Выбрать главу

— Mówił poważnie.

U podstawy wzgórza zebrały się wszystkie siły, ze zbrojnym w centrum, przy ścieżce, a łucznikami i Przemienionymi ustawionymi na skrzydłach. Na znak McCanoca, cała armia zaczęła wspinać się do góry.

— Przynajmniej ma trochę zmysłu taktycznego — stwierdził Edmund. — Wie, że mając nas za plecami nie może dobrać się do miasta, i że możemy spokojnie wymanewrować go na wzgórzach.

— I co teraz zrobimy? — nerwowo zapytał Herzer. Niewielki oddział na wzgórzu miał przed sobą prawie dziesięciokrotnie liczniejszego przeciwnika.

— Zobaczymy, ilu drani poślemy w piach — z chichotem odpowiedział Edmund. — A potem uciekniemy.

Herzer usłyszał ruszające w górę wąwozu konie i odruchowo rozejrzał się wokół.

— Patrzeć przed siebie — zawołał baron. — Oni idą w górę, a my ich będziemy zabijać. Nie ma w tym żadnej filozofii.

Przemienieni posuwający się między drzewami stanowili kiepski cel dla łuczników, więc skupili się na opancerzonych postaciach idących szlakiem. Znów zbrojni padali, ale za nimi posuwała się fala orków, a po jakimś czasie podchodzenia wróg znalazł się w odległości pozwalającej mu odpowiedzieć ogniem. Ich łuki były lżejsze niż te z Raven’s Mill, ale trafiali głównie w łuczników i ich pomocników. Łucznicy skierowali ostrzał na nich, ale robiąc to, dali szansę spokojnego wspięcia się pod górę zbrojnym.

Ludzie w zbrojach, pnący się szlakiem, szli znacznie szybciej niż idący zboczami orkowie, więc pierwsi dotarli do palisady. Znów doszło do desperackich zmagań wokół powalonego drzewa, gdy zbrojni zaleli palisadę. Herzer ochoczo wziął się do dzieła, wymachując potężnym młotem używanym do wbijania w ziemię słupów palisady, a jego zaprawione mięśnie spuszczały go na wrogów z olbrzymią siłą. Jednak posługiwanie się nim wymagało obu rąk i jednemu ze zbrojnych udało się ciąć Herzera w lewe ramię. Po krótkich, zażartych zmaganiach wszyscy zbrojni zostali powaleni i nadszedł czas na uporanie się z nadchodzącymi ich śladem orkami.

Herzer tu też znalazł się w samym sercu bitwy. Podniósł upuszczone przez kogoś pilum i rzucił nim w dół, w tarczę jednego z orków, po czym podniósł swoją tarczę i wyciągnął krótki miecz.

— PANOWIE KRWI, DO MNIE! — krzyknął, tnąc groteskowo Przemienione postacie wspinające się na umocnienia.

Po jego bokach pojawili się Cruz i Deann i we trójkę udało im się utworzyć ścianę tarcz, gdy fala przeciwników zalała umocnienia. Wszystko później rozmyło się, cały czas siekli i kłuli wrogów przed sobą, tnąc odsłonięte ramiona, opuszczając tarcze przed sobą na stopy przeciwników, wyprowadzając mordercze dźgnięcia w twarze, i podnosili je z powrotem.

Gdzieś w trakcie walki Herzer zauważył, czy może wyczuł poruszającego się z boku Edmunda. Za każdym razem, gdy ich szereg wymagał wzmocnienia, nagle błyskał w słońcu młot barona, miażdżąc orka, dwóch czy trzech i obryzgując przeciwników fontanną krwi.

Herzer nie miał pojęcia, jak długo trwała bitwa, po prostu ciął i rąbał, ciął i rąbał, jak na szkoleniu, tyle że towarzyszyły temu wrzaski orków i okazjonalne stęknięcia po jego bokach. W końcu fala zawróciła i jedynymi ludźmi stojącymi na barykadzie byli obrońcy Raven’s Mill.

Fosę wypełniały ciała, w większości orków, ale zginęło też kilku Panów Krwi i nieco więcej łuczników. Ed Stalker leżał w wypełnionej krwią i ciałami fosie przebity mieczem, ale z własną klingą wbitą w gardło orka, który go powalił. Bue Pedersen dostał paskudne cięcie na prawym ramieniu, zalewające krwią pospiesznie zaaplikowany bandaż, i przynajmniej trzech łuczników miało już nigdy więcej nie zobaczyć Raven’s Mill.

— Wyrzucić ciała wrogów przez palisadę i rozpocząć jej demontaż — rozkazał Edmund. — Zacznijcie transportować rannych w górę. Martwych zakopać w fosie.

