jeździec potrząsnął głową, a potem zawrócił. U podstawy wzgórza zdał raport McCanocowi, który po prostu podniósł środkowy palec w stronę umocnień, przekazując bardzo stary znak pogardy.

— Teraz zobaczymy, co zrobią — zadumanym głosem powiedział Edmund. — Każ ludziom, żeby coś zjedli. Pójdę porozmawiać z Alyssą i McGibbonem.

Herzer przekazał informację i sam zabrał się do jedzenia. Z powodu docierającego z dołu nad palisadą zapachu krwi i trupów oraz krzyków rannych, proszących między innymi o wodę, nie był to jeden z jego najlepszych posiłków w życiu. Ale zdołał go przełknąć. W końcu wrócił baron, żując kawałek małpy, i kiwnął głową na coś u podstawy wąwozu.