— Tak jest, sir — zmęczonym głosem odpowiedział Herzer. — Nie będziemy obdzierać ciał? — spytał, patrząc na trupy i kilku rannych. Gdy pytał, kilku ludzi dobijało właśnie orków. — Jest tu trochę dobrego materiału, który mógłby się nam przydać.

— Tak, ale nie jesteśmy w stanie tego nieść — zauważył Edmund. — Lepiej będzie, jeśli to zostawimy. McGibbon.

— Panie.

— Wyślij połowę swoich łuczników do pierwszego punktu odwrotu — rozkazał Talbot. — Powinien tam czekać jeździec.

Edmund stanął na płaskowyżu, gdy Panowie Krwi i pozostali łucznicy zabrali się do pracy.

— Ile to potrwa, Herzer? — zapytał, osłaniając oczy przed słońcem.

— Trzydzieści minut, baronie — wydyszał Herzer, wyciągając z ziemi jeden ze słupków palisady.

— Mnóstwo czasu — wymamrotał Edmund, patrząc w dół wąwozu. — Zobacz, jak się kręcą. Łucznicy, zostawcie to i sprawdźcie, czy jesteście w stanie ich stąd sięgnąć.

Pod osłoną strzał łuczników, którzy faktycznie byli w stanie dostrzelić do miejsca, gdzie wróg usiłował przeformować szyki, triari szybko rozebrali swoje umocnienia i zakopali ciała towarzyszy. Jeśli pokryła ich przy tym krew wrogów, tym lepiej, jednak trupy wrogów zostawiono na powierzchni, żeby zajęli się nimi ich przyjaciele. Albo i nie. W dolinie Shenan wciąż było mnóstwo kruków, które już zaczęły się zbierać.

— Łucznicy, przejść do drugiego punktu obrony — rozkazał Edmund. — Kiedy dojdziecie, Mac, niech reszta rusza w górę. Panowie Krwi, do obozu. Ruszać się.

* * *

Wieczór zastał ich z powrotem za palisadą, którą opuścili poprzedniego dnia. Dostali pierwszy gorący posiłek od jakiegoś czasu, a podpłomyki i gotowana wieprzowina nigdy jeszcze nie smakowały im tak dobrze. Kawaleria odjechała, zanim tam doszli, ale Panowie Krwi i łucznicy stanowili razem dostateczną siłę, by ograniczyć się do minimalnych wart i wszyscy mogli porządnie odpocząć.

W dolinie migotały ogniska przeciwnika i choć nie byli w stanie dostrzec jego ruchów, wiedzieli, że jak długo ogniska płoną, wróg nigdzie się nie ruszył.

Po zejściu z warty Herzer szybko usnął, ale śniły mu się tak żywe sny, że nieustannie się budził. Kiedy nie spał, słyszał obóz wokół wypełniony jękami i mamrotaniem innych, co najwyraźniej stanowiło reakcję po bitwie. W końcu przed świtem zrezygnował z prób dalszego snu, założył zbroję i podszedł do ogniska w środku obozu. Baron też był na nogach i podał mu kubek sasafrasowej herbaty.

— To cholernie nędzny substytut prawdziwej herbaty — Edmund skrzywił się — ale przynajmniej jest gorące.

Herzer napił się trochę i rozgrzał dłonie, przyglądając się palisadzie.

— Jakieś wieści?

— Ani śladu. Co, jak myślę, oznacza, że wynieśli się w środku nocy.

Przed podejściem do ogniska Herzer przyjrzał się dolinie, więc teraz potrząsnął głową.

— Wciąż są tam ognie.

— Jasne, zostawia się za sobą kilku ludzi, którzy pilnują ognia, a resztę się wyprowadza. To stara sztuczka.

— Ale nie będziemy wiedzieć, gdzie się skierowali — zmartwił się Herzer. — Mogą być już w połowie doliny!

— I co? — Edmund zaśmiał się. — Nie obchodzi mnie, jak szybko się poruszają. Teraz, kiedy trochę odpoczęliście, możemy ich bez trudu wyprzedzić. Jesteśmy wewnątrz ich pola manewru. W którąkolwiek udadzą się stronę, możemy zajść im drogę. Jeśli pójdą na północ, my zrobimy to samo i albo ich wyprzedzimy, albo zejdziemy do mostu, żeby ich odciąć. Jeśli spróbują pójść z powrotem wokół góry, możemy przejść przez rzekę przed nimi i zrobić to samo. Jesteśmy wewnątrz ich łuku.